Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Gorzów miastem kultury?

Wojciech Wyszogrodzki 95 722 57 72 [email protected]
Czy Gorzów jest miastem kultury?
Czy Gorzów jest miastem kultury? fot. Kazimierz Ligocki
Sypiący się Grodzki Dom Kultury, budżet Jazz Clubu obcięty niemal o połowę, brak rozpoznawalnej w kraju imprezy, CBA w filharmonii - tak kończy się dekada w gorzowskiej kulturze. I 15-lecie rządów Lidii Przybyłowicz.

Dyrektor powinien nadawać ton, mieć spójną wizję, wyznaczać kierunki kultury w mieście i zabiegać o jak najlepszy dla niej klimat. Od osobowości takiego urzędnika, od siły jego argumentów zależy, ile dostanie pieniędzy z budżetu. Bo każdy z kilkudziesięciu dyrektorów w magistracie chciałby wyrwać jak najwięcej z tego tortu. No chyba że chce spokojnie dotrwać do emerytury, rozkładając jedynie ręce i mówiąc, że to niemożliwe. Nic więc dziwnego, że ocena stanu kultury jest też podsumowaniem działań Lidii Przybyłowicz. Zwłaszcza, że za swoją pracę dostała nagrodę przyznawaną za szczególne osiągnięcia.

Bo co nam wychodzi najlepiej w kulturze? Ordery. Jeśli nie chcą nam ich przyznawać, sami o nie się upomnimy. "Niezręcznie mi o tym mówić, bo nie wiem, jak to ująć, żeby nie wyszło, że czuję się rozżalona albo skrzywdzona, aczkolwiek tak się czuję" - tak o braku nagrody za pracę przy obchodach 750-lecia miasta mówiła dyrektor Przybyłowicz w rozmowie z jednym z portali w 2008 r. Okazja do naprawienia tej niegodziwości pojawiła się w ubiegłym roku. Tymczasem dyrektor wydziału to w urzędzie postać raczej nie najgorzej wynagradzana. A osoba odpowiedzialna za kulturę oprócz wysokiej pensji, trzynastki, za swoją pracę otrzymuje premie, służbowo i za darmo bywa na imprezach w mieście, kraju i za granicą. Motyl przyznawany jest na ogół twórcom, a tymczasem zgarnęła go urzędniczka odchodząca na emeryturę. Statuetka warta jest ponoć 7 tys. zł, a do niej jest koperta z jeszcze wyższą kwotą. Czy Motyl jest nagrodą za wysługę lat, czy za dokonania? Jaki stan kultury zostawia więc nagrodzona?

Znani i nieznani

W latach dziewięćdziesiątych nasze miasto było rozpoznawane w kraju. Festiwal Romane Dyvesa pokazywany był w telewizji, doceniano gorzowskie Reggae, miasto tym żyło. Z czymś Gorzów kojarzono. Dziś nie mamy sztandarowej, eksportowej imprezy, która jest wizytówką miasta. Musimy wydawać setki tysięcy na szukanie i promowanie marki, bo w kraju jesteśmy nijacy. Oprócz niszowej muzyki jazzowej nie ma niczego, co może nas wyróżnić. Owszem, prężnie działają np. teatr, Lamus czy inne instytucje - są to jednak przedsięwzięcia dla wąskiego grona lub dla nas samych, lepsze czy gorsze imprezy lokalne.

Za chwilę odezwą się głosy, że przecież tyle zespołów działa w mieście, że dają koncerty, że promują miasto etc. Festiwal tańczących dzieci nie przyciąga jednak prawie nikogo oprócz rodzin tychże i samych uczestników, jest dobrą zabawą dla nich samych. Straciliśmy też szansę promocji kultury cygańskiej. W świecie współczesnych mediów sprawniej umościł się Don Wasyl.

Że brakuje pieniędzy? A czy instytucje kultury szukają wsparcia w Unii Europejskiej? Każda z gorzowskich szkół pisze projekty i dostaje pieniądze, za które kupuje nowoczesny sprzęt. Może łatwiej jest wyciągać rękę do magistratu? Zastanawiająca jest także polityka kadrowa: szefowie miejskich instytucji kultury nie mają umów menedżerskich, nie muszą też - jak dyrektorzy teatru czy biblioteki wojewódzkiej, a także dyrektorzy szkół - co kilka lat stawać do konkursu. Może byłby to bodziec to działania?

Płacimy za bylejakość

Piętnastolecie gorzowskiej kultury to też okres dość niejasnych powiązań, które mogłyby zaciekawić jeśli nie odpowiednie służby, to na pewno komisję rewizyjną Rady Miasta. Jak to możliwe, że niemal przez cały okres swego dyrektorowania Lidia Przybyłowicz była prezesem stowarzyszenia reprezentującego interesy Małych Gorzowiaków? Może tutaj zarzekać się, że nie podejmuje w tej sprawie decyzji, jednak to jej wydział organizuje konkurs. Czy nikt przez tyle lat nie potrafił wytłumaczyć dyrektorce, że z jednej funkcji mogłaby zrezygnować? Dla przejrzystości. Takiego konfliktu interesów nie widział jednak ani prezydent, ani radni, których dzieci tam tańczyły bądź tańczą.

Akceptujemy też bylejakość. Sam pracując swego czasu w urzędzie, zmuszony byłem zwrócić się do prezydenta, by wyciągnął konsekwencje od organizatorki koncertu, która za miejską kasę wydała niechlujny program z błędami ortograficznymi. Gdy nie chciałem z kolei zapłacić za źle i niezgodnie z umową wydrukowaną publikację, usłyszałem, że nie można skłócać prezydenta ze środowiskiem. Dopiąłem swego, jednak w następnym rozdaniu Motyli to właśnie te dwie osoby zostały wyróżnione…

Będzie po staremu?

Kolejny przykład to pieniądze na dzieło Piotra Rubika. Wydano na ten cel około miliona złotych, a promocyjnie nie za wiele skorzystaliśmy. No i osoby będące na premierze otrzymały program koncertu z błędami ortograficznymi…

Brakuje nam też konsekwencji. Gdy wydajemy kilka milionów na obchody 750-lecia i promujemy datę założenia miasta, wydaje się naturalnym, że co roku powinniśmy świętować właśnie 2 lipca. Tymczasem (czy na pewno większość gorzowian wyjeżdża wtedy z miasta?) ktoś uparł się, żeby dni Gorzowa organizować w czerwcu, gdy pogoda bywa kapryśna. Choć i tu dyrektor Przybyłowicz z rezerwą wypowiadała się w "GL" o przypadkowych uczestnikach miejskich imprez. Już w trakcie obchodów 750-lecia uznała, że u nas nie mogą udać się nocne przedsięwzięcia. Dopiero gdy kilka lat później organizację dni Gorzowa przejęło MCK, okazało się, że tego brakowało!

Na wernisażach przeważają osoby starsze, czy nie potrafimy przyciągnąć młodych? Dlaczego uciekają? Co robią stypendyści prezydenta? Może zdają sobie sprawę, że nie mają tu szans na awans? Gdy pojawiła się okazja na zmiany w kulturze, odchodząca na emeryturę dyrektorka oznajmiła, że zostaje… w filharmonii. Będzie koordynowała pracę artystyczną. Czy dyrektorom CEA brakuje w tej materii kompetencji? Czy do dzielenia prawie 400 tys. zł na działalność artystyczną potrzeba koordynatora, który zapewne nie będzie miesięcznie brał tysiąca czy dwóch?

Czy jesteśmy zatem skazani na gust Lidii Przybyłowicz? Czy i jak można zmienić gorzowską kulturę? Czy zadowala nas bawienie się w naszym gronie, czy chcemy też promować się przez kulturę na zewnątrz? Czy potrafimy znaleźć coś, co nas wyróżni? I czy w ogóle nam się chce? Zapraszamy do dyskusji.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska