Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Jarosław Kaczyński będzie kandydował na prezydenta

Zbigniew Borek 95 722 57 72 [email protected]
Jarosław Kaczyński w sprawie wyborów się nie wypowiada. Mówią za niego inni politycy PiS.
Jarosław Kaczyński w sprawie wyborów się nie wypowiada. Mówią za niego inni politycy PiS. fot. Bartłomiej Kudowicz
Znak zapytania na końcu naszego tytułu raczej nie jest potrzebny. Politycy PiS już głoszą: nikt inny, tylko Jarosław Kaczyński powinien wystartować w wyborach. Dziś marszałek ogłosił ich termin: 20 czerwca.

- Spotkał nas olbrzymi cios. Nie możemy się jednak poddać. Będziemy dalej pracować, jesteśmy to winni tym, którzy odeszli. Musimy kontynuować ich dzieło - mówił (według "Wprost") Jarosław Kaczyński we wtorek po katastrofie. Europoseł PiS Jacek Kurski w RMF FM wyznał, że "szef partii już wie, co zrobi". - Tylko Jarosław Kaczyński może zastąpić prezydenta. I wszyscy od niego tego oczekują - zapewniał wczoraj na łamach "Polski" Witold Waszczykowski, współpracownik Lecha Kaczyńskiego. Oficjalnie PiS wystawi swojego kandydata w sobotę. Politycy tego ugrupowania zdają sobie jednak sprawę, że dwa miesiące kampanii to za mało na wylansowanie nowej twarzy, a Smoleńsk zabrał wielu ludzi z pierwszego szeregu PiS. Wiedzą też, że czeka nas kampania nie programów, lecz nastrojów, a z Jarosławem Kaczyńskim nigdy nie identyfikowało się tak wielu rodaków.

Jego najsilniejszy rywal - kandydat PO Bronisław Komorowski - jako marszałek Sejmu i głowa państwa zbiera cięgi. Rzekomo okazywał za mało współczucia, tylko jemu nie klaskał żałobny tłum na pl. Piłsudskiego, ponoć za szybko mianował szefów kancelarii prezydenta i Biura Bezpieczeństwa Narodowego. PO raczej jednak już nie postawi na innego kandydata (choć pokusa na wystawienie Donalda Tuska istnieje), bo Komorowski wygrał partyjne prawybory, a czas dla platformy płynie tak szybko jak dla PiS. Dziś marszałek ogłosił, że wybory będą 20 czerwca. Nie miał wyjścia, bo z jednej strony ogranicza go Konstytucja, z drugiej ordynacja. Do poniedziałku komitety muszą zebrać 1 tys. podpisów poparcia, a do 6 maja jeszcze 99 tys. - Chodzi o to, żeby jak najkrótszy był okres "bezkrólewia". Każdy kandydat winien mieć umiejętność mobilizacji elektoratu. Rozmawiamy o kandydatach na najwyższy urząd w państwie - komentuje prof. Piotr Winczorek, współtwórca Konstytucji.

Ci bez silnego zaplecza już się wycofują. Wczoraj zrobił to Ludwik Dorn, rezygnację zapowiada Tomasz Nałęcz. Podpisy zbiera Marek Jurek, a PSL wystawi dziś zapewne Waldemara Pawlaka. - To naturalne, że szef partii kandyduje - mówił nam wczoraj Józef Zych, poseł PSL z Zielonej Góry. Na pole prezydenckich zmagań wyjdzie Andrzej Olechowski, jednak z poparciem tylko Stronnictwa Demokratycznego, bo dla SLD jest liberałem (zakładał w końcu PO). W atmosferze narodowego dramatu Polska wybierze jednak kandydatów jednoznacznych ideowo. PiS postawi na brata prezydenta. Jarosław Kaczyński najpewniej wejdzie do drugiej tury, a w niej 4 lipca może pokonać Komorowskiego.

Prof. Piotr Winczorek: Wybory prezydenckie powinny odbyć się jak najszybciej, aby nie było bezkrólewia

Piotr Winczorek - profesor Uniwersytetu Warszawskiego, prawnik, konstytucjonalista. Od 1993 do 1997 r. był członkiem, a następnie przewodniczącym zespołu stałych ekspertów komisji konstytucyjnej Zgromadzenia Narodowego, która przygotowała Konstytucję RP z 2 kwietnia 1997 r.
(fot. fot. PAP)

- Chodzi o to, by jak najbardziej skrócić okres, w którym obowiązki głowy państwa sprawuje osoba bez prezydenckiego mandatu wyborczego - tak o szybkim terminie wyborów prezydenckich mówi "GL" prof. Piotr Winczorek, konstytucjonalista.

- Panie profesorze, czy Konstytucja, najwyższy rangą akt prawny, sprawdza się w tych tragicznych dla kraju chwilach?
- 13 lat temu, gdy była uchwalana, ani wcześniej, gdy trwały prace nad obecnie obowiązującą Konstytucją, nikt oczywiście nie przewidywał takiej sytuacji. Konstytucja klarownie opisuje jednak procedury, jakie należy zastosować w przypadku - jak to określa - opróżnienia urzędu głowy państwa czy to z powodu śmierci, czy też ciężkiej choroby lub odwołania prezydenta wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego. Marszałek Sejmu Bronisław Komorowski przejął obowiązki prezydenta na tej właśnie podstawie, zapewniając ciągłość władzy prezydenta.

- Słychać jednak krytykę przepisów dotyczących terminu, w jakim muszą się odbyć wybory prezydenckie.
- Termin faktycznie jest krótki. Od chwili śmierci prezydenta marszałek ma dwa tygodnie na podanie terminu wyborów, które muszą się z kolei odbyć w dniu wolnym od pracy w 60 dni od ich zarządzenia. To daje razem najwyżej 74 dni od opróżnienia urzędu, ale to nie jest przypadkowe. Chodzi o to, by jak najbardziej skrócić okres "bezkrólewia", w którym obowiązki głowy państwa sprawuje osoba bez prezydenckiego mandatu wyborczego.

- Nie zmienia to faktu, że komitetom wyborczym zostaje niesłychanie mało czasu na zebranie wymaganych do rejestracji 100 tys. podpisów dla kandydata: zaledwie 15 dni.
- Trzeba przyznać, że to jest pewien kłopot, ale nie wynika on z Konstytucji. Obowiązek dostarczenia Państwowej Komisji Wyborczej 100 tys. podpisów na 45 dni przed wyborami narzuca ordynacja. Tutaj więc jest ewentualne pole do zmian dla ustawodawcy. Być może ten termin powinien wynosić 30 dni, ale wtedy z kolei skróceniu uległaby kampania wyborcza.

- Jak tak ogromną liczbę podpisów mają zebrać kandydaci niedysponujący ogromną machiną partyjną? Ze startu wycofał się już Ludwik Dorn, najpewniej zrobi to Tomasz Nałęcz. Czy to nie jest zaprzeczenie demokracji?
- Nie, to w żaden sposób nie podważa demokracji. Każdy kandydat winien mieć umiejętność mobilizacji dużego przecież elektoratu, jak i przeprowadzenia pewnej pracy organizacyjnej. Rozmawiamy przecież o kandydatach na najwyższy urząd w państwie.

- Jak pan ocenia decyzje podejmowane przez Komorowskiego jako głowę państwa?
- Pan marszałek podejmuje tylko decyzje, które musi podejmować dla zachowania sprawnego funkcjonowania organów państwa, np. mianując szefów kancelarii prezydenta czy Biura Bezpieczeństwa Narodowego. Robi to we właściwym czasie i bardzo wstrzemięźliwie. Z drugiej strony wstrzymuje się z proponowaniem rozwiązań, które mogą zaczekać na prezydenta wybranego w wyborach, jak choćby w sprawie szefa Narodowego Banku Polskiego. Podobnie mogą zaczekać mniej ważne decyzje, np. nominacje sędziowskie, nic się przez to krajowi nie stanie. Nie mam panu marszałkowi nic do zarzucenia.

Czytaj e-wydanie »

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska