MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Do pracy nie wróci

Dorota Nyk
Marian Burak chciałby normalnie żyć i pracować. O swoją trudną sytuację obwinia polskie sądy i byłego pracodawcę.
Marian Burak chciałby normalnie żyć i pracować. O swoją trudną sytuację obwinia polskie sądy i byłego pracodawcę. fot. Dorota Nyk
Marian Burak złożył skargę do Strasburga i Luksemburga. Czuje się poszkodowany przez polski sąd - mówi jego były szef Marek Migo z Górnika Polkowice.

Polkowiczanin pracował kiedyś właśnie w Górniku Polkowice. Ponad cztery lata był konserwatorem obiektów sportowych. Obecnie jest inwalidą, do końca życia będzie niepełnosprawny. - Mam zaniki pamięci, uszkodzony centralny układ nerwowy, tracę wzrok - wylicza.

Zdziwił się po powrocie

A jeszcze trzy lata temu pracował w klubie, zatrudniony jako niepełnosprawny. 12 czerwca dostał zadanie: podzielić stadion na cztery części. Wspomina, że wtedy był upał. - Siedziałem w pomieszczeniu, gdzie było jeszcze bardziej gorąco - opowiada. - Mieszałem farby, a potem wywoziłem wózek pneumatyczny z farbą. W sumie 7,5 km linii miałem zrobić. W trakcie malowania potwornie mnie zaczęła boleć głowa. Czułem i zachowywałem się jak pijany, nie wiedziałem, gdzie jestem. Wieczorem żona zaprowadziła mnie do lekarza. Od razu wezwał pogotowie. W szpitalu w Lubinie straciłem przytomność prawie na trzy dni.

Okazało się, że polkowiczanin doznał udaru mózgu. Trafił do kliniki wojskowej we Wrocławiu, gdzie usunięto mu naczyniaka. - Żona zgłosiła wypadek przy pracy - opowiada M. Burak. - Ale kiedy poszedłem do klubu po powrocie ze szpitala, po 40 dniach, okazało się, że nie ma protokołu powypadkowego. I wtedy zaczęły się moje problemy.

Podarł mu zwolnienie?

Polkowiczanin procesował się z klubem o uznanie swego nieszczęścia za wypadek przy pracy. Sąd oddalił jego powództwo uznając, że udar nastąpił nie z powodu nadmiaru pracy w trudnych warunkach, ale z powodu naczyniaka tętniczo-żylnego, a przy tym nadciśnienia potęgowanego paleniem papierosów. "Uwzględnienie wniosku mogłoby skutkować szeregiem roszczeń z jego strony" - motywował swoją decyzję sędzia. M. Burak odwołał się, ale bez skutku.

Obecnie toczą się kolejne sprawy. Z kierownikiem M. Migo - o mobbing i zniszczenie dokumentu, o godziny nadliczbowe. - Porwał moje zwolnienie lekarskie - skarży się na byłego szefa polkowiczanin.

- Zaczęło się od tego, że komisja zakładowa nie uznała przypadłości tego pana za wypadek przy pracy. On przegrał ze wszystkimi w sądzie i zostałem tylko ja, bo byłem jego bezpośrednim szefem - mówi kierownik Górnika Polkowice M. Migo. - Sądzi się ze mną o rzeczy, które nie miały miejsca. 22 czerwca mamy kolejną rozprawę.

Pan Burak wysłał skargi do sądu najwyższego, do ministra sprawiedliwości, do prokuratury krajowej i do rzecznika praw obywatelskich. Kilka dni temu także do Trybunału Praw Człowieka w Strasburgu i Europejskiego Parlamentu Sprawiedliwości w Luksemburgu. Niepełnosprawny skarży się na polskie sądy. Biegły lekarz powołany przez prokuraturę w opinii napisał, że bezpośrednią przyczyną pęknięcia naczyniaka był gwałtowny wzrost ciśnienia spowodowany pracą w wysokiej temperaturze i z nadmiernym obciążeniem. Dlatego - zdaniem tego akurat lekarza - zdarzenie to należy uznać za wypadek przy pracy. M. Burak nie rozumie, dlaczego biegły powołany przez sąd twierdzi inaczej.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska