MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Bomba na zapleczu

HENRYKA BEDNARSKA (95) 722 57 72 [email protected]
Pobrane przez policjantów z zaplecza sklepu próbki substancji chemicznych będą badane w laboratorium kryminalistycznym KWP w Gorzowie
Pobrane przez policjantów z zaplecza sklepu próbki substancji chemicznych będą badane w laboratorium kryminalistycznym KWP w Gorzowie Sławomir Sajkowski
Oparzona twarz i 40 proc. ciała, uszkodzone oczy, połamane ręce i nogi - takie obrażenia odnieśli dwaj mężczyźni w środowych wybuchach w gorzowskim sklepie z bronią. Wszystko przez chałupniczy wyrób fajerwerków.

Za sklepem przy ul. Kostrzyńskiej szkło rozsypane w promieniu 15 m. W tej części budynku, gdzie doszło do wybuchów, w oknach nie ma ani jednej szyby. Wyrwało drzwi. Coś uderzyło w samochód stojący kilkadziesiąt metrów dalej - przednia szyba nadaje się tylko do wymiany.
Policjanci liczą broń, biorą próbki różnych substancji chemicznych służących do wyrobu sztucznych ogni. To chemikalia były przypuszczalnie przyczyną wybuchów. - Być może z substancji wydzielały się opary, być może doszło do reakcji chemicznej - mówi rzecznik miejskiej policji w Gorzowie Sławomir Konieczny.
Przed budynkiem zatrzymuje się samochód. - Kurczę, miałem odebrać wiatrówkę. Zostawiłem ją do skorygowania lunety - denerwuje się mieszkaniec Kostrzyna nad Odrą.

Bomba na zapleczu

Pierwszy raz wybuchło trochę po 17.00. Na zapleczu sklepu był 34-letni mężczyzna, który prawdopodobnie przygotowywał fajerwerki. Huknęło tak, że odrzuciło go na kilka metrów. To wtedy wypadły wszystkie szyby.
Pierwsi przyjechali strażacy. - Ugasiliśmy niewielki pożar, paliły się kartony i wyposażenie - informuje rzecznik miejskich strażaków Dariusz Derda.
Później do akcji wkroczyli policjanci. O 20.00 na zaplecze wszedł 37-letni właściciel sklepu (oficjalnie jest nim jego przyjaciółka). Eksplodowało drugi raz. Wybuch był już mniejszy, ale jeszcze groźniejszy w skutkach. Właściciel sklepu ma poparzone 40 proc. powierzchni ciała, twarz, uszkodzone oczy. - Jest w bardzo ciężkim stanie. Śmigłowiec zabrał go do szpitala w Nowej Soli, który specjalizuje się w oparzeniach - mówi dyrektor gorzowskiej lecznicy Leszek Wakulicz.
Ofiara pierwszego wybuchu jest w stanie ciężkim, z połamanymi rękoma, nogami i ranami szarpanymi leży na oddziale intensywnej opieki.

Brak wyobraźni

Właścicielka sklepu miała koncesję na handel bronią i jej naprawę (w sklepie było kilkadziesiąt sztuk broni: myśliwskiej, bojowej, gazowej, sygnałowej i alarmowej). Koncesja była na kobietę, bo faktyczny właściciel sklepu już ją raz stracił - mówi wysoki rangą oficer Komendy Wojewódzkiej Policji, która prowadzi sprawę.
Właścicielkę spotkaliśmy w czwartkowe południe przed budynkiem. - Nie mam dziś nic do powiedzenia - oświadczyła "GL". Już wiadomo, że i ona prawdopodobnie straci koncesję. - Stwierdziliśmy nieprawidłowości, wystąpiliśmy więc do Ministerstwa Spraw Wewnętrznych o jej cofnięcie - tłumaczy naczelnik wydziału postępowań administracyjnych KWP Zbigniew Kołecki.
To, co stało się w sklepie z bronią, rzecznik Konieczny nazywa brakiem odpowiedzialności. Oficer z KWP mówi wprost, że to wina prowadzących sklep: - Nie mieli pojęcia, w co się bawią. Obok budynku mogli przechodzić ludzie, w sklepie byli klienci. Prowadzący sklep stworzyli zagrożenie dla wielu osób. Niewykluczone, że taki zarzut postawi im policja.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska