Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W ostatniej chwili

RENATA OCHWAT 0 95 722 57 72 [email protected]
Biały tynk odnowionych elewacji świeci na całą wioskę. Na remont czeka jeszcze kościelna wieża z zabytkowym dzwonem. Mieszkańcy Janczewa są wzruszeni i dumni, że udała im się rzecz niebywała.

- Do tej pory modliliśmy się w oborze, bo jak inaczej nazwać salkę straży pożarnej. Teraz jest miejsce, gdzie w każdej chwili można przyjść i pobyć z Panem Bogiem - mówi Małgorzata Wałuszczyk. Razem z mężem Pawłem i czteromiesięcznym synkiem Bartoszkiem przyszła na poświęcenie odbudowanego kościoła.

W ostatniej chwili

Janczewski kościół zamknięto 11 lat temu. Przeciekał dach, straszył odpadający tynk. Z czasem było coraz gorzej. Ktoś wytłukł okna, zniszczył wnętrze. Stojąca tuż przy trasie z Gorzowa do Santoka świątynia straszyła swoim wyglądem. Parafia w Gralewie nie miała pieniędzy na tak potężny remont. Trzeba było Barbary i Jana Kowalewskich, którym serce i sumienie nie pozwoliło patrzeć na zrujnowany szachulcowy kościółek.
- Impulsem do działania było odkrycie, że krzywi się wieża. Mogła runąć wprost na dach świątyni, a wtedy to już nic by się nie dało zrobić - opowiada Kowalewski, na co dzień przedsiębiorca, szef największej we wsi firmy Komages. A kiedy pewnego dnia z wieży kościelnej runął na ziemię dzwon, bo spróchniała i przegniła belka nie wytrzymała jego ciężaru, i omal nie zabił jednego z mieszkańców, zakasali rękawy i wzięli się do pracy. - Powołaliśmy fundację na rzecz ratowania kościoła - opowiada przedsiębiorca. On został prezesem rady fundatorów, żona prezesem zarządu fundacji odpowiedzialnym za finanse.
Mimo że potrzeba było ogromnych pieniędzy, 15 sierpnia 2004 r. zdecydowali, że zaczynają. Całkowity koszt to ok. 700 tys. zł, sami mieszkańcy muszą zebrać ok. 150 tys. (reszta z dotacji). - Sprzedajemy cegiełki i każdy się dokłada - mówi Kowalewska. Potwierdzają to mieszkańcy. - Na taki szczytny cel warto - mówi Jolanta Paździor.

Pod wodną bramą

Uratowany kościółek musiał być poświęcony. - Za dużo tu nowych materiałów - mówił sufragan naszej diecezji, ks. bp Paweł Socha. Jego samochodu w święto Matki Bożej Zielnej z kościelnej wieży wypatrywał dyżurny strażak. Kiedy tylko go zauważył, rozdzwonił się jedyny ocalały dzwon, a pozostali strażacy utworzyli wodną bramę. Auto zatrzymało się tuż przy czerwonym chodniku. W niewielkim kościółku zmieściła się tylko garstka wiernych, pozostali, także i z okolicznych wiosek, tłoczyli się na zewnątrz.
- Kiedy byłem tu w 2002 r. i chodziliśmy z księdzem proboszczem po tych gruzach, zgroza brała. Teraz tu jest pięknie! - zachwycał się biskup. Potem święconą wodą pokropił ołtarz, stół ołtarzowy i ściany budynku. - No, nareszcie Pan Jezus wrócił do swego domu po 11 latach emigracji - mówił do zgromadzonych.
- Już myślałam, że nie doczekam tej chwili. Jestem wzruszona i bardzo szczęśliwa - mówiła po uroczystości Czesława Świerczak. Cała wioska spotkała się na wojskowej grochówce, cieście i kawie w remizie strażackiej. Poczęstunek postawiła fundacja. - Długo żyję, ale pierwszy raz widzę, że ktoś nie ukradł pieniędzy i jeszcze na zupę zaprosił - mówił pan Józef (prosił o anonimowość, bo to mała wioska).

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska