Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

K-dron to jest dopiero hit! (wideo, zdjęcia)

Eugeniusz Kurzawa 68 324 88 54 [email protected]
Janusz Kapusta urodził się w 1951 roku w Zalesiu Małym (Wielkopolska). Rysownik, malarz i scenograf. Studiował architekturę na Politechnice Warszawskiej, filozofię na Akademii Teologii Katolickiej. Od 1981 roku mieszka w Nowym Jorku.
Janusz Kapusta urodził się w 1951 roku w Zalesiu Małym (Wielkopolska). Rysownik, malarz i scenograf. Studiował architekturę na Politechnice Warszawskiej, filozofię na Akademii Teologii Katolickiej. Od 1981 roku mieszka w Nowym Jorku. Mariusz Kapała
- W USA nawet głupotę potrafią sprzedać - uważa Janusz Kapusta, znakomity polski rysownik, współpracownik "New York Times", "Washington Post", "Wall Street Journal", twórca hitu zwanego K-dronem.
Pamiątkowa tablica

Odkrywca Janusz Kapusta w Wolsztynie

- Dużo płacą panu za rysunek w "New York Times"?
- Na początku lat 80., gdy zaczynałem współpracę, dostawałem 250 dolarów za rysunek. Publikowałem wtedy nawet dwa w tygodniu. Jeśli więc za mieszkanie płaciłem 130 dolarów miesięcznie, to była niezła płaca. Za pierwszą stronę oczywiście dawali więcej.

- Czyli praca rysownika jest opłacalna.
- Oczywiście. Tam się pracuje dla pieniędzy. Tylko w Polsce bycie rysownikiem prasowym jest traktowane jako hobby.

- Musiał pan wygrać rywalizację z wieloma artystami.
- Konkurencja tam była i jest niesamowita, a napór twórców niezwykły. Bo raz, że napiera cały Nowy Jork, potem 51 stanów USA, ale istnieje jeszcze konkurencja światowa...

- Tymczasem pan nie tylko utrzymał się na trudnym rynku amerykańskim, ale dodatkowo "zastrzelił" wszystkich zaskakującym odkryciem, czyli K-dronem, 11-ścienną bryłą, która stała się przebojem nie tylko filozoficzno-matematycznym, ale i wynalazkiem niezwykle praktycznym.
- Bo Ameryka taka właśnie jest. To kraj ludzi z pomysłami. Oczywiście również ludzi przegranych, tyle że takich się tam nie pokazuje, nie ma mody, żeby mówić o przegranych. Żeby jednak zaistnieć i przetrwać, trzeba zrobić coś zadziwiającego. I mój K-dron okazał się czymś takim. Jako figura użytkowa ma 168 zastosowań, a cztery z nich udało mi się doprowadzić do masowej produkcji. Jedno to 11-ścienny... pustak budowlany. Produkują go dwie fabryki w USA. Mój kolega, świetny rysownik Andrzej Czeczot, żartował sobie z mojego nazwiska, mówiąc, że to K-pustak. Powstał też globus, który nie jest kulą, tylko jakby pomostem między klasycznym globusem a mapą. Istnieje ponadto 16 gier, a w produkcji jest butelka na alkohol.

- Ślady K-dronu można znaleźć także w innych dziedzinach. Widziałem zaprojektowaną przez uczennicę z Poznania damską torebkę w kształcie K-dronu, potem nietypowe siedzenie, umywalkę...
- W Czechach z kolei poczęstowano mnie tortem w kształcie K-dronu. A znana piosenkarka Christina Aguilera nagrywała w studiu, którego ściany były wyłożone K-dronami, co dawało świetną akustykę. I jej płyta odniosła sukces. Oczywiście jest jeszcze mnóstwo innych możliwości.

- Przyjechał pan z Nowego Jorku prosto do Wolsztyna na konferencję naukową poświęconą Józefowi Hoene-Wrońskiemu, zapomnianemu filozofowi i matematykowi z przełomu wieku XVIII i XIX, urodzonemu w tym mieście. To jego filozofia natchnęła pana do stworzenia K-dronu?
- Można tak powiedzieć. Chciałem ćwiczyć wyobraźnię i w ten sposób trafiłem na Hoene-Wrońskiego. Model K-dronu na pewno powstał dzięki inspiracji jego filozofią. Wroński twierdzi bowiem, że my, Polacy powinniśmy wnosić nowe rzeczy do dziejów globu, postawił nam zadanie, żeby wzbogacać świat. Starałem się temu wyzwaniu sprostać.

- Mówi pan o inspiracji filozofią, ale mam wrażenie, że potrafi pan również działać praktycznie. K-dron został wynaleziony w 1985 roku, a dwa lata później opatentowany w USA. Czyli po prostu żyje pan z tego wynalazku...
- To prawda. Ale gdyby ten pomysł przydarzył mi się w Polsce, to pewnie model K-dronu ustawiłbym na półce w domu i pokazywał znajomym. Natomiast Stany Zjednoczone to kraj ludzi praktycznych. Tam nawet głupotę potrafią sprzedać. Oczywiście mam tantiemy z K-dronu. Jeśli ktoś gdzieś wykorzystuje praktycznie ten model, to ja mam zysk. Choć przecież nie tylko sfera materialna liczy się w życiu. Stosunkowo niedawno zrobiłem doktorat z K-dronu na ASP w Warszawie, pamiętam też fascynację tą figurą znakomitego pisarza Jerzego Kosińskiego...

- Ale pieniądze pozwalają panu być dziś człowiekiem niezależnym.
- Niezależnym? Jeszcze bym tę sprawę odłożył na później. Może odniosłem sukces, ale czy osiągnąłem niezależność...?

- Sukces jest zdecydowany. Przecież człowiek z małej wielkopolskiej wsi zdobył Nowy Jork!
- Czy zdobył? Fakty wyglądają tak, że nieznany człowiek ze wsi, bo właściwie jestem chłopem z Zalesia, które liczyło gdzieś 100 osób, awansował do miasteczka Dąbie koło Koła. Stamtąd poszedł do liceum sztuk plastycznych w Poznaniu, następnie znalazł się w Warszawie, gdzie studiował architekturę na politechnice. Stan wojenny zastał go w 1981 roku w Nowym Jorku. Jak widać, przemieszczając się, zawsze zamieszkiwałem w większym ośrodku i zawsze szukałem ludzi mądrzejszych od siebie, takich, od których mogłem się uczyć. To się chyba udało. Teraz jestem w tej stolicy świata, ale rodzi się pytanie, czy centrum świata to Nowy Jork? A może centrum mieści się w głowie każdego z nas?

- I dlatego wraca pan do Polski?
- Jestem tutaj dwa razy w roku, mniej więcej przyjeżdżam na dwa miesiące. Lubię ten rozkrok. Jak mi głupota ludzka doskwiera w Nowym Jorku, to wybieram się do Polski. I odwrotnie.

Dziękuję.

Oferty pracy z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska