Przedsiębiorca jest zrozpaczony. Jeszcze miesiąc temu snuł plany na kolejny sezon. Teraz zajrzało mu w oczy widmo bankructwa. - Władze wypowiedziały mi umowę. Za dwa tygodnie będę musiał się stąd wyprowadzić - mówi ze łzami w oczach.
Mężczyzna zainwestował 60 tys. zł. Mieszkańcy nazywają go bosmanem, bo kupił m.in. motorówkę i zarabiał na życie pływając nią z turystami po Warcie. - Teraz będę musiał ją sprzedać. Bo po co bezrobotnemu motorówka. Zamiast zarabiać i płacić podatki będę stać w kolejce po zasiłki - macha ręką.
Bo nie zamknął baru
Zgodnie z umową z kwietnia br. S. Ganska miał się opiekować stanicą nad Wartą i pomagać uczestnikom spływów, którzy cumowali tam swoje kajaki czy łodzie. W zamian mógł tam prowadzić niewielki punkt gastronomiczny z przekąskami i napojami. Właśnie ten bar stał się przyczyną jego kłopotów. I zespół Papa Dance, który wystąpił nad Wartą przed dwoma tygodniami.
- Kwadrans przed koncertem przyszła do mnie pracownica domu kultury i powiedziała, że mam zamknąć bar. Później w tej samej sprawie był u mnie burmistrz. Nie mogłem jednak zrezygnować z handlu, bo zrobiłem spore zapasy i miałem dużo klientów - mówi.
Burmistrz Roman Musial wyjaśnia, że zgodnie z aneksem z czerwca br. S. Ganska nie mógł prowadzić działalności handlowej podczas tzw. masowych imprez. - Dostał wypowiedzenie, bo złamał ten warunek - zaznacza samorządowiec.
Bo nie złożył oferty
Przedsiębiorca twierdzi, że w aneksie nie ma nawet jednego słowa, kiedy i w jaki sposób będzie informowany o imprezach, podczas których nie może handlować spożywką.
- Chodziło o to, że inna firma miała wyłączność na obsługę gastronomiczną podczas koncertów. Musiałem więc zamykać bar, żeby nie robić jej konkurencji. Dlaczego nikt nie złożył mi takiej oferty - pyta.
Pracownica referatu promocji Lidia Górna wyjaśnia, że w aneksie wymieniono wszystkie koncerty w ramach Muzycznej Przystani i święto miasta. O terminach tych imprez gmina informowała m.in. w swoim portalu internetowym i na plakatach. - Ale ja o nich nie wiedziałem - zapewnia S. Ganska.
Koncerty organizowali pracownicy Międzychodzkiego Domu Kultury. Jak podkreśla dyrektor placówki Ewa Żuryło, miejscowi restauratorzy płacą nawet po kilka tysięcy złotych za prawo do handlu napojami i przekąskami w trakcie tych imprez. Dzięki temu mieszkańcy nie muszą płacić za wstęp.
- Zawsze wybieramy najkorzystniejsze oferty. Wiedzą o tym wszyscy handlowcy. Także pan Ganska, który jednak nigdy nie złożył nam swojej propozycji - twierdzi.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?