- Wystarczy mi wizyta u jednego Kaczyńskiego - zażartował Sebastian Świderski po dzisiejszym spotkaniu z premierem.
O godz. 19.20 przyjmujący naszej reprezentacji zameldował się w pałacyku UM przy ul. Kazimierza Wielkiego. Po drodze wciąż musiał odpowiadać na pytania. W pociągu z Warszawy do Poznania rozpoznali go konduktorzy i pasażerowie, a potem nie mógł się nagadać w samochodzie ze swym przyjacielem, masażystą Arkadiuszem Wodniczakiem.
Bez krawata, ale z krążkiem
- Koniecznie chciał założyć krawat, ale mu nie pozwoliłem - żartował wprowadzając Świderskiego do pałacyku prezydent Gorzowa Tadeusz Jędrzejczak. Ale ,,Świder'' i tak uciekł na chwilę do samochodu. - Przecież muszę wam pokazać medal, bo zdobyłem go dla was! - wytłumaczył chwilową nieobecność.
Srebrny prostokąt z zaokrąglonymi brzegami nosi ślady zębów wicemistrza świata. - Tyle razy go już przygryzałem, że w końcu porobiły się na nim rysy - powiedział z uśmiechem od ucha do ucha.
Powitanie było kameralne, ale bardzo uroczyste. Padło mnóstwo ciepłych słów. Wicemistrz świata dostał bukiety kwiatów, dzwonek na 750-lecie Gorzowa i pięknie wydaną ,,Kronikę sportu''. - Życzę ci, byś do wydania za rok 2008 wpisał olimpijski medal Polaków w Pekinie - zawyrokował prezydent.
Wspaniałe chwile przeżywał Stanisław Kuryś, pierwszy trener Sebastiana. Uczył chłopaka siatkówki od trzeciej do ósmej klasy. Potem ,,Świder'' trafił pod skrzydła Mariana Świątka i Andrzeja Stanulewicza. Ci ludzie od początku wierzyli, że ich wychowanek zawojuje świat.
Szkoda, że w Japonii
Świderski nie mógł się nachwalić polskich kibiców. - W Warszawie zgotowali nam takie powitanie, że z powodu emocji spałem tylko trzy godziny - powiedział. - Dziś w rodzinnym mieście spotkała mnie kolejna niespodzianka. Warto żyć i ciężko pracować dla takich momentów.
Sebastian bardzo żałował, że mistrzostwa odbyły się na krańcu świata, dwanaście godzin lotem samolotem od Europy. I bynajmniej nie dlatego, że z powodu ciasnoty w kabinie aż dziesięć godzin przestał z kolegami obok foteli.
- Cóż, takie mamy czasy, że światem rządzi pieniądz - wyjaśnił. - Nie jest prawdą, że ta impreza była perfekcyjnie zorganizowana. Hale wypełniały się publicznością tylko podczas meczów gospodarzy i w ostatni, finałowy dzień turnieju.
Wiele do życzenia pozostawiała też organizacja pobytu ekip. - Zdarzyło się, że razem z dwoma innymi drużynami musieliśmy czekać 11 godzin na przydzielenie nam pokojów w hotelu. Przy naszym memoriale Wagnera japońscy organizatorzy powinni się schować w mysiej dziurze - oświadczył bez ogródek.
Obiecał cięższą pracę
Dziś przed południem Sebastian odleci z Berlina do Perugi, gdzie wreszcie spotka się z żoną, dwojgiem dzieci i dołączy do kolegów z RPA Volley. Pod koniec bieżącego sezonu zamierza jeszcze pomóc ekipie GTPS Dziewulski Inkaso Team Gorzów awansować do ekstraklasy. Potem czeka go seria występów w reprezentacji.
- Najpierw zagramy w Lidze Światowej, a następnie w mistrzostwach Europy w Moskwie. Rywale już ostrzą sobie zęby, by zrzucić nas z piedestału - powiedział. - Jesienią przyjdzie czas na Puchar Świata i być może kwalifikacje olimpijskie. Trener Raul Lozano obiecał nam tylko jedno: że będziemy pracowali jeszcze ciężej. Brazylia gra na razie siatkówkę o jedną dekadę do przodu. Koniecznie chcemy ich dogonić.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?