Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

- Wymodliłem sobie życie - mówi górnik z Głogowa

Dorota Nyk 76 835 81 11 [email protected]
Górnik strzałowy Zbigniew Piwowarczyk na zdjęciu jeszcze w szpitalu razem z synem Łukaszem. Jeszcze słaby, ale szczęśliwy.
Górnik strzałowy Zbigniew Piwowarczyk na zdjęciu jeszcze w szpitalu razem z synem Łukaszem. Jeszcze słaby, ale szczęśliwy. fot. Dorota Nyk
- Już myślałem, że to koniec - opowiada głogowianin Zbigniew Piwowarczyk. Górnik, który przeżył zawał w kopalni Polkowice - Sieroszowice. Przez cztery godziny był przysypany razem z trzema kolegami, tysiąc metrów pod ziemią.

Zatrzęsło nad ranem 7 października w rejonie szybu SW - 1. Najpierw większy wstrząs był o 2.50, kolejny, mniejszy, dwie minuty później. Do rana było jeszcze kilka małych wstrząsów. Od tych pierwszych zawalił się chodnik na oddziale G-54, 1 020 metrów pod ziemią.

- Ja jestem z oddziału S-5, ale akurat nas wzięli na G -54, bo były tam roboty strzałowe, które mieliśmy wykonać - opowiada głogowianin Zbigniew Piwowarczyk, górnik strzałowy. - Górnicy mówią, że tam jest koniec świata. Ja bynajmniej już tam nie wejdę.

Według niego była 2.20, kiedy usłyszał dudnienie, pękanie, a potem wszystko się na niego zawaliło. Na niego i jeszcze dwóch kolegów, którzy akurat byli blisko niego.

- Mnie się coś takiego pierwszy raz w życiu przydarzyło, chociaż w kopalni pracuję już od 20 lat, a jako strzałowy od 14 - mówi Piwowarczyk. - Ale jeden z kolegów, z którymi wtedy byłem, był zasypany już trzeci raz. Wszyscy byliśmy świadomi, na szczęście żaden nie stracił przytomności. W pierwszej chwili myślałem co prawda, że nie żyję, ale potem przekonałem się, że jednak tak się nie stało.

- Odkopałem sobie głowę, żebym mógł oddychać. Dwaj koledzy zrobili to samo. Wtedy się usłyszeliśmy i od razu pojawiła się nadzieja na przeżycie.

- Oni byli przerażeni i zaczęli krzyczeć ze strachu. Ja tak samo, ale pomyślałem, że jestem przecież najstarszy. Kazałem im się uspokoić i przestać krzyczeć, i nie marnować powietrza. Wiedzieliśmy, że musimy czekać aż nas stamtąd wyciągną.

W akcji ratowniczej brało udział osiem zastępów ratowników, czyli 38 osób. Według górnika, czekanie aż do nich dotrą trwało jakieś 40 minut. - Cały czas się modliliśmy. Na głos, wspólnie, do Boga. O pomoc i żebyśmy przeżyli - wspomina.

Zobaczyli błyskające latarki ratowników. Najpierw dostali od nich wodę do picia, a potem ratownicy ręcznie odkopywali chodnik, w którym byli uwięzieni. - Zanim mnie wyciągnęli, upłynęło jakieś cztery, pięć godzin. Sam nie wiem, bo tam pod ziemią czas bardzo szybko płynął.

- O siódmej rano przyjechała do mnie delegacja z kopalni - wspomina jego żona, Anna Piwowarczyk. - Jak ich zobaczyłam, to się pode mną nogi ugięły. Szybko mi wyjaśnili, że mój mąż żyje, ale miał wypadek i jest w szpitalu.

Wtedy, w czasie tego zawału, w strefie zagrożenia znalazło się dziesięciu górników. Jeden z nich zginął. To 50-letni sztygar z Polkowic, który akurat robił obchód po oddziale.

- Sztygar był akurat jedną komorę przed nami. Nie wiedzieliśmy, że go zasypało. O jego śmierci dowiedzieliśmy się dopiero jak byliśmy w szpitalu - mówi Piwowarczyk.

Dziewięciu górników trafiło do szpitali ze zranieniami i złamaniami. Niektórzy po zbadaniu i opatrzeniu wrócili do domów. Najciężej ranny, ze zmiażdżoną ręką, trafił do kliniki we Wrocławiu. W bardzo złym stanie był także Piwowarczyk, który przez dwa tygodnie przebywał na intensywnej terapii, utrzymywano go w śpiączce farmakologicznej.

- Ja się najwięcej nawdychałem tego pyłu - opowiada. - Miałem problemy z oddychaniem. Poza tym skały upadły mi na nogi. Jeszcze nie mogę chodzić o własnych siłach. Mówią tu w szpitalu, że dopóki sam nie zacznę chodzić, to mnie nie wypuszczą.

Codziennie w szpitalu odwiedzają go żona, syn i córka. - Mąż przez tyle lat pracuje w kopalni, ale nigdy nie sądziłam, że coś mu się stanie - mówi pani Anna. - Chyba odsuwałam od siebie złe myśli, sądziłam, że nieszczęśliwe sytuacje nas nie dotyczą. Teraz sobie nie wyobrażam, jak mąż wyzdrowieje i będzie musiał wrócić do pracy. Za każdym razem będę czuła strach.

- Ten górnik był właściwie w najgorszym stanie spośród tych, którzy przeżyli zawał. Ale psychicznie trzymał się najlepiej z wszystkich - mówi dyrektor departamentu PR w KGHM Dariusz Wyborski. - Z przekazów wiem, że on pomagał i podtrzymywał na duchu pozostałych. Na początku więc wydawało się, że jest w dobrym stanie. Dopiero potem okazało się, że z nim jest źle.

O górników zadbał także ich pracodawca. - Byłam w szpitalu w Głogowie, gdzie trafiła największa grupa naszych pracowników - opowiada dyrektor ds. pracowniczych ZG Polkowice-Sieroszowice Beata Kozak. - Rozmawiałam z pracownikami, z żoną pana Piwowarczyka, który akurat był nieprzytomny. Także z dyrekcją szpitala i z lekarzami. Pytałam, jak można pomóc, żeby nasi pracownicy mieli jak najlepszą opiekę. Szpital zapewnił, że ma odpowiednie zabezpieczenie medyczne, no ale zawsze coś by się przydało. M. in. dla pana Piwowarczyka kupiliśmy leki i środki medyczne oraz oprzyrządowanie do sztucznej nerki. Jego i jego kolegów objęliśmy indywidualną opieką psychologiczną. Spotkania z psychologiem mieli także żona i dzieci pana Piwowarczyka. W tę sobotę organizujemy spotkanie z psychologiem dla wszystkich poszkodowanych i ich kolegów. Następnym krokiem będzie pomoc w rehabilitacji. Organizujemy wczasy rehabilitacyjno-lecznicze dla najbardziej poszkodowanych.

Czy rzeczywiście ten oddział G-54 jest najgorszy w całej kopalni? - Na Rudnej też bez przerwy są wstrząsy i tąpnięcia, nawet na Lubinie się zdarzają. Jakbyśmy umieli przewidzieć, co i gdzie nam zgotuje przyroda, to byśmy umieli temu zapobiec - odpowiada dyrektor Okręgowego Urzędu Górniczego we Wrocławiu Andrzej Ciepielewski.

Oddział G-54 nadal jest wyłączony z eksploatacji, a urząd bada przyczyny i okoliczności wypadku. - W ciągu miesiąca od wypadku, jeśli nie nastąpią jakieś przeszkody, mamy wydać orzeczenie, czy są winni tego zdarzenia, czy ktoś naruszył jakieś przepisy. Przesłuchujemy świadków i wkrótce będziemy wiedzieli, jaka była przyczyna wypadku zbiorowego. Mamy do przesłuchania 17 osób, w tej chwili przesłuchaliśmy dwie trzecie z nich.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska