Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Rzeź wołyńska? Tutaj nie jest to tylko hasło z encyklopedii

Dariusz Chajewski
Dariusz Chajewski
Krzysztof i Zbigniew Kopocińscy od lat walczą o pamięć o Kresach
Krzysztof i Zbigniew Kopocińscy od lat walczą o pamięć o Kresach Aleksandra Hudyma
Krwawa niedziela - 11 lipca 1943. To jedna z wielu tragicznych rocznic związanych z Kresami. Tradycyjnie już najwięcej będzie działo się w Żarach. Tutaj nie pozwalają zapomnieć...

W czwartek kolejna rocznica tzw. krwawej niedzieli na Wołyniu, czyli 11 lipca 1943 roku. W nocy z 10 na 11 lipca 1943 oddziały UPA przy wsparciu chłopstwa ukraińskiego zmobilizowanego w tzw. Samoobronnych Kuszczowych Widdiłach przystąpiły do skoordynowanego ataku na miejscowości, w których żyli Polacy, głównie w powiatach włodzimierskim i horochowskim, a także kowelskim. To był wymarzony dzień na taki atak, tłumy wystrojonych Polaków szły na msze do kościołów… Według polskich badaczy, tego dnia doszło do apogeum rzezi - z rąk ukraińskich zginęło kilkanaście tysięcy Polaków. Na Ukrainie podważają te wyliczenia, jak i to, że UPA zaatakowała wtedy około stu polskich wiosek. Oddziały UPA mordowały Polaków w kolejnych miejscowościach i szły dalej…

Jak co roku, od lat, najważniejsze obchody tej tragicznej rocznicy będą miały miejsce w Żarach. Do tego się przyzwyczailiśmy, że tutaj w sferze upamiętniania Kresów i tragicznych kresowych wydarzeń dzieje się najwięcej. Tutaj także jest bodajże najwięcej upamiętnień dramatycznych losów Kresowian. Dlaczego akurat Żary stały się stolicą kresowej pamięci?

Polityczna poprawność

- Nie ma w nas aż tyle pychy, jest sporo w Polsce podobnych miejscowości - mówi Józef Tarniowy, prezes Kresowego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego im. Orląt Lwowskich. - I można powiedzieć, że jesteśmy na to skazani. Patrząc na statystykę, jest nas tutaj Kresowian i ich potomków bardzo wielu, żeby nie powiedzieć większość. To przesiedleńcy, ale zaraz po wojnie tutaj osadzono znaczną liczbę osadników wojskowych. Siłą rzeczy to tutaj wreszcie zaczęły stosunkowo wcześnie rodzić się kresowe stowarzyszenia, które były przeciwwagą dla ówczesnych organizacji kombatanckich opanowanych przez ludzi z resortu.
Pan Józef niechętnie mówi o wcześniejszych dekadach, gdy można powiedzieć wręcz o prześladowaniach za kresowe pochodzenie.
Jego zdaniem był to wynik tego, że ludzie ze wschodnich rubieży II Rzeczpospolitej doskonale znali, dzięki doświadczeniom z ZSRR, mechanizm działania komunistycznych władz. Ale przyznaje, że gdy słyszał w dzieciństwie opowieści o rzezi na Wołyniu, uciekał z domu. Zresztą rodzice więcej niż ostrożnie opowiadali o Katyniach, rozstrzeliwaniach, rabunkach. Rzeź wołyńska? Nikita Chruszczow był Ukraińcem. Los ofiar - nieco podobnie jak dziś - złożono na ołtarzu poprawności politycznej.
- Taki drobny przykład - dodaje Tarniowy. - Działałem w PTTK i założyłem przy tej szacownej organizacji Koło Tarnopolan. Jednak natychmiast w centrali zaczęto się zastanawiać, czy krajoznawstwo kresowe to jest krajoznawstwo Polski. Stąd postanowiliśmy założyć własną organizację turystyczną promującą wiedzę o polskich Kresach, kresowe tradycje. Natomiast to, co się dziś w tej sferze dzieje, to w ogromnej części zasługa braci Zbigniewa i Krzysztofa Kopocińskich, których zazdrości nam cała Polska.

Polityka grobowa

Zbigniew Kopociński, jeden z tych, których Żarom zazdrości cała Polska, mówi o kresowym zaangażowaniu, kresowej pasji jako o obowiązku. Ich bliscy też leżą gdzieś tam, w bezimiennym grobie.
- Walczymy o pamięć, ale też pojmujemy to jako patriotyczny obowiązek - tłumaczy. - To nie jest nasza prywatna walka, że jeśli uzyskamy upamiętnienie ofiar z naszej rodziny, to uznamy, że misja się skończyła. Pamięć o polskiej historii Kresów jest obowiązkiem nas Kresowian, ale i nas Polaków. Jeśli dopuścimy do relatywizowania przeszłości, zgodzimy się z opinią, że mordercy są ukraińskimi bohaterami to kim byli nasi zamordowani bliscy? Kim byli wymordowani Polacy?

Kresy Kopocińskich

Kresy Kopocińskich to podolska wieś Krosienko i powiatowe miasteczko Przemyślany. Niby województwo tarnopolskie, ale bliżej było ich mieszkańcom do Lwowa. Pierwszą ofiarą ukraińskich nacjonalistów w Krosienku był Kopociński, ich stryjeczny dziadek. Przedwojenny policjant podczas kampanii wrześniowej 1939 roku pomógł rozprawić się z banderowcami atakującymi polskie oddziały. Nie darowali mu, zapamiętali. Znaleziono go zastrzelonego w rowie, miał wyłupane oczy. Później na domach Polaków pojawiły się kartki z ultimatum - trzy dni na opuszczenie domostw w przeciwnym razie śmierć. Babcię z ojcem żarskich lekarzy uratował kolega z dzieciństwa, Ukrainiec, który uprzedził o ataku. Wiedział, co się stanie bo jego synowie byli w UPA. Tyle szczęścia nie miała rodzina Makarego Kopocińskiego, drugiego stryjecznego dziadka. Niewiele dało to, że był szanowanym i pomocnym sąsiadom weterynarzem, a jego żona położną, która odebrała porody większości młodych mieszkańców okolicy, również swoich morderców. Oboje, wraz z kilkorgiem dzieci w wieku od dwóch do sześciu lat, zostali spaleni żywcem w ich domu...

Tragedia rodzinna

- Z naszej rodziny zginęło kilkanaście osób - mówi cicho Zbigniew Kopociński. - Byliśmy tam po latach, zbieraliśmy informacje o tamtych wydarzeniach. Zgliszcza domu dziadka Makarego stały jeszcze w latach 70. minionego wieku. Na cmentarzu stoi okazały kurhan z tryzubem i nazwiskami nacjonalistów z UPA, ludźmi, którzy wymordowali naszych bliskich. A oni nadal leżą w bezimiennej, zbiorowej mogile i nie możemy nawet ujawnić ich nazwisk. Gdy jeden ze starszych mieszkańców opowiadał nam o przeszłości, podeszło trzech młodych ludzi, nasz rozmówca się przestraszył. Okazało się, że dziadek jednego z nich brał udział w zamordowaniu członków naszej rodziny.

Historia na oku

Krzysztof Kopociński zaangażowanie mieszkańców Żar w kultywowanie pamięci o Kresach traktuje jako coś zupełnie normalnego, wypełnienie obowiązku.
- Z bratem jesteśmy przedstawicielami pierwszego pokolenia urodzonego już na ziemiach zwanych odzyskanymi - tłumaczy. - Ale przecież tam, na Kresach, znajdują się nasze korzenie, groby naszych bliskich. Jan Paweł II podczas wizyty na Westerplatte mówił, że każdy znajduje w swoim życiu jakieś Westerpalatte, o które nie można nie walczyć, nie można zdezerterować. To jest nasze Westerplatte, nasza tożsamość narodowa i wycięcie tego fragmentu polskiej historii wszystkich by nas okaleczyło. Przetrwaliśmy okres zaborów właśnie dzięki temu, że zachowaliśmy naszą tożsamość.
Dla Kopocińskich ich działalność to również obowiązek na poły… zawodowy. Jak mówią tradycyjnie lekarze, ludzie wykształceni, brali na siebie obowiązek liderowania. Stąd powinni mieć poczucie misji w rozmaitych kluczowych dla społeczności sprawach, a nie funkcjonować jedynie w kategoriach zawodowych. Ich zdaniem ta walka o tożsamość jest właśnie taką misją.

Walka z zapomnieniem

- To także sprawa wrażliwości - dodaje pan Krzysztof. - Wiele osób przeszłoby przez wileński cmentarz, nie zwracając uwagi na szczegóły. My zauważyliśmy zrujnowany grób lekarza wojskowego, komendanta wojskowego szpitala. Udało się nie tylko odnowić groby, ale i przypomnieć, upamiętnić tych ludzi z należnymi im honorami.
Ich zdaniem bronią w walce z zapomnieniem jest edukacja, wychowanie młodzieży, gdyż okazuje się, że dzieje Kresów, tragiczne wydarzenia, do których tam doszło, zniknęły w jakiejś szkolnej czarnej dziurze edukacyjnych programów. I żarski lekarz opowiada, jak przyjmując młodych pacjentów w swoim gabinecie stara się z nimi na ten temat rozmawiać, bo i każda okazja jest dobra. I jaką radość mu sprawia, gdy przy powtórnym spotkaniu słyszy, że coś przeczytali, że porozmawiali z rodzicami i dziadkami. Jak gorzko żartuje młodym żaranom nie trzeba już, jak warszawiakom, przypominać tej historii.

Leczą w "kresowym"

To w Żarach szpital wojskowy zyskał miano „kresowy”. Oczywiście dzięki Kopocińskim, którzy w ten sposób chcieli podkreślić pochodzenie większości twórców tej placówki. To dzięki nim historia zyskuje namacalny wymiar i to nie jednostronny, to oni przecież walczyli o upamiętnienie Ukraińców, którzy pomagali Polakom. W zasadzie mogliby już spocząć na laurach. Na Jasnej Górze otrzymali wyróżnienie światowego kongresu Kresowian „Praemium Honoris Cresovianae” są laureatami Buzdyganów, nagrody przyznawanej przez miesięcznik „Polska Zbrojna” i wielu, wielu innych nagród… Ale gdzie tam. Jak słyszymy w Żarach, są takimi „drożdżami”, dzięki nim tak wiele się dzieje. I wymienianie ich kolejnych inicjatyw i pomysłów to materiał na osobną historię. Wiele z nich to z pozoru błahe gesty. Z pozoru…
- Wystąpiliśmy do samorządowców z apelem, aby nie podejmowano żadnej współpracy partnerskiej z miastami, w których gloryfikuje się ukraińskich nacjonalistów - dodaje Krzysztof Kopociński. - A mamy takie przykłady nawet w Lubuskiem. Moim zdaniem to bardzo ważne, abyśmy nie godzili się na takie traktowanie. Partnerstwo to partnerstwo, przyjaźń, to przyjaźń. Są granice wyrozumiałości.

Zobacz jak w Żarach uczczono obrońców Lwowa

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wideo
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska