MKTG SR - pasek na kartach artykułów

To jedyna w województwie komora dymowa

Piotr Jędzura
Wnętrze komory dymowej pokazuje asp. sztab. Dariusz Kałużny. - Nie mam problemu z jej pokonaniem nawet w warunkach bojowych - zapewnia.
Wnętrze komory dymowej pokazuje asp. sztab. Dariusz Kałużny. - Nie mam problemu z jej pokonaniem nawet w warunkach bojowych - zapewnia. fot. Marek Marcinkowski
Mało kto odważyłby się przejść stalowy labirynt pełen dymu, huku, migających świateł i nagrzewnic symulujących ogień. A strażacy to robią!

- Raz w roku każdy z nas musi przejść komorę w pełnym umundurowaniu i z aparatem tlenowym - wyjaśnia zastępca szefa świebodzińskiej straży pożarnej mł. bryg. Dariusz Paczesny.

Urządzenie to nic innego jak metalowy i wytrzymały stelaż. Wejście do niego imituje właz do rury lub kanału. Tędy przechodzi się do metalowych klatek. - A przez nie idzie się do wyjścia - opowiada asp. sztab. Dariusz Kałużny.

Przejście nie jest łatwe. W dodatku trzeba iść w pełnym umundurowaniu. - Strażak ma też na sobie ciężki aparat tlenowy - mówi mł. bryg. Paczesny. W niektórych trudnych miejscach butlę trzeba zdjąć i po ominięciu przeszkody ponownie założyć.

Największą część komory trzeba pokonywać na czworaka. Kilka razy wchodzi się na piętro, żeby potem znów zejść na niższy poziom.

Podczas całego testu komora jest mocno zadymiona. Dym wytwarza specjalny aparat. A o efekty dźwiękowe dba operator urządzenia, znajdujący się za szybą, w drugim pomieszczeniu. - Z głośników dobiegają odgłosy płomieni, łamiących się belek oraz wszystkiego, co trawi ogień - wyjaśnia asp. sztab. Kałużny.

Na strażaka w kilku miejscach czekają specjalne nagrzewnice palące się do czerwoności. Symulują one wysoką temperaturę - taką samą jak podczas pożaru.

Ale ogniowiec męczy się jeszcze przed wejściem do komory. - Pokonuje bieżnię w całym mundurze, z butlą i aparatem tlenowym - dodaje asp. sztab. Kałużny. Wspina się też na mechanicznej drabinie. Dopiero tak zmęczony wkracza do zadymionej klatki.

Ten ciężki test jest jednak bezpieczny. Każdy element klatki ma numer. Operator mimo zadymienia widzi, w której części jest strażak. Ma z nim cały czas kontakt. Pomieszczenie obserwuje też kamera na podczerwień. Bez problemu można również jednym pociągnięciem zdemontować obudowę i dostać się do wnętrza klatki.

- Gdyby ktoś zasłabł lub wystraszył się i nie potrafił znaleźć wyjścia, to szybko go wyprowadzimy - tłumaczy asp. sztab. Kałużny.

Strażacy nie obawiają się zadymionej sali tortur. Wiedzą, że mają mniej więcej pół godziny na jej pokonanie. Na tyle czasu starcza tlenu w butli.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska