Gigantyczny pożar wieży zamkowej żarskiego pałacu
Październik 2019 r. Świadkowie mówią, że ogień pojawił się na wieży kwadrans po tym, jak mieszkający w pobliżu kompleksu pałacowo-zamkowego w Żarach usłyszeli dźwięk wypuszczonej w powietrze racy.
Pierwsze jednostki straży pożarnej na miejscu były ok. 21.30. Wówczas w ogniu stała już kopuła zamkowej wieży. Drewniana konstrukcja kopuły, ale i schody wewnątrz wieży płonęły jak zapałki. W końcu jej przepalony szkielet runął na zamkowy dach i tam rozwijał się pożar. Od strony warsztatów CKZIU widać było jak przepala się więźba dachowa a z wnętrza buchały języki ognia...
Pożar trudny do opanowania
Z budynku mieszkalnego przyległego do kamiennej wieży tuż po wybuchu pożaru ewakuowano właścicieli kamienicy. –Byliśmy z mężem już w pidżamach, zdążyliśmy nałożyć na siebie dresy, wziąć psa i kota, dokumenty telefon i pieniądze i trzeba było uciekać- opowiada właścicielka kamienicy. Dzisiejszą noc spędzimy u rodziny w Żarach, choć miasto oferowało nam nocleg w hotelu.
Strażacy obawiali się, by od mocno już rozgrzanych drewnianych elementów wieży nie zajęła się przylegająca do niej część pałacowa, ani budynki mieszkalne. – Pożar jest bardzo trudny do opanowania ze względu na wysokość- mówił na gorąco zastępca komendanta PSP w Żarach, dowodzący akcją gaśniczą bryg. Paweł Hryniewicz.- Żarski wysięgnik ma 32 metry, wieża – jej kamienna część- ponad 40. Dlatego też ściągaliśmy dłuższy wysięgnik, prawie 50 metrowy, z Zielonej Góry i jeden z Żagania. Poza tym budynek jest mocno zdewastowany, nie wiemy co może się tam stać, dlatego strażacy, którzy wchodzą, by gasić pożar od wewnątrz robią to z wielką ostrożnością.
Na skwerze przed pałacem stały grupki żaran. W miarę rozwijania się pożaru liczba gapiów rosła, niektóre samochody blokowały dojazd kolejnych samochodów gaśniczych. Interweniować musiała policja. Niemal od początku pożaru był na miejscu Ireneusz Brzeziński, naczelnik promocji w Urzędzie Miejskim w Żarach, który pałac zna jak własną kieszeń. Dotarła też burmistrz Danuta Madej. W ciszy z łezką w oku patrzyła jak płomienie trawią część zamku. Miasto wyznaczyło już termin przejęcia zamku od prywatnych właścicieli kompleksu. Podpisanie umowy miało odbyć się we wtorek. Jaki ruch wykonają teraz urzędnicy? – Skoro w 1702 roku po pożarze odbudowano wieżę, my też pewnie dalibyśmy radę- podpowiadał I. Brzeziński.
Choć straty są ogromne, to miasto najprawdopodobniej nie zrezygnuje z przejęcia zabytku na cele społeczne.
Wielki pożar dawnego młyna w Kostrzynie
Maj 2011 r. Pożar wybuchł około godziny piątej nad ranem. Płomienie pojawiły się w starym, poniemieckim młynie przy ul. Gorzowskiej.
O zdarzeniu już nad ranem poinformował nas Czytelnik. Później były kolejne sygnały od mieszkańców Kostrzyna. - Wielki pożar przy ul. Gorzowskiej! Płomienie sięgają nawet pięciu metrów - usłyszeliśmy. Tę informację potwierdzili nam strażacy. - Faktycznie, około godziny piątej rano otrzymaliśmy zgłoszenie o pożarze. Na miejscu jest 10 jednostek straży. Jest to duży pożar - mówił nam dyżurny Komendy Wojewódzkiej Państwowej Straży Pożarnej w Gorzowie.
Kpt. Wojciech Śliwiński, dowódca kostrzyńskiej jednostki ratowniczo-gaśniczej, który kieruje akcją, poinformował nas, że pożar jest na tyle duży, że trzeba było wezwać do akcji strażaków z okolicznych miejscowości. Dzieje się tak zawsze, gdy strażacy z danej miejscowości stwierdzą, że pożar jest duży i zagraża życiu i zdrowiu postronnych osób. To, jakie jednostki, poza miejscowymi, pojawią się na miejscu pożaru, reguluje krajowy system ratowniczo-gaśniczy. - Lepiej dmuchać na zimne i mieć w rezerwie więcej sprzętu na wypadek, gdyby ogień się rozprzestrzenił - tłumaczy kpt. Śliwiński. Wysoka temperatura może zagrozić pobliskiemu bankowi i mieszkańcom okolicznych bloków. Budynek banku jest schładzany przez strażaków strumieniem wody.
Rozmawialiśmy też z jednym z witnickich strażaków obecnych na miejscu. - Ogień jest naprawdę duży, płomienie idą od piwnicy w górę budynku. Wciąż walczymy z płomieniami. Dogaszanie budynku potrwa jeszcze długo - mówi Zdzisław Mikisz, szef ochotniczej straży pożarnej z Witnicy.
Strażacy gaszą ogień m. in. z góry, wykorzystując do tego drabiny i podnośniki.
Na miejscu, poza jednostkami z Kostrzyna, jest też. m. in. OSP Witnica, Kamień Wielki, Mościce ( sumie pięć jednostek z gminy Witnica), przyjechała też strażacka cysterna z Gorzowa.
Na razie nie wiadomo, co mogło być przyczyną pożaru. Jedną z możliwości może być podpalenie. Budynek poniemieckiego młyna od kilku lat stał pusty.
Pożar pasażu handlowego Hayduk w Żarach
Styczeń 2017 r. 19 sklepów, gabinety dentystyczne, fryzjer, kosmetyczka i apteka, które miały siedzibę w pasażu spłonęło, a wraz z nimi towary, a przede wszystkim dokumenty.
Właściciele sklepów, którzy w nocy przyjechali na miejsce tragedii próbowali ratować to, co się uratować jeszcze dało. Niestety nie było tego wiele, a ogień rozprzestrzeniał się tak szybko, że strażacy i policja ze względów bezpieczeństwa zabronili wynoszenia czegokolwiek ze sklepów.
To było podpalenie
Straty były ogromne, wielu przedsiębiorców prowadzących firmy w pasażu do dziś odczuwa skutki pożaru. Jak się okazuje przyczyną tragedii było podpalenie, niestety sprawca pozostaje nieznany, w związku z tym śledztwo umorzono.
W części pasażu trwa już handel, jednak budynek nadal jest remontowany.
40 uli, ponad milion pszczół spłonęło w Wielkanoc
Kwiecień 2020. – Chciałem się rzucić w ogień i ratować pszczoły, ale to był taki mocny pożar. Człowiek działa w adrenalinie. Dobrze, że mnie sąsiad trzymał, bo jeszcze i ja bym był poszkodowany – przyznaje właściciel pasieki.
- Zobaczyłem kłęby dymu. Myślałem, że pali się las. Zadzwoniłem na 112. Okazało się, że już dostali zgłoszenie - opowiada społecznik i radny Marcin Jelinek z Książa Śląskiego, w gminie Kożuchów. - Zdjęcie umieściłem na Facebooku. Tu wszyscy się znają. Wiele osób zaraz zareagowało. Potem okazało się, że to nie las płonie, a ule z pszczołami... – Spłonęło 40 sztuk uli z pszczołami, które były w wozie na kołach i osiem bel siana – relacjonuje mł. aspirant Sebastian Olczyk z komendy Państwowej Straży Pożarnej w Nowej Soli.
Tragiczny pożar pasieki w Książu Śląskim
W tragicznym pożarze spłonęło 36 pszczelich rodzin po około 30 tysięcy pszczół każda. To ponad milion pszczół. Spłonął również wóz pszczelarski oraz narzędzia do obsługi pasieki. Pasiekę w Książu Śląskim pod Zieloną Górą od 20 lat prowadził Piotr Jonaczyk. Kontynuował rodzinną tradycję sięgającą 1890 roku.
Chciałem się rzucać w ten ogień i ratować pszczoły, ale to był taki mocny pożar. Sąsiad mnie trzymał.
– Chciałem się rzucać w ten ogień i ratować pszczoły, ale to był taki mocny pożar. Sąsiad mnie trzymał. W takiej sytuacji człowiek działa w adrenalinie, chce się coś ratować. Dobrze, że mnie powstrzymał, bo jeszcze ja bym był poszkodowany – przyznaje właściciel pasieki Piotr Jonaczyk. – Wszystko było łatwopalne. Ule pomalowane farbą. W środku styropian i drewno. W 15 minut wszystko się zajęło i spłonęło.