Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Zielona Góra: Żyją tu jak w więzieniu!

Anna Chreptowicz 68 324 88 18
Krystyna Cichocka mówi, że aby wprowadzić mamę na wózku do bloku, musi korzystać z pomocy sasiadów.
Krystyna Cichocka mówi, że aby wprowadzić mamę na wózku do bloku, musi korzystać z pomocy sasiadów. Mariusz Kapała
- Starsi ludzie żyją tu jak w więzieniu, bo nie mogą wydostać się z domu! - mówi Irena Bąk, mieszkanka bloku przy ul. Lisiej.

Przeczytaj też:Strach w mieście po odkryciu domowego arsenału (wideo, zdjęcia)

Kobieta od roku stara się przekonać spółdzielnię do budowy podjazdu dla wózków inwalidzkich. Takiego normalnego podjazdu - po którym i inwalida bezpiecznie przejedzie, i mama z maleństwem w wózeczku. Bo teraz zjazdy tu są, owszem. Ale strome i niepraktyczne. Rzeczywiście, o czym przekonaliśmy się sami, niepełnosprawny samodzielnie tamtędy nie zjedzie, bo wózek się wywróci. Nawet zwykłą spacerówkę sprowadzi tylko postawny mężczyzna.

- No i widzi pani. Póki mąż był zdrowy, ten problem mnie nie dotyczył. Zauważyłam go, jak Kazimierz zachorował - opowiada Irena Bąk, mieszkanka jednego z bloków. Nagle sześć schodów dzielących parter od drzwi wyjściowych stało się barierą nie do pokonania. - Jak mąż mógł chodzić, pomagałam mu zejść. Potem chwytał się skrzynki pocztowej, a ja znosiłam jego wózek - opowiada.

Bloki wybudowano w latach 50. ubiegłego wieku. Na tamte czasy były nowoczesne, bo miały windę. Tylko, że zjeżdża ona jedynie na półpiętro. Do pokonania zostaje jeszcze sześć schodów ze stromym zjazdem dla wózków. Gdy mąż pani Ireny przestał chodzić, w wydostaniu się z bloku pomagali im sąsiedzi. Mama Krystyny Cichockiej w ogóle nie chodzi sama. Kiedy więc trzeba, córka o pomoc prosi sąsiadów. Zawsze pomagają, ale... nie zawsze są w domu.

Jak ich nie ma, wychodzi na ulicę, zaczepia przechodniów i prosi o pomoc. - Gdy jeździłam z mamą na zabiegi, czasem nawet 40 minut czekałam, zanim znalazł się ktoś do pomocy. Zimą też trzeba było stać i czekać.

Podobnych historii można usłyszeć tu wiele. Mieszkańcy opowiadają o sąsiadach, dla których blok jest jak więzienie, bo nie mogą się z niego samodzielnie wydostać. Słyszymy o byłym policjancie z bloku nr 53, który nie miał nóg i ze schodów schodził na rękach. Jak wspomina K. Cichocka, jego koledzy i sąsiedzi skrzyknęli się i ukradkiem zrobili dla niego zjazd. - Całą noc pilnowali, żeby beton zasechł. Spółdzielnia nic o tym nie wiedziała. A jak się dowiedzieli, to zrobiła się awantura, że bez zgody i jak tak można? Zastanawiali się nawet, czy tego nie zburzyć - opowiada.

Pani Irena dodaje, że ostatecznie zjazd został. A po pewnym czasie spółdzielnia wybudowała dwa kolejne w pozostałych blokach. Niestety strome, przez co nieużyteczne dla osób niepełnosprawnych. I tu wracamy do punktu wyjścia.

Irena Bąk od roku pisze do spółdzielni pisma w tej sprawie. Dostaje odpowiedzi podparte paragrafami, że spółdzielnia nie może nic zrobić, że brakuje funduszy, że trzeba czekać. Więc czekała. Aż w lipcu zmarł jej mąż. - Mąż już nie doczekał - mówi smutno. Ale nie zaniechała starań. Uznała, że warto zawalczyć dla innych i dla siebie.

Zebrała 87 podpisów od swoich sąsiadów. - Liczba tych podpisów chyba wskazuje na wagę naszego problemu. Myślę, że w spółdzielni powinni uwzględnić ten obywatelski wniosek - mówi I. Bąk.
Skontaktowaliśmy się z Zielonogórską Spółdzielnią Mieszkaniową.

- W tej sprawie przeprowadzimy konsultacje z mieszkańcami - powiedział nam prezes Dariusz Maćkowiak, gdy przedstawiliśmy mu sprawę. Jak potoczą się losy nieszczęśliwego podjazdu? Na pewno sprawdzimy, czy spółdzielnia pomoże mieszkańcom.

Nieruchomości z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska