Po dobrym meczu w Moskwie z Khimkami wydawało się, że w kolejnym starciu z czołowym zespołem Europy Zenitem Sankt Petersburg jesteśmy w stanie powalczyć o kolejny dobry rezultat. Tymczasem zostaliśmy niemal wbici w parkiet. Te dwa spotkania pokazały, że owszem, budżety nie zawsze grają i w sprzyjających okolicznościach (tak było w Moskwie) nasz zespół może próbować nawiązać walkę z mocniejszymi. Jednak kiedy rywal gra na całego, różnicę widać jak na dłoni i ona szybciutko przekłada się na wynik. Tak było we wtorkowy wieczór w hali CRS w Zielonej Górze. Dopóki staraliśmy się twardo stawiać Rosjanom, a oni jeszcze nie włączyli wyższego biegu jakoś to wyglądało. Później to była gra ,,do jednej bramki”. Podkreślił to szkoleniowiec zielonogórzan Żan Tabak. - Widzieliśmy tu dwa mecze, do przerwy jeden i po przerwie inny - mówił szkoleniowiec. - Do przerwy mój zespól próbował walczyć, popełniał błędy, ale walczył! W drugiej połowie z jakiegoś powodu przestaliśmy grać. Dopadła nas jakaś mentalna blokada; nie wiem czemu, ale przestaliśmy walczyć, poddaliśmy się.
- Rywale wykorzystali nasze słabości - mówi Marcel Ponitka. - W trzeciej kwarcie staraliśmy się jakoś złapać oddech. To euroligowy zespół, który gra fizyczną koszykówkę i potrafi każdy nawet najmniejszy błąd rywala natychmiast wykorzystać. W trzeciej kwarcie nie graliśmy tego co powinniśmy. Było zbyt wiele przestojów i błędy w ataku. Nie wypełnialiśmy przedmeczowych założeń, a w pewnym momencie nawet się trochę poddaliśmy, co Zenit wykorzystał. Potem już trudno było coś odrobić. Zabrakło nam decyzyjności w ataku i agresywności w obronie. Zenit trafiał łatwe rzuty, grał szybko z kontry i skończyło się naszą wysoka porażką.
Statystyki pokazują przepaść jaka tego wieczoru była między naszymi zespołami. W rzutach z gry rywale mieli 55,2 proc. skuteczności (32 celne rzuty na 58 oddanych), Stelmet - 36,7 proc. (22/60). Za dwa Zenit osiągnął 71 proc (22/31), gospodarze 41 proc. (16/39). W zbiórkach nie wyglądało to źle bo byliśmy tylko minimalnie gorsi 32:34. Bardzo wiele dzieliło nas w liczbie astyst. Zaliczyliśmy ich 16, a rywal 25. W sumie nawet biorąc pod uwagę różnice obu zespołów, był to nasz słaby występ w którym charakter pokazaliśmy tylko do przerwy.
Na rozpamiętywanie tej porażki nie ma czasu bo już w czwartkowe popołudnie gramy kolejny mecz w ekstraklasie i kolejny wyjazdowy. Walczymy w Ostrowie Wlkp. z BM Slam Stalą. To mocniejszy rywal niż nasz pierwszy ligowy przeciwnik, Start Lublin z którym przecież przegraliśmy w inauguracji 79:84. Zespół z Ostrowa po powrocie do ekstraklasy, po rocznej adaptacji odgrywa w niej czołowe role. W ubiegłym sezonie wprawdzie przegrał w ćwierćfinale z Anwilem, ale w poprzednim zdobył srebrny medal, a jeszcze wcześniej brązowy. W obecnym ambicje klubu są podobne. Nowy trener Jacek Winnicki zmontował ciekawą ekipę i nikt w Ostrowie nie będzie miał łatwo. W inauguracji Stal niespodziewanie uległa beniaminkowi Astrorii Bydgoszcz 88:94 i z pewnością zechce się zrehabilitować. Miejmy nadzieję, że zielonogórzanie odpowiedzą na to dobrą grą. Mecz w czwartek o godz. 17.30. Transmisja w Polsacie Sport.
Wojciech Łobodziński, trener Arki Gdynia: Karny był ewidentny
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?