MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Profesje z przyszłością

Michał Iwanowski
W pracowni spawalniczej w Nowej Soli tłok, jak nigdy. Chętnych do zawodu spawacza jest coraz więcej. Ale niewielu z nich zasili lokalny rynek pracy. Na zdjęciu: instruktor spawalnictwa Zbigniew Sikorski w otoczeniu uczniów.
W pracowni spawalniczej w Nowej Soli tłok, jak nigdy. Chętnych do zawodu spawacza jest coraz więcej. Ale niewielu z nich zasili lokalny rynek pracy. Na zdjęciu: instruktor spawalnictwa Zbigniew Sikorski w otoczeniu uczniów. fot. Ryszard Poprawski
Wszyscy wiedzą, że nasze szkoły kształcą uczniów i studentów dla potrzeb rynku pracy w Anglii czy Irlandii. Mało kto wie, jak ich zatrzymać w kraju.

A już nikt nie wie, jak dostosować kształcenie do potrzeb polskiego, lokalnego rynku pracy.

Uczeń I klasy Technikum Mechanicznego w Nowej Soli Dominik Musiał zaczyna uczęszczać na warsztaty spawalnicze w Powiatowym Centrum Edukacji. O przyszłej pracy jeszcze nie myśli. Najpierw chce skończyć szkołę, zdać maturę. Spawalnictwo go najzwyczajniej interesuje, choć coraz częściej słyszy, że z wyborem profesji trafił w dziesiątkę. To dziś najbardziej oblegana specjalizacja w Nowej Soli.

Od września PCE uruchamia dodatkowe kursy spawalnictwa dla dorosłych. Chętni pchają się drzwiami i oknami, bo spawaczy na rynku pracy brakuje. W Nowej Soli, w stoczni, zarabiają między 1,5 a 2,5 tys. zł. Ale tylko niewielu adeptów spawalnictwa zasili lokalny rynek pracy. Powodem są zarobki spawaczy, nieporównywalnie wyższe w krajach Europy Zachodniej.

Instruktor spawalnictwa z PCE Zbigniew Sikorski przyznaje, że sam miał propozycję pracy w Norwegii za grube pieniądze. - Gdybym był trochę młodszy, to bym się pewnie zdecydował - śmieje się.

Badania pokazały paradoksy

Na Uniwersytecie Zielonogórskim grupa socjologów pod kierunkiem dr Mariusza Kwiatkowskiego przeprowadziła badania na temat dysproporcji między profilami kształcenia szkół i uczelni w Lubuskim Trójmieście a potrzebami lokalnego rynku pracy.

- Kiedy na rynek pracy wchodził wyż demograficzny, to nie zagospodarowała go niestety nasza gospodarka, lecz rynek pracy za naszą zachodnią granicą - przyznaje Kwiatkowski.

Z badań wynika, że im młodszy student, tym poważniej myśli on o emigracji. Jest więc nadzieja, że z biegiem czasu studenci zmienią jeszcze swoje nastawienie i zechcą pracować w kraju. Ale jest jeszcze drugie wyjście: zaoferować im takie kształcenie, po którym będą na krajowym rynku rozchwytywani i to za niezłe pieniądze. Z tym jednak - jak na razie - jest kiepsko.

Kwiatkowski podkreśla, że badania wykazały w tej dziedzinie paradoksy. I przytacza przykład: - Kiedy pytaliśmy studentów i uczniów, czy ich profil kształcenia ma wartość rynkową, odpowiadali "nie". A kiedy pytaliśmy, czy wybraliby ten kierunek ponownie, odpowiedź brzmiała "tak".

Lista deficytowych zawodów

Jakie są najbardziej deficytowe zawody w Lubuskim Trójmieście? Z badań wynika, że pracodawcom najtrudniej było znaleźć wykwalifikowanych pracowników fizycznych oraz specjalistów (ekonomiści, specjaliści bankowości, nauczyciele, specjaliści PR, reklamy i marketingu). Na kolejnych miejscach tej listy "zawodów z przyszłością" znaleźli się sprzedawcy i kasjerzy, kucharze i kelnerzy, murarze, betoniarze, tynkarze, robotnicy obróbki metali, spawacze i kierowcy.

Szkopuł jednak w tym, że nawet ukończenie przyszłościowego kierunku szkoły lub studiów nie oznacza, że problem znika. Aż 84 proc. lubuskich pracodawców, pytanych o największe problemy przy rekrutacji do pracy, wymieniło brak odpowiednich kwalifikacji wśród kandydatów. Tylko 43 proc. pracodawców wymieniło zbyt wysokie wymagania płacowe kandydatów do pracy. Co to oznacza?

Ano to, że system kształcenia nie uczy tego, co cenią i czego oczekują pracodawcy. Można więc być np. specjalistą od marketingu tylko z nazwy, ale zanim opracuje się pierwszą profesjonalną strategię marketingową, minie jeszcze wiele lat pracy.

Między teorią a praktyką

Jak z wyjść z tego impasu? Tutaj niestety też rodzą się paradoksy. Szefowa nowosolskiego PCE Bożena Bogucka starała się, by w jednej z nowoczesnych firm niemieckich, ulokowanych w strefie ekonomicznej, uczniowie zawodu mogli w ramach warsztatów zapoznać się z niektórymi częściami maszyn, znajdującymi się w fabryce.

Właśnie po to, by lepiej przygotować się do pracy, zawczasu zdobyć praktyczne kwalifikacje. Okazało się, że trzeba ubiegać się o specjalną pisemną zgodę władz firmy w Niemczech, co wcale nie gwarantowało uzyskania zgody. To o tyle zrozumiałe, że firmy zwykle chronią swoich patentów i własności intelektualnej. Ale wtedy nie powinny oczekiwać, że kiedy zatrudnią absolwenta miejscowej szkoły, to od razu będzie on biegle obsługiwał ich supernowoczesne maszyny.

Jedno jest pewne: szkoła powinna uczyć przede wszystkim umiejętności szybkiego przystosowywania się do zmieniających warunków, by uczeń nafaszerowany teorią, potrafił od razu zastosować ją w praktyce, czyli w nowym miejscu pracy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska