LKS GOCZAŁKOWICE ZDRÓJ – WARTA GORZÓW WLKP. 2:2 (1:1)
- Bramki: Ćwielong 2 (36 karny, 48 z wolnego) – Gardzielwicz (3), Krauz (86 karny).
- Warta: Bukowski – Bielawski, Siwiński, Ogrodowski, Grudziński – Ufir (od 55 min Burzyński), Jachno (od 81 min Duda), Kasprzak (od 65 min Śledzicki), Gardzielewicz – Rybicki (od 65 min Surmański) – Krauz.
- Żółte kartki: Ogrodowski, Ufir, Gardzielewicz.
Uwierzycie, że gdyby zrobić tabelę tylko na podstawie wyników z wiosennej rundy, to Warta Gorzów byłaby… liderem III grupy?! Tak, tak, to nie pomyłka! W pięciu tegorocznych spotkaniach – w tej liczbie aż czterech wyjazdowych! – gorzowianie zanotowali na swoim koncie dwie wygrane i trzy remisy. Dziewięć punktów to świetny i – powiedzmy sobie szczerze – nieoczekiwany dorobek ekipy trenera Mateusza Konefała. Oby tak dalej!
Zaskoczyli gospodarzy wysokim pressingiem
Pomysłem gości na zaskoczenie czwartego w tabeli zespołu z Goczałkowic Zdrój było zastosowanie od pierwszego gwizdka sędziego wysokiego pressingu. Opłacił się on bardzo szybko, bo już w 3 min. Warciarze przejęli piłkę na połowie gospodarzy, podali ją do ustawionego na linii pola karnego Karola Gardzielewicza, a ten – zupełnie nie atakowany przez pogubionych w defensywie rywali – płaskim uderzeniem posłał ją tuż przy słupku do bramki. 1:0 dla przyjezdnych!
Chwilę później Warta mogła prowadzić 2:0, lecz Krystianowi Rybickiemu zabrakło odrobiny szczęścia, by wślizgiem metr przed linią bramkową skutecznie sfinalizować akcję swych kolegów.
- Może to dziwnie zabrzmi, ale prowadzenie bardzo nas usztywniło – przyznał po meczu szkoleniowiec gorzowian. – Zamiast ruszyć na pogubionych przeciwników i szybko strzelić drugiego gola, wycofaliśmy się na własną połowę i podświadomie zaczęliśmy bronić wyniku. Przeżyłem swoiste deja vu meczu z rezerwami Miedzi Legnica. Wtedy zrobiliśmy taki sam błąd.
Dwa trafienia Ćwielonga
Choć w ekipie gospodarzy nie grał z powodu kontuzji kolana były, 76-krotny reprezentant Polski Łukasz Piszczek, to drużyna ta ma wystarczająco wielu klasowych piłkarzy, by skarcić nadmiernie przestraszonego przeciwnika. Tak właśnie zrobił Piotr Ćwielong, znany z ekstraklasowych występów w Ruchu Chorzów i Wiśle Kraków. W 36 min z zimną krwią wykorzystał „jedenastkę”, podyktowaną za zagranie ręką w polu karnym przez Mateusza Ogrodowskiego, a tuż po wznowieniu gry w drugiej połowie, w 48 min, precyzyjnie i skutecznie przymierzył nad murem z rzutu wolnego. Z rezultatu 0:1 szybko zrobiło się 2:1.
Dopięli swego w końcówce
Negatywny wynik podział na gości… otrzeźwiająco. Nie mieli już czego bronić, więc ruszyli do śmiałych ataków. Dominik Siwiński trafił futbolówką w słupek, a Gardzielewicz minimalnie chybił celu, uderzając z ostrego kąta. W 86 min przyjezdni wreszcie dopięli swego. Obrońca LKS zatrzymał ręką piłkę, niechybnie zmierzającą do siatki po strzale Pawła Krauzego (gracz miejscowych zobaczył za to czerwoną kartkę), zaś tenże Krauz pewnie trafił z karnego. 2:2!
- Mogło być lepiej, bo apetyt rośnie w miarę jedzenie – podsumował spotkanie Konefał. – Bierzemy jednak ten jeden punkt i już myślimy o sobotnich, lubuskich derbach z Cariną Gubin w Gorzowie!
Czytaj również:
Warta Gorzów chce przetrwać wiosenną rundę. I utrzymać się w piłkarskiej trzeciej lidzeWywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?