W polskim futbolu wielkich pieniędzy nigdy nie było, nie ma i pewnie nigdy nie będzie. Na szczycie finansowej piramidy stoją czołowe kluby: Wisła Kraków, Legia Warszawa i Lech Poznań. Wyższy poziom, to wyższe wpływy z reklam i telewizyjnych transmisji. Te ostatnie stanowią często ponad połowę budżetu niejednej ekipy w ekstraklasie! Nic dziwnego, że walka o pozostanie w niej jest niemniej frapująca, jak ta o mistrzostwo. Komu ta sztuka się nie uda, może zapomnieć o dostępie do finansowych konfitur.
Jak na tym tle prezentuje się pierwsza liga? Tu czynnik ekonomiczny ma równie duże znaczenie. Chcesz walczyć o elitę? Musisz sypnąć groszem. Przypadek Polonii Bytom, która awansowała z zaledwie 1,5-milionowym budżetem, zdarza się raz na sto lat. Jeszcze większe znaczenie kasa ma przy wyłanianiu spadkowiczów. Ubiegłoroczne przykłady Odry Opole, Tura Turek i wycofanej w połowie sezonu Kmity Zabierzów świadczą o tym dobitnie. Teraz dwa ostatnie miejsca okupują Motor Lublin i Stal Stalowa Wola, gdzie bieda aż piszczy. Wyjątkiem od reguły jest zadłużony po uszy, trzeci w tabeli, ŁKS Łódź. Gdyby jednak taka sytuacja miała miejsce w jakimś grajdole, działacze już dawno zwinęliby żagle.
Pierwsza liga to głównie świat pełen kontrastów, gdzie finansowe eldorado jest tylko na samym szczycie. Z jednej strony wzorowo zorganizowane Widzew Łódź i Górnik Zabrze, z drugiej obraz nędzy i rozpaczy. Kryzys nie zna litości dla maluczkich, o czym przekonano się ostatnio w Gorzowie. Zawodnicy twierdzą, że powiedzenie "nie ma sianka - nie ma granka", u nas nie znajdzie zastosowania, ale groźba zawsze istnieje.
GKP, jak i resztę, trzyma przy życiu świadomość: nad nami już tylko ekstraklasa. Jedni powalczą o awans, drudzy o uniknięcie degradacji, a reszta o przetrwanie. Na szczęście futbol to nie taki sam biznes jak fabryka czekolady. Tu biedak potrafi dokopać krezusowi. Dlatego wiosna będzie ciekawa!
Do skoku na ekstraklasę szykują się kluby z tradycją: Widzew, Pogoń Szczecin i ŁKS. Czy taka będzie kolejność na mecie? Inaczej uważają w Zabrzu, największym rozczarowaniu jesieni (dopiero szóste miejsce).
Szkoda, że w tym gronie nie ma GKS-u Katowice i Warty Poznań, również wielkich firm, choć po prawdzie wielkich już tylko z nazwy. Czasy finansowej prosperity dawno minęły także w Wiśle Płock. Ale pewny budżet nie zawsze gwarantuje wyniku, o czym przekonują się w Łęcznej i Bielsku-Białej. A jak szanse GKP oceniają nasi rywale?
- Finansowe zawirowania nie wpłyną na formę zespołu - twierdzi trener MKS-u Kluczbork Grzegorz Kowalski, były opiekun gorzowian. - Awans i spadek mu nie grożą, ale to właśnie mecze z nim będą dla drużyn z czołówki kluczowe.
Wysoko stawia niebiesko-białych Bogusław Baniak, nowy szkoleniowiec Motoru Lublin. - Choć krótko pracowałem w Gorzowie, to mam do tego klubu sentyment. GKP zajmie na koniec minimum szóste miejsce - uważa popularny "Bebeto".
Również Tadeusz Łapa, prowadzący Górnika Łęczna, docenia podopiecznych Adama Topolskiego. - To jeden z naszych najtrudniejszych przeciwników. W ostatnich dwóch sezonach ani razu z gorzowianami nie wygraliśmy i teraz w rewanżu też nie będzie łatwo. Kadrowo GKP to ścisły czub ligi! - podkreśla. Skoro rywale nas się boją, pozostaje wiara, że potwierdzimy potencjał także na boisku.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?