Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Profesor Stanisław Żerko o reparacjach: Polska została po wojnie fatalnie potraktowana

Marcin Kędryna
Marcin Kędryna
Niemieccy żołnierze w zburzonym przez niemieckie bomby Wieluniu
Niemieccy żołnierze w zburzonym przez niemieckie bomby Wieluniu Fot. Muzeum II Wojny Światowej
- Niemcy kreują się na mocarstwo moralne, które przede wszystkim przepracowało swoją przeszłość w okresie Trzeciej Rzeszy. Próbuje przepracować też swoją przeszłość w okresie powojennym, gdy skrywano brunatną przeszłość dużej części zachodnioniemieckich elit. Strona polska powinna zwracać uwagę na szkielet w niemieckiej szafie, a więc na cyniczne, nieludzkie traktowanie roszczeń polskich ofiar i brutalne wykorzystywanie słabej pozycji Polski - mówi prof. Stanisław Żerko, historyk i niemcoznawca

Czy Niemcy są winni Polsce i Polakom materialne zadośćuczynienie za zbrodnie, zniszczenia i cierpienia lat 1939-1945?
Musimy rozróżnić dwie płaszczyzny. Zacznijmy od czysto prawnej. Tej, której tak kurczowo i z wielką pewnością siebie trzymały się i nadal się trzymają kolejne gabinety Republiki Federalnej od Konrada Adenauera po Olafa Scholza. RFN twierdzi, że w związku z tym, iż rząd PRL w 1953 r. zadeklarował zrzeczenie się od Niemiec reparacji, sprawa jest zamknięta na drodze prawnej. Co więcej, rząd III Rzeczypospolitej ułatwił Niemcom zadanie. Jesienią 1991 r. został podpisany tzw. układ Żabiński-Kastrup, od nazwisk sygnatariuszy. Ze strony polskiej był to ówczesny szef Urzędu Rady Ministrów w rządzie Jana Krzysztofa Bieleckiego Krzysztof Żabiński. Oba rządy uzgodniły wówczas, że RFN przekaże kwotę 500 mln marek niemieckich (DM) fundacji Polsko-Niemieckie Pojednanie, która z sumy tej będzie wypłacała drobne kwoty niektórym polskim ofiarom niemieckiej okupacji, głównie więźniom obozów. W zamian za to rząd polski zobowiązał się do niepopierania roszczeń polskich obywateli wobec RFN.

Czy Polska może się odwołać do jakiejś międzynarodowej instytucji?
Polska nie może odwołać się do Trybunału Haskiego, gdyż w połowie lat dziewięćdziesiątych sama zastrzegła, że nie podda się jurysdykcji tego trybunału w sprawach dotyczących kwestii sprzed roku 1990. Nawiasem mówiąc, analogiczne zastrzeżenia poczyniła Republika Federalna Niemiec. Ta droga jest zamknięta, a byłaby to jedyna realna droga prawna.

A inna płaszczyzna?
Jest jeszcze płaszczyzna moralna. Zacznijmy od tego, iż rzeczą niegodziwą było i jest, że kolejni kanclerze Republiki Federalnej Niemiec powołują się na wymuszone przez Moskwę na Polsce Ludowej w 1953 r. zrzeczenie się reparacji, co wynikało ze zmiany polityki sowieckiej wobec Niemiec. Pamiętajmy, deklaracja marionetkowego rządu PRL z premierem Bolesławem Bierutem, dawnym agentem sowieckim, przypadła na okres największego uzależnienia Polski od ZSRR. Polska nie miała w tym zakresie nic do powiedzenia, gdyż państwem suwerennym była jedynie formalnie. Gdyby zaś nie agresja niemiecka w roku 1939 r., to po pierwsze, nie byłoby potrzeby zwracania się o częściowe choćby zadośćuczynienie materialne, odszkodowania czy reparacje, a po drugie, nie byłoby w Warszawie żadnego rządu Bieruta, Polska byłaby krajem suwerennym, niezależnym od naszego wschodniego sąsiada. Tymczasem Niemcy, którzy przecież tak chętnie mówią o swej winie i deklarują wolę pojednania z Polakami, nie chcą sobie zdać sprawy, że powojenne, trwające 45 lat uzależnienie Polski od ZSRR to także jedna z konsekwencji tej wojny, którą Niemcy przecież zaplanowali, przygotowali i rozpętali w roku 1939. Tymczasem niemieckie społeczeństwo i niemieccy politycy wypierają to ze swej świadomości.

Prawnikom zdarza się mawiać, że to, czy coś jest legalne, czy nie, zależy wyłącznie od jakości argumentacji. Założę się, że na pewno istnieje na świecie jakaś kancelaria prawna, która by znalazła takie argumenty, które by stwierdziły, że jednak jesteśmy w stanie rozwiązać kwestie reparacji na gruncie prawnym. A z kolei dziesiątki innych, które by stwierdziły coś przeciwnego. To, czy coś jest konstytucyjne, czy nie, zależy od tego, którego zapytamy z konstytucjonalistów.
W roku 1972, gdy już nawiązano stosunki dyplomatyczne między RFN a PRL, do ówczesnej zachodnioniemieckiej stolicy, do Bonn, przybył minister spraw zagranicznych PRL Stefan Olszowski. Jednym z głównych tematów była sprawa odszkodowań dla polskich ofiar. Olszowski usłyszał cały szereg wymówek ze strony gospodarzy, którzy uzasadniali na różne możliwe sposoby, że Polsce się żadne pieniądze nie należą ze względów właśnie prawnych - na czele z argumentem, że przecież rząd Bieruta zrezygnował z reparacji. Minister Olszowski usłyszał też, że Polakom nie można było wypłacać odszkodowań, bo nie było stosunków dyplomatycznych PRL-RFN. Teraz wprawdzie stosunki zostały nawiązane, ale niestety termin składania wniosków upłynął z dniem 31 grudnia 1969 r. Pojawiła się ze strony gospodarzy cała seria innych formalnych wykrętów. W końcu minister Olszowski, ten znany później jako twardogłowy działacz komunista, powiedział swym zachodnioniemieckim gospodarzom coś głęboko prawdziwego: „Nie można fetyszyzować formalnej strony zagadnienia, gdyż ma ona mniejsze znaczenie niż nadzieje i oczekiwania ludzi. Prawa stanowią ludzie i rzeczą ludzi jest stanowienie takich praw, by służyły one ludziom”. Olszowski wyraził nadzieję, że rząd RFN zmieni swe stanowisko. Tak się jednak nie stało. Pół roku później szef PZPR w przemówieniu wygłoszonym w Poznaniu zaznaczał, że wciąż „nie zlikwidowano rachunku krzywd wyrządzonych narodowi polskiemu przez zbrodniczy hitleryzm, rachunku strat, które długo jeszcze odczuwać będzie nasze społeczeństwo. Są to sprawy wielkiej wagi z politycznego i moralnego punktu widzenia”.

I niczego to nie dało.
Rzeczywiście, jedyne, co udało się uzyskać władzom PRL, to 100 mln DM dla pozostałych przy życiu polskich ofiar pseudomedycznych eksperymentów w niemieckich obozach koncentracyjnych, uzyskane w 1972 r. Nic więcej, aż do zjednoczenia Niemiec, polskie ofiary od Republiki Federalnej nie otrzymały. Niemcy chętnie doliczają wielki kredyt dla ekipy Gierka w wysokości jednego miliarda DM w 1975 r., ale mimo bardzo korzystnego oprocentowania była to jednak pożyczka, a nie odszkodowania. Natomiast w poufnych rozmowach strona zachodnioniemiecka skłonna była to przedstawiać jako „ukrytą formę odszkodowań”. To jednak nadużycie.

Tak więc jedynie 100 mln marek.
Niestety, kolejne rządy Republiki Federalnej Niemiec wykorzystywały wszystkie możliwe słabe strony Polski, ażeby tę sprawę pod względem formalnym utopić. Najpierw wykorzystywano kolonialną niemal zależność od ZSRR w okresie stalinowskim, a po 1956 r. bezsilność następnych ekip komunistycznych oraz nadzieje Edwarda Gierka na uzyskanie korzystnych kredytów. Gdy zaś w roku 1990 negocjowano zewnętrzne, międzynarodowe ramy zjednoczenia Niemiec, gdy ważyła się sprawa zjednoczenia, wykorzystywano to, że postkomunistyczna Polska była totalnie zadłużona. Na Zachodzie jednym z głównych wierzycieli była Republika Federalna Niemiec i Polska w tych sprawach ustępowała, licząc na częściowe przynajmniej umorzenie polskiego zadłużenia. Dlatego też Polska zadowoliła się tą wspomnianą już śmieszną kwotą pół miliarda DM w roku 1991.

Jak się patrzy na Niemcy, to można powiedzieć, że oni jedno robią, drugie mówią. Przepraszają na każdym kroku. Tutaj pan prezydent Niemiec przychodzi na bosaka, opowiadają o tym, że są winni tej wojny. A z drugiej strony, jak się patrzę na młodych Niemców, nie czują żadnego związku z tą winą. Uważają, że ta wina jest czyjaś wcześniej, kogoś zupełnie abstrakcyjnego dla nich.
To mówił prezydent federalny Frank-Walter Steinmeier, przemawiając 1 września 2019 r. najpierw w Wieluniu, a następnie w Warszawie. Wyznawał, że się czuje winny, stoi niemalże w pokutnym worku, ale to poczucie winy nie znalazło żadnego przełożenia na skłonność do rozliczenia się choćby tylko z tymi polskimi ofiarami, które jeszcze żyją, a które nie uzyskały z Niemiec grosza tytułem rekompensaty. W dwa tygodnie później, będąc już z wizytą we Włoszech, udzielił wywiadu „Corriere della Sera” i tam powiedział, że historia historią, natomiast jeżeli chodzi o odszkodowania (a Włosi też się o nie upominali w związku z niemiecką okupacją okresu 1943-1945), to jednak należy patrzeć w przyszłość. Niemcy właśnie tym argumentem, że oni już rozliczyli się, wymachują od bardzo dawna. Jest taki bardzo mało znany epizod z okresu jednoczenia Niemiec. W lutym 1990 r. kanclerz Helmut Kohl był z roboczą wizytą w USA, gdzie odwiedził prezydenta George’a Busha starszego w rezydencji w Camp David. I tam właśnie przekonał Busha seniora do tego, żeby sprawa reparacji i odszkodowań nie była ponownie stawiana. Twierdził, że Niemcy wypłaciły w ramach odszkodowań ponad 100 mld DM, z czego Polacy otrzymali „große Summen” z ogólnej kwoty, którą Niemcy wypłaciły. Tymczasem polskie ofiary do r. 1990 otrzymały zaledwie wspomniane 100 milionów DM. A więc te „große Summen” to nawet nie był 1 proc. kwoty wymienionej przez kanclerza Helmuta Kohla, ale zaledwie 1 promil. Prezydent USA został przez kanclerza w sprawie odszkodowań dla polskich ofiar zwyczajnie okłamany.

Ile łącznie polskie ofiary okupacji niemieckiej otrzymały z RFN?
Oblicza się, że Republika Federalna Niemiec wypłaciła polskim ofiarom do kilkunastu miliardów złotych. W tym znajdują się dodatkowe kwoty, które RFN w latach 90. po trudnych, wieloletnich negocjacjach, prowadzonych w USA z udziałem organizacji żydowskich, przekazała żyjącym jeszcze polskim robotnikom przymusowym. Jest to chyba nawet nie połowa rocznej sumy, którą polski budżet wydaje na obsługę programu 500+, a więc kwoty niewiarygodnie niskie. Jest to nieporównywalne choćby z kwotami, jakie Republika Federalna Niemiec wypłaciła Izraelowi na mocy tzw. układu luksemburskiego zawartego przez RFN z Izraelem we wrześniu 1952 r., mimo że między tymi dwoma państwami nie było jeszcze stosunków dyplomatycznych (zostały one nawiązane dopiero kilkanaście lat później). RFN zobowiązała się wypłacić Izraelowi i organizacjom żydowskim prawie 3,5 miliarda marek. Ale pamiętajmy, że wówczas to było kilkanaście procent rocznego budżetu Republiki Federalnej. To porównanie obrazuje polską krzywdę. Mówimy zatem z jednej strony o poczuciu polskiej krzywdy, a z drugiej też o niemieckim braku wrażliwości na to, że w Polsce istnieje poczucie tej krzywdy.

Jak było z reparacjami dla Polski, zanim pojawiła się wspomniana deklaracja rządu Bieruta z 1953 r. o rezygnacji z nich?
Polska reparacje za pośrednictwem ZSRR otrzymywała do roku 1953, ale praktycznie Polska została ich pozbawiona z tego względu, że Sowieci w sierpniu 1945 r. narzucili nam tak zwaną umowę węglową, na mocy której Polska musiała przez cały okres otrzymywania tych reparacyjnych dóbr dostarczać do ZSRR wiele milionów ton węgla rocznie po cenach niekiedy nawet dziesięciokrotnie niższych od cen światowych. Po drugie zaś, wartość demontaży sowieckich, jeżeli chodzi o polskie Ziemie Zachodnie i Północne, według przeprowadzonych w 1957 r. szacunków polskich ekspertów wyniosła 1,5 mld przedwojennych dolarów USA. Zatem Polska, która była nie tylko krajem najbardziej poszkodowanym w okresie okupacji, to także w zakresie zadośćuczynienia materialnego została fatalnie po wojnie potraktowana. To także była konsekwencja niemieckiego ataku z 1 września 1939 r.

Jaki jest bilans polskich strat? Mamy szczegółowy raport, ogłoszony w Polsce rok temu.
Są jednak pewne kwestie, których obliczyć się nie da. To jest na przykład wartość utraconych korzyści w postaci niemożliwości studiowania, niemożności podjęcia pracy zgodnie ze swym wykształceniem, nie wspominając o chorobach czy cierpieniach, także psychicznych. Niemniej alianci w okresie drugiej wojny światowej wyciągnęli wnioski z nauczki odszkodowawczej po pierwszej wojnie światowej. Doszli do wniosku, że na Niemcy będą musiały zostać nałożone reparacje, ale one będą miały ograniczony zakres. Żadne bowiem państwo nie byłoby w stanie w całości zrekompensować wyrządzonych strat. Na konferencji jałtańskiej w lutym 1945 r. pojawiła się propozycja łącznej kwoty 20 mld przedwojennych dolarów USA, nałożonych na Niemcy. Z tych 20 miliardów połowę miał otrzymać ZSRR, na mocy porozumień pomiędzy PRL a ZSRR, Polska miała otrzymać 15 proc. tej kwoty, czyli około półtora miliarda dolarów według wartości z roku 1938. Tak więc należy poruszać się jednak w sferze tego rzędu kwot, bardzo mocno zmniejszonych. To miało być tylko częściowe zadośćuczynienie za to, co się stało w okresie 1939-1945.

Jak patrzę na doświadczenie mojej rodziny ze strony mojej matki, większa część rodzinnego majątku poszła w 1939 roku w Toruniu na łapówkę, by uratować pradziadka przed rozstrzelaniem. Swoją drogą to akurat udało się dzięki pomocy niemieckich sąsiadów, którzy pomogli dojść do osoby, której można było tę łapówkę wręczyć. Poza tymi stratami, które były efektem działania Niemiec jako państwa, były też te, które robili Niemcy jako urzędnicy, jako ludzie. Niemcy, którzy dorobili się na okupacji.
Ukazała się także w polskim przekładzie bardzo ciekawa książka niemieckiego historyka Götza Aly „Państwo Hitlera”. Pisze on o zyskach, jakie nie tylko państwo niemieckie, ale także społeczeństwo jako takie, a nawet pojedynczy Niemcy zyskiwali wskutek okupacji krajów, które znalazły się pod kontrolą Rzeszy po 1939 r. Niemcy te sprawy przepracowują, niemieccy historycy te kwestie badają. Tylko że nie ma to jakiegoś przeniesienia, przełożenia na wiedzę zwykłego Niemca, który drugą wojnę światową zna słabo.

I zwykli Niemcynie poczuwają się do materialnej współodpowiedzialności?
Wspominałem o wizycie ministra Stefana Olszowskiego w Bonn w 1972 r., on się spotkał tam między innymi z kanclerzem Willy Brandtem. Z ust kanclerza Brandta Olszowski usłyszał, że Brandt ma, a to było 27 lat po zakończeniu drugiej wojny światowej, problemy z wyjaśnieniem młodemu niemieckiemu pokoleniu, że powinno się poczuwać do jakiejś materialnej odpowiedzialności za to, co ich ojcowie i dziadowie robili podczas drugiej wojny światowej. To był r. 1972. Dziś mamy rok 2023. Te sprawy są bardzo mało znane. Niemcy mają takie trochę holokaustocentryczne spojrzenie na okupację ziemi polskiej podczas drugiej wojny światowej. To dla Niemców jest obecnie miejsce zagłady ludności żydowskiej i może także miejsce, z którego ich dziadowie musieli zostać wysiedleni po roku 1945. A polskie ofiary znajdują się gdzieś na planie znacznie dalszym, jako problematyka mało znana.

Czy uważa pan, że jest szansa na uregulowanie przez Niemcy kwestii rozliczeń za okres okupacji?
Myślę, że Polska powinna wykorzystać słaby punkt w niemieckiej softpower. Mianowicie Niemcy kreują się na mocarstwo moralne, które przede wszystkim przepracowało swoją przeszłość w okresie Trzeciej Rzeszy. Próbuje przepracować też swoją niezbyt ciekawą przeszłość w okresie powojennym, gdy skrywano brunatną przeszłość dużej części zachodnioniemieckich elit. Strona polska powinna zwracać uwagę na szkielet w niemieckiej szafie, a więc na cyniczne, nieludzkie traktowanie roszczeń polskich ofiar i brutalne wykorzystywanie słabej pozycji Polski. Była to polityka, która kłóciła się w jaskrawy sposób z niemieckimi zapewnieniami o woli prowadzenia polityki zagranicznej w oparciu o wartości, etykę, moralność. Trzeba też wskazać, że zamiatanie tej sprawy pod dywan stoi w sprzeczności z niemieckimi zapewnieniami o woli pojednania z Polakami. Trzeba mówić, że tę hipokryzję i zakłamanie Niemcy doprowadziły do mistrzostwa.

od 16 latprzemoc
Wideo

CBŚP na Pomorzu zlikwidowało ogromną fabrykę „kryształu”

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera

Materiał oryginalny: Profesor Stanisław Żerko o reparacjach: Polska została po wojnie fatalnie potraktowana - Portal i.pl

Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska