MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Są takie miasta

ZBIGNIEW BOREK 722 69 37 [email protected]
Mija właśnie 15-lecie III Rzeczpospolitej. Jaki jest bilans zysków i strat wolnej Polski dla Gorzowa i jego mieszkańców? Czy gorzowianie potrafią się zjednoczyć dla dobra miasta? Czy następne lata będą dla Gorzowa lepsze, gorsze czy może takie same? O to chcieliśmy zapytać dotychczasowych prezydentów samorządnego Gorzowa. Z zaproszenia do debaty skorzystało trzech: Bogusław Andrzejczak, Henryk Maciej Woźniak i Tadeusz Jędrzejczak.

Na początku debaty pokazaliśmy prezydentom drukowany poniżej pierwszy odcinek naszego komiksu o mieszkańcach Kobylej Góry (tak krótko, tuż po wojnie, nazywał się Gorzów). Oglądając, uśmiechali się nieznacznie. Zapytaliśmy, czy gorzowianie są skorzy do kłótni i do bitki. Prezydenci ociągali się, w końcu głos zabrał Tadeusz Jędrzejczak: - Urodziłem się w Gorzowie, ale nie sądzę, że cechą miejscowych jest kłótliwość.
- A elity? Kłócą się? Biją?
T. Jędrzejczak: - Jak w całej Polsce są napięcia, dyskusje, spory.
- To nie ma żadnego rodzaju kłótliwości typowej dla gorzowian?
T. Jędrzejczak: - Przez lata najważniejszy był konflikt pomiędzy mieszkańcami tej (prawej - red.) strony Warty i mieszkańcami Zawarcia. Ja się urodziłem na 30 Stycznia, więc jak miałem 16 lat, chodziłem na zabawy do Chemika, a koleżanki i koledzy z Zawarcia - do Metalowca, który nazywał się wtedy Bonanza albo Banderoza, już nie pamiętam. Dochodziło do bójek pomiędzy chłopakami z tych dwóch dzielnic, nawet przy okazji pasterki.
B. Andrzejczak: - Choć też jestem gorzowianinem z urodzenia, to jednak najwięcej o kłótniach dowiedziałem się, gdy wespół z prezydentem Woźniakiem rozpocząłem pracę w Urzędzie Miasta. Najczęściej chodziło o spory polityczne. Nieraz zdumiewała mnie temperatura tych kłótni.

Są takie miasta

- Czy zrobili panowie wszystko, by zjednoczyć siły w interesie miasta?
H. M. Woźniak: - Zawsze da się zrobić coś lepiej. Gorzów nie ma powodów do narzekania, że jest przeklęty ani też do chwalenia się, że jest miejscem wybranym. Pod względem napięć wiele miast jest gorszych. Są również miejsca szczęśliwsze, gdzie zmiany są ewolucyjne, dyskusja społeczna bogata, a miasto traktuje się jak dobra publiczne. Są takie miasta.
B. Andrzejczak: - Są, są. I my o tym wiemy.
- To dlaczego tak nie jest u nas?
H. M. Woźniak: - Dlatego, że u zarania nowych czasów miasto było spolaryzowane: mieliśmy silną Solidarność i mocny ,,wątek’’ PRL-owski.
B. Andrzejczak: - Tak, ale wiele zależy też od charakterów ludzi, którzy wpływają na losy miasta. Od początku lat 90. podziały w Gorzowie narastały, a dziś to jest już wysoki poziom stabilizacji.
- Stabilizacji? W Radzie Miasta jej nie widać.
T. Jędrzejczak: - W pierwszej kadencji była absolutna dominacja opcji solidarnościowej, SLD miało jednego radnego. A później nastąpiła już polaryzacja, czasem rzeczowa, czasem polityczna. Korzenie tego sięgają poprzedniego ustroju, choć dziś ani w SLD, ani w Razem dla Gorzowa nie spotykam zbyt wielu ludzi, którzy dawniej byli w opozycji albo czynnie wspierali ustrój. Spory pozostaną, bo opozycja chce się od władzy odróżnić.
H. M. Woźniak: - Spór jest przecież istotą demokracji.

Wykluczeni i oficjele

- A jaka jest w demokracji rola tych, którzy nie angażują się w politykę?
B. Andrzejczak: - Na początku samorządności zainteresowanie gorzowian sprawami lokalnymi było małe. Później zaczęło rosnąć.
H. M. Woźniak: - W 1998 r. chcieliśmy wywołać manifestację poparcia dla woj. lubuskiego i Gorzowa jako jego stolicy. Nas, oficjeli, było więcej niż mieszkańców.
T. Jędrzejczak: - U nas poparcie społeczne było nikłe, baliśmy się więc, że nowe woj. lubuskie zdominują zielonogórzanie. W 1998 r. byłem na wiecu w Zielonej Górze. Tam nie można się było przecisnąć przez tłum.
H.M. Woźniak: - Bo zielonogórzanie doskonale wiedzą, jak wielkim napędem rozwoju jest status wojewódzki. Po wojnie Zielona Góra jako miasto prowincjonalne została stolicą województwa i wyposażono ją w funkcje metropolitalne. Gorzowianie tego nie zasmakowali, bo Gorzów został województwem w 1975 r., gdy już nie było z tego ważnych korzyści.
B. Andrzejczak: - Od końca lat 90. wykształciło się w Gorzowie wiele organizacji związanych z miastem i regionem…
- … jakoś nie widzę tych, które zajmują się gorzowską tożsamością. Słychać o nich wtedy, gdy trzeba powalczyć o coś z Zieloną Górą albo jest szansa wyciągnąć pieniądze z kasy miasta albo z Unii.
H. M. Woźniak: - Nie chodzi o organizacje, ale o identyfikację mieszkańców z miastem. Ona rośnie.
- Czy gdyby dziś odbywała się manifestacja na rzecz Gorzowa, to mieszkańcy dobrowolnie wyszliby na ulice?
H. M. Woźniak: - Dziś byłoby ich wielu. Spójrzmy na ,,Głos Gorzowa’’: w każdym numerze jest strona o historii. Robicie ją, bo ludzie chcą to czytać, interesują się miastem, czują się z nim coraz bardziej związani.
T. Jędrzejczak: - A ja się zgadzam z redaktorem. W różnych organizacjach spotykam wciąż tych samych ludzi. Co pewien czas stawiają mnie do pionu, chcą mnie rozliczać, a sami nie robią nic, tylko wyciągają rękę po pieniądze.
H. M. Woźniak: - Nie jesteśmy społeczeństwem obywatelskim, a tego się nie osiągnie bez wsparcia władzy. Nie można mieć pretensji do ludzi, że chcą się zrzeszać i zajmować się sprawami publicznymi. Nie można zarzucać im, że przychodzą do miasta po wsparcie. One uczą aktywności społecznej.
- Gorzowski socjolog Jerzy Rossa w lipcu mówił w wywiadzie dla ,,Głosu’’, że w mieście jest wielka strefa osób wykluczonych ze wspólnoty mieszkańców. Co piąty gorzowianin żyje poniżej minimum egzystencji, prawie co piąty jest bezrobotny. Co z nimi?
T. Jędrzejczak: - Bezrobocie to wielki problem. Z drugiej strony - proponowaliśmy Komitetowi Obrony Bezrobotnych pracę w charakterze ankieterów w spisie powszechnym. I wiecie, panowie, ilu było chętnych? Na 400 miejsc pracowało 26 bezrobotnych, bo pozostałym się nie chciało. Ostatnio z kolei ponad 400 osób odmówiło przyjęcia z biura pracy oferty zatrudnienia lub szkolenia. Nie można jednak powiedzieć, że ludzi nie obchodzi ich miasto, bo np. 6 tys. rodzin wzięło udział w konsultacjach społecznych. Brakuje jednak tego przełożenia na działania, na to, żeby powiadomić policję czy straż, gdy się widzi wandali niszczących lampy.
- Może ludzie uważają, że ich głos nie ma znaczenia? Po co było pytać w konsultacjach np. o to, jak zagospodarować łaźnię? Gorzowianie chcieli palmiarni, a teraz wiemy już, że palmy tam nie wyrosną.
H. M. Woźniak: - Problem w tym, że rzuca się pomysły niemożliwe do zrealizowania. Jakieś kawiarenki w czatowniach murów obronnych…
T. Jędrzejczak: - … i to był zły pomysł?…
H. M. Woźniak: - … parki Michaela Jacksona…
T. Jędrzejczak: - … i co w tym złego… Przestań, Heniu…
- Panowie, chciałbym zapytać…
H.M. Woźniak: - … kolejki linowe… A innych się ciągle krytykuje…
- … panowie, czy…
T. Jędrzejczak: - … ty znowu, Heniek, zaczynasz… Już wiesz, dlaczego Marek (Lech Marek Gorywoda - red.) i Nikodem (Wolski - red.) nie przyszli. Nie chcieli z tobą siedzieć przy jednym stole, bo wiedzieli, że tak będzie. Ja też przyjąłem zaproszenie od redakcji, a nie od ciebie, więc Heniu przestań, bo wstyd…
- Panowie, czy bilans 15-lecia dla Gorzowa jest korzystny?
H. M. Woźniak: - Tak, choć na pewno nie jednoznacznie.
T. Jędrzejczak: - W latach 70. i 80. budowano przedsiębiorstwa, powstał Stilon, Silwana, Ursus. W latach demokracji miasto przeszło na kolejny etap rozwoju, inwestuje w drogi, ochronę środowiska. Mamy prawie 10 tys. studentów, są centra handlowe, jest Słowianka, rozbudowują się firmy w naszej podstrefie, interesują się nami inwestorzy…

Nadchodzą dobre lata

- Jakie będą następne lata?
H. M. Woźniak: - U schyłku PRL-u prezydenta miasta odwoływano za brak chleba w sklepach, były przerwy w dopływie wody, nieczystości przewożono do oczyszczalni na Wieprzycach beczkowozami przez centrum. Dziś to nie do pomyślenia. Miasto ma wszelkie dane do rozwoju.
B. Andrzejczak: - Dla Gorzowa już chyba przyszły lepsze czasy. Na początku samorządności było ciężko z uwagi na zapóźnienia choćby drogowe, ale one już są odrabiane. Przyjdzie pora na inwestowanie w kulturę, sport, pomoc społeczną. To winno obniżyć bezrobocie.
T. Jędrzejczak: - Do końca tej kadencji samorządu (rok 2006 - red.) włożymy w Gorzów jeszcze kilkadziesiąt milionów złotych, żeby lepiej się tu żyło. Gorzów powinien oddziaływać na całe byłe woj. gorzowskie. Mamy tereny pod rozwój, z dostępem do wody, energii, gazu. Jestem optymistą.

Bicie się na solo

Prezydenci podali sobie ręce i się rozeszli. Po kwadransie do redakcji zadzwonił H. M. Woźniak, żeby zapytać, czy faktycznie z jego powodu Nikodem Wolski i Lech Marek Gorywoda odmówili udziału w debacie. Powiedział też, że ,,to nie do końca jest tak, jak się mówiło w redakcji’’.
- Co nie jest tak?
H. M. Woźniak: - W tej transformacji, także w Gorzowie, było wiele rzeczy złych. I ja, i inni prezydenci powinniśmy uderzyć się w piersi i przeprosić gorzowian za błędy, które doprowadziły do wielkiego bezrobocia i biedy…
- Żałuję, że nie powiedział pan tego przy redakcyjnym stole.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska