MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Umowa na słowo

STEFAN CIEŚLA 722 57 72 [email protected]
- Oszukano nas na zarobkach, które i tak mamy tylko na papierze - pokazują (od lewej) Karolina Kowalczyk, Aneta Tarasek, Barbara Paprocka i Anna Flizikowska
- Oszukano nas na zarobkach, które i tak mamy tylko na papierze - pokazują (od lewej) Karolina Kowalczyk, Aneta Tarasek, Barbara Paprocka i Anna Flizikowska Paweł Siarkiewicz
- Pan Szkopiński wrzeszczał, że wypłaci nam zarobione pieniądze, gdy powiemy, kto oczernił jego firmę albo napiszemy o niej list pochwalny. Od innych też usiłował wymusić informację, kto na niego doniósł - mówi Barbara Paprocka.

Z poznańską firmą Apoli na saksach we Francji była już trzy razy. - Do tej pory płacili za pracę, więc na wyjazd namówiłam znajomych - mówi. W listopadzie razem z nią na zbiór sałaty na południu Francji wybrało się jeszcze dziewięć osób z Gorzowa i okolic. Dzisiaj, choć nie jest im do śmiechu, żartują, że to przez nią wpuszczono ich w sałatę.

Umowa na słowo

Aby wyjechać, musieli założyć własną działalność gospodarczą. - Szefowie Apoli Anna i Adam Szkopińscy byli bardzo mili i uczynni. Pomogli nam we wszystkich formalnościach - opowiada Karolina Kowalczyk. Zarabiać mieli 14 zł na godzinę. Dla nich, w większości bezrobotnych, była to ogromna kwota. Za przejazd i zakwaterowanie płacić miał francuski pracodawca, jeść mieli za swoje. Warunki pracy ustalone zostały ,,na słowo'', w przysłanych im później do domów pisemnych umowach już ich nie było. - Już na miejscu pan Szkopiński instruował nas, że jak się zjawi francuska inspekcja pracy, mamy mówić, że płacą nam od główki sałaty, a nie za godzinę - wspomina Anna Flizikowska.

Chamski wykład

Pracę w okolicach Avignon zaczęli 2 listopada, wraz z nimi 300 osób z Polski. Nie narzekali, choć praca nie była lekka - cały czas w kucki, po dziewięć godzin dziennie, również w soboty. - Po dwóch tygodniach przyjechał pan Szkopiński, zebrał całą grupę i zrobił nam chamski wykład o naszej niewdzięczności. Okazało się, że spędził dwie doby we francuskim areszcie, bo ktoś z Polaków doniósł policji pracy, że płaci tylko 2,90 euro za godzinę, podczas gdy minimalna płaca wynosi we Francji 7,90 euro - mówi K. Kowalczyk.
Później dowiedzieli się, że francuska firma płaciła Apoli 11 euro za godzinę. - Pan Szkopiński powiedział, że wszystko jest legalne i nie życzy sobie, abyśmy otwierali mordy i mówili, ile zarabiamy - dodaje A. Flizikowska.

Ani grosza, tylko wrzask

K. Kowalczyk wróciła z ojcem do kraju 22 listopada. - 8 grudnia przyjechaliśmy wszyscy, bo władze francuskie uznały działalność pana Szkopińskiego za nielegalną. Nam powiedział, że ma problemy z administracją francuską przez to, że ktoś z naszej grupy go oczernił - mówi B. Paprocka.
Czekali na pieniądze za przepracowane dni. Biuro podatkowe zaproponowane wcześniej przez Szkopińskich przysłało im rozliczenie zarobków. Po odprowadzeniu podatków i składek wyszło, że mają dostać na rękę po 760 zł. - Powinniśmy z ojcem mieć po 2,5 tys. zł. Wbrew umowie potrącili nam koszty zakwaterowania, a także wydatki za przejazd i diety, które rzekomo nam wypłacono - pokazuje rachunki K. Kowalczyk. Ci, co wrócili w grudniu, policzyli, że powinni dostać po 3,4 tys. zł. Zbliżały się święta, ale na ich konta nie wpływała ani złotówka. - Dzwoniliśmy do firmy codziennie, ale albo państwa Szkopińskich nie było, albo odkładali słuchawkę. Przed świętami pojechaliśmy w pięć osób do Poznania. Pan Szkopiński tylko na nas nawrzeszczał i wezwał policję, która kazała nam opuścić biuro - opowiada B. Paprocka.

Zachwiali nam opinię

Prezes Apoli A. Szkopińska jest nieuchwytna, bo przebywa za granicą. Dowiadujemy się o tym od A. Szkopińskiego, który odzywa się także wtedy, gdy telefonujemy na komórkę pani prezes. W odpowiedzi na konkretne pytania wygłasza długie tyrady o misji jego firmy w torowaniu drogi polskim pracownikom na trudny francuski rynek pracy. - Jesteśmy jak lodołamacz, administracja francuska stale podkłada nam nogę - mówi. Zapewnia, że jego firma jest solidna i nie oszukuje ludzi. - Wbrew zakazowi rozmawiali z francuskim klientem, który zerwał z nami umowę. Zakwestionowałem tych dziesięć wypłat, bo moja firma poniosła straty. Oni powinni nam jeszcze dopłacić - wyjaśnia finansowe sankcje wobec gorzowian.

Będzie proces

- Wysłaliśmy żądanie zapłaty. Apoli nie odpowiedziało, skierowaliśmy więc pozwy do sądu pracy - mówią A. Flizikowska i A. Tarasek. Termin pierwszej rozprawy gorzowski sąd wyznaczył na 22 lutego.
A. Szkopiński wie, że pracownicy go pozwali. - Rozprawa będzie śmiechu warta. Jeśli chcecie się tym zajmować, proszę bardzo. Radzę tylko ostrożnie pisać, abyśmy też nie spotkali się w sądzie - ostrzega.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska