MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Rtęć to trucizna dla nas i przyrody

Tomasz Hucał
Gdyby z tysiąca zniszczonych jarzeniówek wydostał się tlenek rtęci, rośliny i zwierzęta w okolicy byłyby zagrożone. Dobrze też, że o tej porze roku w pobliżu raczej nie ma ludzi.
Gdyby z tysiąca zniszczonych jarzeniówek wydostał się tlenek rtęci, rośliny i zwierzęta w okolicy byłyby zagrożone. Dobrze też, że o tej porze roku w pobliżu raczej nie ma ludzi. fot. Zbigniew Janicki
Prokuratura wszczęła śledztwo w sprawie jarzeniówek znalezionych w Żaganiu.

Tego, kto wyrzucił tysiąc starych świetlówek na ul. Granicznej szuka policja, prokuratura, a nawet właściciel hurtowni, w której część jarzeniówek została zakupiona.

Przypomnijmy, w poprzednie poniedziałkowe popołudnie zaalarmowano straż miejską, że przy ul. Granicznej (okolice tzw. wzgórza Bismarcka) w krzakach leży kilkaset starych, zużytych świetlówek. Po dokładnym przeliczeniu okazało się, że na skraju lasu i pól leżało 995 jarzeniówek.

- Wszystkie były popakowane w kartony. Na szczęście tylko 22 były uszkodzone i nie zdążył się z nich wydostać szkodliwy tlenek rtęci - opowiada komendant straży miejskiej Mariusz Modzelewski. We wtorek po południu świetlówki usunęła specjalistyczna firma z Bożnowa.

Powołali biegłego

Dobrze, że to trujące składowisko odkryto kilka dni przed ulewnymi deszczami. - Gdyby było więcej pękniętych jarzeniówek i padałby deszcz, to wypłukałby z nich rtęć i ta dostałaby się do gleby. A to mogło bardzo zaszkodzić roślinom i zwierzętom. Bo nie ma dla nich większej trucizny niż tlenek rtęci - wyjaśnia M. Modzelewski.

Z drugiej strony dobrze, że pogoda jest kiepska, bo nie nastraja do spacerów. - W pobliżu znaleziska jest przecież szkoła podstawowa i gimnazjum. Na wszelki wypadek od razu po odnalezieniu jarzeniówek poprosiliśmy dyrekcję obu placówek, żeby zrobić apele ostrzegawcze i nie wypuszczać dzieci w tamtym kierunku - opowiada strażnik miejski.

- W przypadku, gdyby rtęć się wydostała z tych świetlówek, zagrożenie byłoby bardzo duże. Trzeba było pozbierać nawet najmniejsze kawałki szkła, a nawet wywieźć ziemię, na której one leżały - wyjaśnia Paweł Popko z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Zielonej Górze, który był w Żaganiu i oglądał groźne znalezisko. Inspektorzy czekają teraz na wyniki śledztwa. - Możemy potem skontrolować daną firmę, czy nie robi tego częściej. Mamy także prawo nakładać mandaty - wyjaśnia przedstawiciel WIOŚ.

Jak jeszcze można ukarać wyrzucającego tak niebezpieczne przedmioty? - Istnieje podejrzenie popełnienia przestępstwa z art. 183 kodeksu karnego, czyli składowanie odpadów w taki sposób, że może to zagrozić życiu lub zdrowiu wielu osób lub spowodować zniszczenie w świecie roślinnym albo zwierzęcym - wyjaśnia oficer prasowy żagańskiej policji Sylwia Woroniec. - Przekazaliśmy sprawę prokuraturze, która zdecyduje, czy traktować to jako przestępstwo, czy tylko wykroczenie.

Tak mówiła policjantka ponad tydzień temu. Natomiast w miniony poniedziałek prokuratura podjęła pierwsze kroki. - Wszczęto śledztwo z artykułu 183 - poinformował nas Kazimierz Rubaszewski z prokuratury okręgowej w Zielonej Górze. - Powołany został biegły, który ma stwierdzić, jakie szkody mogły wyrządzić te jarzeniówki, gdyby nie zostały w porę odnalezione. Na razie śledztwo jest w sprawie, nie przeciwko komuś, bo ciągle szukamy sprawcy- dodał prokurator.

To mógł być klient

Przypomnijmy, że tuż po odnalezieniu ponad 30 paczek ze świetlówkami straż miejska przeprowadziła kontrole żagańskich hurtowni, dużych sklepów i zakładów pracy. Nigdzie nie natrafiono na ślad wymiany świetlówek na nowe. - Podejrzewaliśmy, że może w remontowanym sklepie przy Żaganny, ale tam jarzeniówki pod sufitem były stare - opowiada M. Modzelewski.

Podejrzenie padło więc na kogoś z zewnątrz. Pojawił się ślad wskazujący na jedną z żarskich hurtowni. Skontaktowaliśmy się z jej właścicielem. - Zużyte jarzeniówki oddajemy zawsze do utylizacji. Są to ilości liczone w tonach, więc czemu w tym przypadku mielibyśmy z tysiącem sztuk postąpić inaczej - mówi Andrzej Wentlant.
Zdaniem właściciela żarskiej hurtowni mógł to zrobić jej klient.

- Jak się od państwa dowiedzieliśmy, na co najmniej jednym pudełku była nazwa naszej firmy. Moi pracownicy sprawdzają i analizują nasze transakcje. Sądząc po ilości, o której państwo mówicie, zamówienie było zapewne dla jakiejś dużej firmy lub marketu - wyjaśnia A. Wentlant. - Bardzo nam zależy, żeby znaleźć tego kogoś i pokazać mu, jak powinno się postępować ze zużytymi świetlówkami.

To jednak może nie być łatwe. - Mogła to zrobić np. firma instalacyjna z daleka, która wykonywała prace w Żaganiu lub okolicy, a może wyrzucił je ktoś, kto w tej okolicy znalazł się przypadkiem - kończy żarski hurtownik.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska