Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Mało armat i spokój gości. Lechia przegrywa z Górnikiem Polkowice

(flig)
Głową uderza Wojciech Okińczyc, przed nim Michał Kojder i polkowiczanie: Daniel Chyła i Petr Pokorny
Głową uderza Wojciech Okińczyc, przed nim Michał Kojder i polkowiczanie: Daniel Chyła i Petr Pokorny fot. Tomasz Gawałkiewicz
Wydawało się, że po bardzo dobrym występie w Tychach Lechię stać na zwycięstwo z Górnikiem. Nic z tego, goście okazali się lepsi.

LECHIA ZIELONA GÓRA - GÓRNIK POLKOWICE 0:2 (0:1)

LECHIA ZIELONA GÓRA - GÓRNIK POLKOWICE 0:2 (0:1)

Bramki: Król (16), Piotrowski (56).
LECHIA: Kalinowski - Wojtysiak, Pawliczak, Galdino (od 65 min Sztonyk), Zawadzki (od 84 min Szymański) - Głowania, Topolski, Okińczyc, Figiel - Kaczorowski (od 65 min Duchnowski), Kojder (od 79 min Lewicki).
GÓRNIK: Szymański - Wacławczyk, Opałacz, Jasiński, Pokorny - Smoliński, Salamoński, Piotrowski (od 69 min Żmudziński), Chyła (od 89 min Ostalczyk) - Król (od 55 min Soboń), Grzybowski.
Żółte kartki: Ostalczyk i Piotrowski. Sędziował Jarosław Przybył (Opole). Widzów 300.

Jeśli zielonogórzanie marzą jeszcze o utrzymaniu, muszą punktować także z silniejszymi rywalami. Z kolei Górnik walczy o awans i powinien wygrywać, też na wyjazdach. Zapowiadał się bardzo ciekawy mecz. Jak wyszło? Tak sobie. Górnik postawił na spokój i rutynę. Czekanie co zrobi Lechia, a jak się da, kontratakowanie. Nasi walczyli, starali się. Niestety, w starciu z tak solidnym przeciwnikiem mieli za mało armat. Ciągle pokutuje brak solidnego, doświadczonego, a przy tym rosłego obrońcy.

Takiego, który przy stałych fragmentach gry poustawiałby młodszych kolegów, krzyknął jak zagrać, ostatecznie sam udanie zainterweniował. Ten brak unaocznił się w 16 minucie. Z rzutu rożnego centrował Tomasz Salamoński, z piłką minął się zastępującego Rafała Dobrolińskiego (kartki), Krystian Kalinowski, a Kamil Król był zupełnie sam. Bez trudu trafił do siatki i było 0:1.

Wcześniej Lechia miała dobry, otwierający mecz kwadrans. Mogła prowadzić, a w 11 min sędzia Jarosław Przybył nie zagwizdał, kiedy w polu karnym ,,cięty" był Mirosław Topolski. Zresztą arbiter z Opola był jednym ze słabszych, jakich w tym sezonie oglądaliśmy. Oczywiście, nie wypaczył wyniku, ale mylił się stanowczo za często. W 88 min zrobił to, co zazwyczaj robią słabi sędziowie. Skoro w pierwszej połowie nie podyktował jedenastki dla Lechii, ,,wyrównał" w sytuacji, kiedy Kalinowski ewidentnie sfaulował napastnika gości przy linii końcowej "szestnastki".

Tak więc goście kontrolowali sytuację, zielonogórzanie częściej byli przy piłce, ale co z tego? Przed drugą połową miejscowi mieli jeszcze nadzieję na coś lepszego. Te skończyły się 11 minut po przerwie. Znów strasznie zawaliła obrona. Dwóch zawodników gości bezlitośnie objechało czterech defensorów gospodarzy, nastąpił ładny strzał Damiana Piotrowskiego z 15 metrów i było po meczu. Wydawało się, że ta młoda ekipa ruszy do przodu i za chwilę będzie 1:2, albo 0:3, co w sytuacji Lechii nie miałoby już znaczenia. Niestety, zielonogórzanie oklapli zupełnie.

Nie potrafili zaatakować, grali w poprzek, a czas płynął. To było wodą na młyn Górnika. Doświadczeni zawodnicy z Polkowic spokojnie przyjmowali chaotyczne akcje Lechii. Dopiero w ostatnim fragmencie gospodarze wreszcie zaatakowali, próbowali strzelać z dystansu. Były to fajne akcje, ale ożywienie przyszło stanowczo za późno. Górnik zasłużenie wywiózł z Zielonej Góry trzy punkty, a utrzymanie Lechii wkrótce może stać się jedynie marzeniem.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska