- Ale wesoło. Takich rytmów brakowało - mówi pani Ola i skacze z koleżanką Alą pod sceną. A na niej przygrywają Czarno-Czarni. - Żeby wasze życie nie wyglądało, jak to w serialu - woła wokalista Jarek Janiszewski i zaczyna grać pierwszy utwór. Prywatnie przyznaje, że jest wielkim fanem wina. I jak tylko dostał propozycję zagrania z chłopakami na naszym święcie, nie zastanawiał się zbyt długo. Po prostu wsiedli w samochód i przyjechali na Winobranie.
- Co za luz. Do tej pory na placu dominowała muzyka klubowa. Zwał jak zwał. Bo taki gatunek kojarzy mi się z housem, a tu była niezła "łupanka", zwykłe techno - komentuje Jarosław Kacperski.
I wreszcie pojawia się gwiazda wieczoru, czyli Big Cyc. - Niech zaśpiewają facet to świnia! - rozmawiają ze sobą dziewczyny stojące przy samych barierkach. Zresztą pod scenę nareszcie przybywa publika, którą przyciągnęły grane wcześniej melodie Czarno-Czarnych. Teraz ludzie się doskonale bawią. Niejeden z gości nuci pod nosem przeboje zespołu wraz ze Skibą.
A Skiba do Zielonej Góry przyjechał wczoraj wieczorem prosto z Sanoka, bo właśnie jest w trasie koncertowej. - Cały dzień siedzieliśmy w hotelu i leczyliśmy rany po jeździe - zdradza wokalista Big Cyca. Po jarmarku nie miał czasu się przejść. Ale mówi, że o Winobraniu słyszał wiele dobrego, choć do tej pory nie było mu dane na nim zagrać. - Za to występowaliśmy w słynnym amfiteatrze, rozsławionym w świecie ze względu na Festiwal Piosenki Radzieckiej. Wspominając go wcale nie jestem ironiczny, bo festiwal lubię. Tylko proszę nie pisać, że braliśmy w nim udział, bo to nieprawda - od razu zastrzega rozmówca. - Nawet tam nie pasujecie - rzucam. - Za to na Winobranie jak najbardziej - śmieje się Skiba.
- A wina jutro się napijecie? W tym roku można je nawet kupić - pytam. - Jakżeby inaczej. Jutro przejdziemy się z Jarem (Jarek Janiszewski - przyp. red.) na deptak i z pewnością spróbujemy. Staramy się próbować każdego trunku lokalnego. Sekret ich sukcesu tkwi w tym, że są one lokalne. Te patenty są mało rozpoznawalne, a często bardzo smaczne. Ale nudno by było, gdyby wszyscy Polacy pili ten sam alkohol - dodaje przedstawiciel Big Cyca.
Kiedy artyści śpiewają, publika klaszcze. Wykonawców to nie dziwi, bo twierdzą, że Zielona Góra to dla nich szczęśliwe miasto i wszystkie koncerty do tej pory wychodziły tu na medal. - I jakie imprezy po koncercie. Miodzik! - śmieje się Skiba.
Zielonogórzanie chyba zostali odczarowani, bo nagle pod główną sceną zjawił się taki tłum, jak w zeszłym roku podczas winobraniowych koncertów. Czyżby zespół odczarował naszą publikę?
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?