Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Aneta żyje. I to jest cud

Michał Szczęch 68 324 88 34 [email protected]
Aneta Zatwarnicka ma 37 lat. Treningi karate zaczęła 20 lat temu. Zdobyła czarny pas i mistrzostwo Polski. W ostatnim czasie szkoliła dzieci i młodzież. Dziś trudno byłoby rozmawiać z Anetą. Być może, gdy jej stan się polepszy, sama zechce opowiedzieć o swojej walce, by dać nadzieję innym?
Aneta Zatwarnicka ma 37 lat. Treningi karate zaczęła 20 lat temu. Zdobyła czarny pas i mistrzostwo Polski. W ostatnim czasie szkoliła dzieci i młodzież. Dziś trudno byłoby rozmawiać z Anetą. Być może, gdy jej stan się polepszy, sama zechce opowiedzieć o swojej walce, by dać nadzieję innym? Michał Szczęch
Choroba zaatakowała nagle, podstępnie. Dziś każdy dzień jest dla Anety wyzwaniem. Właśnie zaczęła mówić. Uczy się jeść. W przyszłości może zacznie chodzić.

Sterylna sala jest dla niej tajemnicą. Pobyt w szpitalu to czas wycięty z życiorysu. Dziś wie jedynie, co było tuż przed szpitalem. Ćwiczyła na perkusji. Źle się poczuła. Do szpitala pojechała w nocy. Napisała tylko dwa esemesy. Zasnęła.

Przebudzenie

Spojrzała na swoje ciało. Nie miało dłoni i nóg. Chciała krzyczeć. Każde słowo blokowała rurka wsadzona do gardła. Zdała sobie sprawę, jak beznadziejnie kruche jest życie. Postawiła cel, że od nowa nauczy się chodzić i poruszać rękami. Właśnie zaczęła mówić. Uczy się jeść…

20 lat temu

- Będę grać na pianinie - postanawia Aneta. Po pracy chodzi na lekcje. Wieczorami zamyka się z perkusją w garażu. Interesuje ją kultura Dalekiego Wschodu. Poznaje chiński alfabet, je pałeczkami. Największa miłość Anety to jednak sztuki walki. 20 lat temu wstępuje do szkoły Nidan. Pod okiem Mirka - swojego sensei - opanowuje kata, kihon, kumite. Uczy się pokory i szacunku dla zasad dojo. Zdobywa czarny pas. Od początku wie, że karate ma sens, że musi ćwiczyć - do bólu, po kres, po zwycięstwo.

Na pierwszym treningu pięści zdziera do krwi. Wraca do domu, ćwiczy dalej.
- Po co to robisz? - pyta siostra.
- Sensei mi kazał.
- Możesz powiedzieć, że zrobiłaś. Nikt się nie zorientuje.
- Wtedy oszukałabym samą siebie.

Wycięte z życiorysu

Styczeń 2014. Aneta walczy o życie. Nie ma trybun, nie ma maty. Są ściany i szpitalne łóżko. Aneta leży w śpiączce. Oddycha za nią maszyna.

Sepsa i toczeń wielonarządowy - brzmi diagnoza. Choroba siedziała w Anecie od lat, zaatakowała nagle, rzadki przypadek, stan krytyczny. Dają jej dwa, góra trzy dni.

- Sensei kazał ci walczyć do końca! - krzyczy Basia nad łóżkiem Anety, jakby chciała coś w niej obudzić, dać impuls. Basia to pielęgniarka, żona Mirka. W szpitalu czuwa godzinami.

Nikomu nie wolno płakać przy Anecie. Żadnego użalania się. Żadnej litości. Każda infekcja może zaszkodzić. Już Basia o to zadbała, żeby negatywne emocje nie zabijały w Anecie woli walki. Leży jak w pancerzu, w czterech ścianach sterylnego pokoju.

Ludzie próbują czytać z ruchu jej ust, z ruchu powiek. Tygodniami nie potrafi do nich dotrzeć. Nie może wyrazić, co myśli, co czuje. Z Anetą nie ma kontaktu. Nawet gdy wychodzi ze śpiączki, rurka tracheo wciśnięta do gardła nie pozwala jej mówić.

Wcześniej lekarz zrobił zdjęcia jej nóg i rąk. Aneta mrugnięciem miała zgodzić się na amputację. Nogi i ręce umarły. Mrugnęła.

Można mówić o cudzie

- Życie jest beznadziejnie kruche. Dlatego każdy dzień trzeba traktować jak ten ostatni. Trzeba żyć naprawdę. Wtedy w trudnych chwilach człowiek potrafi walczyć - twierdzi doktor Wojciech Świtała, ordynator oddziału anestezjologii i intensywnej terapii szpitala w Zielonej Górze.

To właśnie na oddział doktora Świtały trafiła Aneta. - Była w stanie krytycznym. Rzadki przypadek. Dawaliśmy jej dwa, góra trzy dni. Stoczyła walkę. Wciąż jest z nami. Bezwzględnie można mówi o cudzie, również z medycznego punktu widzenia - uważa doktor Świtała.

Ciężką sepsę, z którą Aneta trafiła do doktora Świtały, wywołał paciorkowiec. W trakcie sepsy doszło do zapalenia naczyń. W konsekwencji konieczna okazała się amputacja dłoni i nóg.

- Tak, okaleczyliśmy Anetę. Ale wybór był właściwie żaden - doktor Świtała wskazuje na wybór między życiem a śmiercią. - Przy okazji sepsy wyszła choroba układowa. To choroba tkanki łącznej. Rozwija się podstępnie. Siedziała w Anecie przynajmniej półtora roku. Powstawały przeciwciała skierowane przeciwko własnym tkankom. Organizm Anety atakował sam siebie. Na początku pojawiały się bóle stawów, stany podgorączkowe, złe samopoczucie. To przeszło w niewydolność wielu narządów układowych, między innymi krążenia, oddychania, nerek i wątroby. Skąd to się wzięło? Trudno powiedzieć. Gdyby było wiadomo, wiedzielibyśmy też, jak toczeń narządowy leczyć. A dziś jest to choroba nieuleczalna, ciężka do wykrycia, nad którą, na szczęście, tym razem zapanowaliśmy. To, że Aneta była sportowcem, dało jej siłę psychiczną i pomaga na obecnym etapie leczenia - o tym przekonany jest doktor Świtała. - Przecież siła psychiczna to zawsze punkt uchwytu dla życia.

Siłą jest wola życia

Trener Mirosław Kuciarski zwraca uwagę na ten paradoks, że sportowcy, herosi, wygrywają gigantyczne pojedynki na światowych arenach, a w zwykłym życiu, gdy wydarzy się coś złego, tak często są bezradni. - Dlatego ludzie, którzy ćwiczą karate, rozwijają nie tylko swoje ciało, ale też umysł - podkreśla. - Zwracamy uwagę na sferę mentalną. Budujemy mocną osobowość, człowiek się wtedy nie lęka. To co stosujemy na treningu, wprowadzamy też w codzienne życie. Później karatecy łatwiej radzą sobie z przeciwnościami.

- Po amputacji Aneta uczy się żyć w nowych warunkach - zauważa psycholog Barbara Łysiak z zielonogórskiego szpitala. - To jest cud, że Aneta w ogóle żyje i ma tak dobre rokowania.

Skąd ten cud? To pytanie nawet psycholog Łysiak pozostawia bez odpowiedzi.

Gra na perkusji, na pianinie, jedzenie chińskimi pałeczkami, mierzenie się z przeciwnikiem na macie... Wszystko już było. Czy wróci? Zdaniem psycholog Łysiak kurczowe trzymanie się przeszłości do niczego dobrego w trakcie leczenia nie prowadzi. - To spala. Nie czas, by myśleć o przeszłości. Dobrze jest, kiedy pacjent taki jak Aneta zaakceptuje, w jakim miejscu jest teraz. Dobrze jest, kiedy myśli nie o tym, co miał kiedyś, ale o tym, co pozostało - Barbara Łysiak podkreśla, że Anecie zostało przecież dużo. - Może mówić, może oddychać, poruszać się. Ma narządy, które funkcjonują, a przecież nie funkcjonowały. Pacjent taki jak Aneta mierzy się z każdym dniem. Teraz Aneta uczy się na nowo jeść. Później samodzielnie usiądzie na łóżko, na wózek. Zacznie żyć z protezami. Każdy dzień przyniesie nowe wyzwanie. Ale najważniejsze jest tu i teraz.

Na oddział intensywnej terapii zielonogórskiego szpitala trafiają ludzie po wypadkach. Tracą zdrowie, sprawność. Oswajanie się z tą sytuacją to proces, niekiedy długotrwały. - Każdy taki chory ma chwile zwątpienia, buntu, złości, przychodzą załamania - psycholog Łysiak podkreśla, że chory ma do tego prawo. To element procesu. - Decyzje pacjent podejmuje stopniowo, krok po kroku, z dnia na dzień. U Anety na pewno siłą jest wola życia.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska