Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Tragedia na wysypisku

Andrzej Włodarczak
- Spalony barak trzeba będzie odbudować. I założyć w nim wreszcie prąd i ciepłą wodę, żeby pracownicy wysypiska mieli przyzwoite warunki - mówi Jerzy Michałek, szperacz na dębnowskim wysypisku śmieci.
- Spalony barak trzeba będzie odbudować. I założyć w nim wreszcie prąd i ciepłą wodę, żeby pracownicy wysypiska mieli przyzwoite warunki - mówi Jerzy Michałek, szperacz na dębnowskim wysypisku śmieci. fot. Kazimierz Ligocki
- Szkoda, że tak zmarli - szperacze z wysypiska śmieci mówią o śmierć dwóch pracowników. Wiadomo już, że zatruli się czadem.

Gdy w minioną sobotę rano pracownik składowiska przyszedł na swoją zmianę, w dymiących jeszcze zgliszczach pomieszczeń socjalnych odkrył zwęglone ciała dwóch mężczyzn. Jednego rozpoznał od razu. Był to jego kolega z pracy, 55-letni Stanisław Ł., mieszkaniec Grzymiradza.

Pożar z piecyka

Tożsamość drugiego zmarłego potwierdzono dopiero we wtorek. To 56-letni Stanisław N., pracownik Przedsiębiorstwa Usług Komunalnych w Dębnie, mieszkaniec Cychr.
- Sekcja zwłok wykazała, że obaj mężczyźni zatruli się tlenkiem węgla. Na razie nie stwierdzono, czy w chwili śmierci byli pod wpływem alkoholu - powiedziała nam Wiesława Zwiech z Komendy Powiatowej Policji w Myśliborzu.
Czad wydostawał się z prowizorycznie skonstruowanego piecyka. W wyniku zaprószenia ognia w piecyku zapaliło się pomieszczenie, w którym po godzinach pracy przebywali mężczyźni.

Dobry chłop był

Stanisław Ł. z Grzymiradza zostawił żonę i ośmioro dzieci w wieku od siedmiu do 32 lat.
- Ojciec chorował na cukrzycę i być może dlatego zasłabł - mówi jego córka Justyna.
- Śmierć brata była dla nas wielkim zaskoczeniem. Pomogę rodzinie w tym trudnym czasie - zapewnia siostra zmarłego. - To był dobry chłop. Pracowity, żaden pijak czy menel. Zdarzył mu się tragiczny wypadek, szkoda nam jego rodziny - dodaje Stanisław Michalczyszyn z Grzymiradza.
Szperaczom też żal
Dębnowskim składowiskiem odpadów administruje Celowy Związek Gmin CZG 12 w Długoszynie pod Sulęcinem. Od poniedziałku jest ono zamknięte, śmieci z gminy Dębno wywożone są na wysypisko w Krześniczce (gm. Witnica).
Jak zwykle na wysypisku pracują szperacze: wygrzebują złom i butelki, żeby sprzedać w skupie.
- Z chłopakami znaliśmy się jak łyse konie. Szkoda, że zmarli w taki sposób. Cierpimy przez ten pożar i zamknięcie wysypiska. Nie przywozi się nowych śmieci, musimy grzebać w starych, żeby szukać puszek po piwie i innego złomu - żalą się szperacze z Dębna.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska