Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zadarła z byłym pracodawcą i przegrała. - Pozbyłam się złudzeń. Coraz częściej za uczciwość płaci się wysoką cenę - napisała do nas Czytelniczka

(kb)
fot. sxc.hu
Nasza Czytelniczka jest samotną matką i… pracownicą po przejściach. Zadarła z byłym pracodawcą i przegrała. "Okazało się, że białe jest czarne!" - napisała gorzko w liście do naszej redakcji.

"Gazeta Lubuska" wielokrotnie pisała o problemach pracowników. Choćby takich, którzy nie dostają świadczeń pracowniczych, o osobach zwalnianych z pracy. Formalnie takie osoby mają wiele praw. "Ale rzeczywistość nie jest taka różowa i prosta" - zastrzega nasza Czytelniczka.

To właśnie dlatego napisała do "GL" - by podzielić się z innymi Czytelnikami swoimi doświadczeniami: "Zostałam zwolniona z pracy w lipcu 2008 roku. Skorzystałam z przysługującego mi prawa i odwołałam się do sądu. Do tej pory przegrałam sprawę o bezpodstawne zwolnienie z pracy w I i II instancji oraz sprawę o wypłatę odszkodowania z tytułu zakazu konkurencji, ale to nie koniec. Zamierzam nadal się odwoływać, tym razem korzystając już z pomocy adwokata. Uczestniczę również w sprawie przeciwko mojemu byłemu pracodawcy, założonej przez Inspekcję Pracy".

Stałam się niewygodna

Pani Joanna uważa, że podwładny ma u nas mniejsze prawa niż jego szef: "Wystarczy przejrzeć Internet, żeby znaleźć porady, jak pozbyć się niewygodnego pracownika. W taki sposób, by potem nie było problemów w sądzie. Ja padłam ofiarą takiego właśnie działania. Wyrzucono mnie z firmy z dnia na dzień, nie podając żadnej konkretnej przyczyny.

Pod względem formalnym moje zwolnienie było przeprowadzone prawidłowo, a że rzeczywistość wyglądała inaczej!? Gdy mnie zatrudniano, firma była w bardzo złej kondycji finansowej. W czasie dwóch lat pozyskałam dla firmy 150 klientów, wielu kluczowych. Dzięki mojej pracy obroty wzrosły kilkakrotnie. Dostawałam wynagrodzenie prowizyjne, więc moja pensja była czasem wyższa niż specjalistów. Stworzyłam między innymi bazę dokumentacyjną działalności firmy, koordynowałam pracę biura.

Byłam prawą ręką szefowej i najbardziej zaufanym pracownikiem. W kwestii wykonywania przeze mnie pracy nigdy nic mi nie zarzucono. Zaczęłam jednak angażować się w sprawy pracownicze i nie pozostawałam obojętna na działania pracodawcy, który łamał przepisy kodeksu pracy. Za co zostałam zwolniona. Pozbyto się niewygodnego pracownika. Wykorzystano i wyrzucono. Pozyskani przeze mnie klienci przynoszą teraz firmie stałe rosnące zyski, a pracodawca nie musi już płacić mi prowizji.

Zwolnienie mnie posłużyło przy okazji za zdyscyplinowanie i zastraszenie pozostałych pracowników. W ciągu jednego dnia z najlepszego pracownika stałam się największym wrogiem. Sprawa znalazła finał w sądzie. Ja przeciwko byłemu pracodawcy, jego adwokatowi i "koleżankom", które zeznawały przeciw mnie, powtarzając chórem te same kłamstwa i obelgi".

Mówiłam głośno

Pani Joanna opowiada, że reprezentowała załogę i stawała w obronie innych kolegów, gdyż pracodawca coraz częściej pozbawiał ich praw wynikających z przepisów prawa oraz ubezpieczeń społecznych: "Mówiłam, co mi się nie podoba. Że wynagrodzenia nie są wypłacane na czas, że pracodawca nie wypłaca nadgodzin, świadczeń urlopowych, nie odprowadza składek, że pracownicy traktowani są nierówno.

Sprawa skończyła się w Inspekcji Pracy, do której kilka miesięcy po zwolnieniu złożyłam skargę. Przedstawiłam dowody, opisałam praktyki stosowane w firmie. Przeprowadzono kontrolę, z której nic konkretnego nie wynikło. Pracodawca nie przyjął mandatu wiedząc, że sprawa trafi do Sądu Grodzkiego, a tam ze względu na małą szkodliwość popełnionych wykroczeń wymierzona kara będzie dużo mniejsza. Tak też się stało, za wykroczenia sąd przyznał karę 510 zł…

Po wniesieniu sprzeciwu, sprawa ma jednak ciąg dalszy. W firmie nadal popełniane są te same wykroczenia, do tej pory między innymi nie wypłacono za nadgodziny od 2007 roku. Pracownicy, którzy pracują w firmie, siedzą cicho. Ze strachu przed utratą pracy podpisują różne dokumenty. Twierdzą, że godzili się na wszystko i nie powiedzą złego słowa o pracodawcy. Mają krótką pamięć… Zapomnieli, jak narzekali, jak błagali pracodawcę żeby zapłacił im wynagrodzenie, bo nie mają pieniędzy na życie. Teraz za to, że chciałam pomóc, by nie musieli dopominać się o swoje prawa uważają mnie za osobę mściwą, zawistną, za którą cytuję "Trzeba się modlić". Taką dostałam zapłatę".

Zapłaciłam za wiarę

"Jaki więc sens ma pomoc innym, jaki sens mają kontrole Inspekcji Pracy i szarpanie się z nieuczciwymi pracodawcami, którzy są bezkarni? To walka z wiatrakami. Mówi się, że prawo stoi po stronie pracownika, w tym przypadku - to tylko puste słowa! W mojej umowie o pracę jest zapis o zakazie wykorzystywania w celach konkurencyjnych kontaktów z kontrahentami firmy. W celu potwierdzenia, czy jest to zakaz konkurencji, o którym mówi kodeks pracy, zwróciłam się do Inspekcji Pracy.

Dla upewnienia skorzystałam również z porady prawnika, pytałam wiele osób. Otrzymałam też odpowiedź od specjalistów na forum prawniczym. Wszyscy zgodnie twierdzili, że jest to zakaz konkurencji i powinnam wystąpić do sądu po odszkodowanie z tego tytułu. Żeby jednak załatwić sprawę polubownie, wysłałam do byłej firmy pismo dotyczące wypłaty odszkodowania. Zostałam zignorowana. Kolejnym krokiem było złożenie sprawy do Sądu Pracy.

Niestety, argumenty mojego byłego pracodawcy były bardziej wiarygodne niż zapis na umowie o pracę. Pracowałam w firmie jako koordynator działu natomiast pracodawca udowadniał, że pełniłam tylko czynności sekretarskie i nie posiadam żadnych cennych informacji. Sprawę przegrałam i zostałam obciążona kosztami zastępstwa procesowego w kwocie 900 zł. Ale o tym nikt wcześniej nie mówił - a za niewiedzę trzeba płacić".

Kto teraz doradzi?

Pani Joanna zarabia teraz 1.150 zł na rękę i samotnie wychowuje dziecko: "Wszyscy mi dobrze radzili, ale kto teraz zapłaci te koszty? Mówili, że coś jest białe, okazało się, że jest czarne! Pozostaje odwołać się do sądu II instancji i ryzykować kolejne koszty (około 1.000 zł) albo odpuścić i odejść ze spuszczoną głową - z poczuciem wielkiej niesprawiedliwości. I kto teraz doradzi? Czemu nikt wcześniej nie mówił o kosztach zastępstwa procesowego.

O tym, że nie ma prawników specjalizujących się w prawie pracy, że zostaje się samemu, że to takie trudne? Ja mam się czuć winna? Przecież nic złego nie zrobiłam! Włożyłam ogromny wkład w działalność i rozwój firmy. Pomogłam firmie stanąć na nogi, pomnożyć zyski. W podziękowaniu za pracę zostałam wyrzucona na bruk. Po zwolnieniu nie podjęłam działalności konkurencyjnej, nie dorabiałam się kosztem byłego pracodawcy. Szukałam sprawiedliwości w sądzie. Pozbyłam się jednak złudzeń. Wokół kłamstwo, obłuda.... Okazuje się, że w naszym państwie coraz częściej za uczciwość płaci się wysoką cenę".

(Śródtytuły pochodzą od redakcji)

CZEKAMY NA OPINIE

Przeżyłeś podobną historię, jaką opisała pani Joanna? A może jesteś w stanie jej coś doradzić?
Na Twój głos czeka Katarzyna Borek:
* możesz zadzwonić: tel. 0 68 324 88 37,
* napisać: kborek@gazetalubuska,
* lub przyjść do redakcji w Zielonej Górze przy al. Niepodległości 25 (dział łączności z Czytelnikami)

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska