Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Serce stanęło na 12 minut. Wypadek w zakładzie obuwniczym

Eugeniusz Kurzawa 324 88 54 [email protected]
W Ricoście nikt z nami nie zgodził się rozmawiać na temat wypadku
W Ricoście nikt z nami nie zgodził się rozmawiać na temat wypadku Anna Szmytkowska
- Ponoć po wypadku przez 20 minut nie oddychała - pan Leszek kryje twarz w dłoniach. Jest załamany. W środę w zakładzie obuwniczym Ricosta w Babimoście została porażona prądem jego żona. Kobieta w jest ciężkim stanie.

- Tak, słyszałam o tej tragedii, ale nic więcej nie wiem - mówi mężczyzna spotkany na Rynku. - Najlepiej zapytać w firmie, to dwa kroki stąd.
- Ten zakład istnieje u nas od lat, kiedyś był spółdzielnią cholewkarską, rok temu kupili go Niemcy - przekazuje burmistrz Bernard Radny. Nie zna szczegółów wypadku, był na urlopie. Wie tylko, iż idzie o mieszkankę Podmokli Małych.
Jedziemy do Ricosty. Na podwórzu mężczyźni w niebieskich kombinezonach wykonują prace, zdaje się przy instalacji odgromowej. Hala produkcyjna. Pusta. Żadnego pracownika! Z kim tu rozmawiać? - O, tam, jest dyrektor - rzuca jeden z panów w kombinezonach. Chcemy dowiedzieć się, co wydarzyło się, jaki jest stan kobiety, kim ona jest, gdzie przebywa?
- To teren prywatny - mówi dyrektor (nie znamy nazwiska). - Nie udzielam żadnych informacji. O stan tej pani proszę pytać w szpitalu.

Jakim? Nie ma odpowiedzi. Decydujemy się odszukać rodzinę poszkodowanej. Trafiamy do sołtyski Podmokli Małych. - To Janowska, trzeci dom po prawej za zakrętem - słyszymy.
- Niewiele wiem, żona pracowała na maszynie obuwniczej, kiedy nastąpiło porażenie prądem, właściwie to było przebicie - mówi zmęczony i przygnębiony mąż, Leszek Janowski. - Żona jest w szpitalu w Sulechowie w stanie krytycznym. Byliśmy rano, pojedziemy do niej po południu.
Grażyna Janowska jest wykwalifikowanym cholewkarzem. Pracuje w tej firmie już 18 lub 19 lat. Skończyła w niej szkołę zawodową. Lubiła ten zawód, choć praca ostatnio kosztowała ją sporo nerwów.

- Mówiłem, żeby rzuciła to w cholerę, nie jeden raz się spieraliśmy - ciągnie mąż. Uważa, iż 10-godzinny dzień pracy za tak marne pieniądze nie wart był zdrowia. Zwłaszcza w kontekście tego, co się stało.
Ojciec i syn Rafał tłumaczą, iż do porażania doszło ok. 15.00 w środę. Dodają, iż maszyna, na której pracowała pani Grażyna była pod napięciem 380 volt. Sporo czasu upłynęło zanim wyłączono prąd.
- Doszło do migotania komór. Długo była bez czynności serca - wyjaśnia Waldemar Micewski, ordynator oddziału intensywnej terapii sulechowskiej lecznicy. - Po 12 minutach reanimacji serce zaczęło pracować.
Ordynator tłumaczy, iż porażenie było mocne, widać oparzenia między palcami. - I pewnie była spocona, bo na takiej hali bywa gorąco, co jest dodatkowym czynnikiem zwiększającym skutek porażenia - dodaje Micewski.

- Dziś nie można orzec z czyjej winy doszło do wypadku - powiedziała nam kom. Małgorzata Stanisławska, rzeczniczka zielonogórskiej policji. - Na miejsce została skierowana inspekcja pracy, na pewno będzie przeprowadzona kontrola. Poza tym dochodzenie prowadzi policja.
- Żona już od dawna mówiła w domu o przebiciu w jej maszynie, zgłaszała to w zakładzie - odpowiada Janowski. W firmie nikt nie chciał nam skomentować tragedii.

Baza firm z Twojego regionu

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska