MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Kornelia Szywała: - Po prostu kocham gotować!

Dariusz Chajewski
- Całymi dniami mogłabym nie wychodzić z kuchni, bo i tutaj zawsze jest coś do roboty - dodaje rozpromieniona pani Kornelia Szywała. Prezentuje swój książkowy dorobek. Przez lata cierpliwie gromadziła tysiące przepisów kulinarnych i sama je wklejała. Powstał imponujący zbiór.
- Całymi dniami mogłabym nie wychodzić z kuchni, bo i tutaj zawsze jest coś do roboty - dodaje rozpromieniona pani Kornelia Szywała. Prezentuje swój książkowy dorobek. Przez lata cierpliwie gromadziła tysiące przepisów kulinarnych i sama je wklejała. Powstał imponujący zbiór. fot. Bartłomiej Kudowicz
- Jestem Czytelniczką "Dobrego Piątku". Chcę podarować książki z przepisami, które sama zbierałam przez lata - zadzwoniła do nas Pani Kornelia Szywała.

Pani Kornelia jest z podkożuchowskiego Cisowa. Pojechaliśmy do niej, żeby ją poznać i posłuchać o jej pasji.

Kornelia Szywała mówi o sobie, że przy garach stoi całe życie. Ale uważa to za najodpowiedniejsze zajęcie. Nie, nie dla kobiety. Dla siebie. - Jak brałem ją za żonę, od razu wiedziałem, że jest znakomitą kucharką i się nie zawiodłem - dodaje mąż pani Kornelii Władysław Jóźwiak. - Wręcz przeciwnie.

- Też mi spec się znalazł - ripostuje małżonka - Poza korniszonami wszystko mu smakuje.

Marzyła o kuchni

W kuchni czuje się szczęśliwa. Wśród zapachów i tego charakterystycznego ciepła. Może dlatego, że zawsze o tym marzyła. Wychowała się w domu dziecka i tylko wyobrażała sobie w trudnych latach mamę, babcię, które - jak to w wielopokoleniowych rodzinach bywa - uczą ją gotować. Od razu robiło się... cieplej.

Wtedy chyba zaczęła kompletować przepisy. Zarówno te, które ktoś jej podpowiedział, jak i wycinane z książek, kalendarzy, czasopism. Wyobraźnia podpowiadała jej smaki i rozwiązania, czytając czuła zapach.

- Później pracowałam jako kucharka w przedszkolu i domu pomocy społecznej - opowiada pani Kornelia. - I zawsze miałam pochwały, nawet jak trochę eksperymentowałam.

Ale do skrajnych eksperymentów pani Kornelia nie jest skłonna. Jak mówi, lubi proste potrawy, klasyczne aż do bólu. Ale po chwili dodaje, że nawet schabowy nie musi być za każdym razem taki sam. Do schabu można dodać serka, a to zmienić panierkę.

Wertuje karty swoich książek, starannie wygładza karty, żeby broń Boże nic się nie zagięło. Niektóre z potraw mają dziesiątki wariantów. I jak dodaje, przepisów nie trzeba, ba, nie należy trzymać się w niewolniczy sposób. Dobra kucharka nie wytrzyma i zawsze zrobi coś po swojemu.

Gotowanie z nożyczkami

- Całymi dniami mogłabym nie wychodzić z kuchni - dodaje rozpromieniona pani Kornelia. - Bo i tutaj zawsze jest coś do roboty. A kiedy już wszystko zrobię, siadam przy gazetach z nożyczkami...

Przepisy kolekcjonowała od dziecka, ale tak zupełnie poważnie od kilkunastu lat. "Poważnie" oznacza, że zaczęła tworzyć całe książki pełne rozmaitych specjałów. Jak w profesjonalnych wydawnictwach jej książki mają kolorowe okładki pasujące do treści. A to ryby, a to ciasta lub surówki...

- Już się wstydziłem przychodzić po klej do sklepu papierniczego - dodaje pan Władysław. - Ona tyle tego lepu zużywała, że ekspedientki były przekonane, że jestem jakimś narkomanem. A Kornelia siedziała i ściboliła te swoje karteczki.

Czy wypróbowała wszystkie przepisy ze swoich książek? Całkiem sporo. Przede wszystkim zupy. Lubi je i jeść, i gotować. Także te egzotyczne. Tutaj dopiero można poćwiczyć smaki. I czuje się jakby podróżowała po świecie - coś z greckiej, coś z włoskiej lub chińskiej. A jej osobiste odkrycie? Chociażby bigos z dyni. Dynia, kapusta, kiełbasa...

Bo nie mają cierpliwości

- Czy nie będzie pani żal oddać tych zbiorów? - pytamy. - Eeee, te najważniejsze to sobie do nowych zeszytów przepisałam - i pokazuje kilkanaście brulionów.

Pan Władysław tylko się martwi, że żona od początku zacznie swoje wyklejanki. Bo przecież teraz to chyba już wszystkie potrawy na świecie posklejała do kupy. Ona natychmiast zaprzecza - przynajmniej jeśli chodzi o to, że ma wszystkie potrawy. Świat jest przecież taki wielki, a ludzie mają tyle pomysłów.

- Dlaczego nie przekazałam tych moich książek synowym? - odpowiada pytaniem na pytanie. - Młodzi teraz nie mają ani czasu, ani cierpliwości, aby gotować. Przyjść, zjeść, pochwalić... Na sztucznym jedzeniu są. Już częściej koleżanki i różne znajome do mnie telefonują i pytają jak jakiś sos przygotować.

I chciałaby, aby jej książki komuś jeszcze służyły, może ktoś dzięki tym recepturom pokocha gotowanie tak jak ona? Bo miłość do gotowania nigdy nie jest platoniczna, wszystkiego chce się spróbować.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska