Oni powodzi nie pamiętają. Uczniowie liceum ogólnokształcącego w Czerwieńsku pakują piasek do worków. Jak mówi ich opiekun Aleksander Gruszczyński, starają się pomóc. Kilkaset metrów dalej to samo robią żołnierze. Worki z piaskiem wędrują wprost na wagon kolejowy - pojadą do miejscowości Wójciki. To tam przed 13 laty puściły wały. Właśnie wojskowi zakończyli ich łatanie.
Ruch w pobliskich Laskach. Przede wszystkim w rejonie nadwątlonych przez czas i bobry umocnień przeciwpowodziowych na brzegu Zimnej Wody. W 1997 r. to właśnie ta rzeka zalała wieś wodą. I ściekami z Zielonej Góry.
- Proszę zobaczyć, przez lata nic tu nie zrobiono - Sylwester Antkowiak nie kryje rozżalenia. - A robiliśmy wszystko, sołtys pisał do wojewody, marszałka, a nawet do Tuska. Dopiero po wielu prośbach przywieziono nam worki.
Jego sąsiad Henryk Warszawski już traci nadzieję. Jego zdaniem może być gorzej niż podczas powodzi przed laty.
- Wszędzie mówią tylko o miastach - dodaje. - Na takich wsiach jak nasza już postawiono krzyżyk. Jednak spróbujemy się nie dać.
Kilka kilometrów za wsią kończą się odrzańskie wały, rozpoczynają połupińskie poldery. Przed laty woda nie zaatakowała Lasek bezpośrednio z Odry, ale z pobliskiego kanału. I ta cofka z polderów przez Zimną Wodę. Antkowiak miał w mieszkaniu 1,2 metra wody.
Na pobliskich wałach nad Odrą strażacy łatają wyrwy w wałach. I wpatrują się w wodę z podsiąków. - Jeśli jest czysta, pół biedy, dramatem jest, gdy robi się mętna - tłumaczy strażak Ryszard Samek. - Bo to oznacza, że naruszona jest struktura wałów. Ludzie nie zdają sobie sprawy, ile robią złego. Na przykład kierowcy crossów i quadów zrywający oponami darń z wałów.
Strażacy pokazują ślady na pniach drzew, które wskazują poziom wody w 1997. Zostało kilka centymetrów...
O tym, że kuszą los wiedzieli Feligowie, ich dom położony jest najniżej w Cigacicach w gm. Sulechów. Woda wlała się już rankiem do mieszkania. Na sąsiedniej ulicy podobną walkę toczą państwo Przybyłowie. Też już ją przegrali. Odra zdobyła ogród, podwórko, garaż i wdziera się do mieszkania. Podobnie jak Feligowie są gotowi do ewakuacji.
- Nikt się nami nie interesuje, nikt, a mówimy o groźbie powodzi od dawna - żali się pani Halina. - I zarzucano mi, że panikuję. Oto wynik tej paniki.
Ulicą płynie woda.
- W 1997 roku Odra sięgała dotąd - pokazuje Maciej Dziewanowski na ścianie. - Niestety, nikt nie przekazuje nam żadnych szacunków, informacji. Wszystko zabezpieczyliśmy i czekamy. Tylko sołtyska ciągle ostrzega, że idzie duża woda, ale jak duża?
Janina Dziewanowska z okna obserwuje płynącą wodę. Ich dom jest już całkowicie odcięty, ostatnie samochody uciekają pokonując rozległą kałużę. Za kilka chwil może być za późno.
- Nie wiem co będzie, nie wiem - kiwa smutno głową. - Chyba ta woda nie będzie duża. Będzie wielka.
Walka z żywiołem trwa też w pobliskiej gminie Bojadła. "GL" zaalarmował mieszkaniec Przewozu: - Sami próbujemy walczyć z żywiołem. Prowadzimy warty na wałach. Organizujemy też inne akcje, które mają nas chronić przed wodą. Pomocy ze strony władz i wojska nie możemy się doczekać. Jesteśmy załamani i skazani na siebie!
Sprawdziliśmy informacje Czytelnika. W Przewozie woda pojawia się na podwórkach domów stojących tuż za wałem. Michał Hodo i Adam Bugała rzucają worki w miejsce, gdzie przesiąka wał. - Ta woda zaczęła tutaj cieknąc dziś rano i od razu poprosiliśmy w gminie o worki z piaskiem, z czym nie było problemu - informuje M. Hodo. - Nie chcielibyśmy, by ta woda pojawiła się na naszych podwórkach, a przecież mieszkamy sto, dwieście metrów stąd!
- Że nie mamy pomocy? Od gminy i wojska?! Całą noc wzmacniali nam wały! - denerwuje się Kazimierz Bugała, stojąc przy zalanej drodze, prowadzącej do promu w Przewozie. - Teraz ich tu nie ma, bo pracują w Młynkowie, tam największe zagrożenie!
- Piękna ta rzeka, że aż strach, krew zastyga w żyłach! - stwierdza Leokadia Graś. - Strach pomyśleć, co by było, gdyby puściły wały. Ale nie puszczą, prawda?
Takich pytań bez odpowiedzi w Przewozie, Bojadłach, Młynkowie i Pyrniku pada mnóstwo. W gminie pracuje 53 żołnierzy ze Świętoszowa, nie brakuje strażaków, ale praca wre przede wszystkim dzięki mieszkańcom. - Podziwiam tych ludzi - stwierdza wójt Jacek Biliński. - Nie spodziewałem się takiej mobilizacji! Najpierw, w sobotę, na wały ruszyli mieszkańcy Klenicy, w sumie około 150 ludzi! A w niedzielę akcja trwała już w Przewozie, Pyrniku i w najbardziej zagrożonym Młynkowie. Dziś mam kolejną dobrą wiadomość, bo Ryszard Maj z Klępska podarował nam osiem tysięcy worków!
W gminie Bojadła od niedzieli brzegi Odry umocniono 18 tysiącami worków z piaskiem. - Głównie podnosimy wały i układamy worki u ich podnóża, gdy przesiąki okazują się niebezpieczne - tłumaczy Biliński.
W samym Młynkowie 700-metrowy odcinek wału został podniesiony o 50 cm. Ale tam cały czas pokazują się nowe przesiąki. - Właśnie znów jedziemy do Młynkowa! - informuje kapitan straży pożarnej Michał Staśkiewicz.
Kilkudziesięciu mieszkańców Bojadeł przy pałacu ładuje piasek do worków. Są mężczyźni i kobiety, one zawiązują worki sznurkiem. Teresa Bosy jest tutaj od 8.00. - Mieszkam w Bojadłach, przy rzeczce, która w 1997 roku zalała podwórko i piwnicę - martwi się kobieta. - I mam pretensje do wójta, że nie macha z ludźmi łopatą!
- Tak, ludzie pracują, używają swoich ciągników czy łopat, a pochodni na wały brakuje! Co chwilę kończy się sznurek, worki i sami musimy jeździć po nie do gminy! - dorzuca Stanisław Piosik.
- Ludzie skrzyknęli się - przyznaje Leszek Paluszkiewicz. - Ale wójt się nie rozdwoi! Musi być wszędzie i koordynować pracę ze strażakami i wojskiem!
Czy zaleje Bojadła? To pytanie pozostaje otwarte. Najważniejsze, by wały wytrzymały jeszcze kilka najbliższych dni. Fala kulminacyjna spodziewana jest tutaj dziś wczesnym rankiem.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?