Środa po południu. Z myśliwymi z koła łowieckiego Dzik Słońsk jedziemy w okolice fermy, którą pod Ośnem prowadzi holenderska firma Farm Equipment International. - Uważaj, bo jest tu strasznie grząsko - Mirosław Więckowski, honorowy prezes Dzika, ostrzega Franciszka Jamniuka, sołtysa Ownic, który prowadzi potężną terenówkę. Wyjaśnia, że grząsko jest za sprawą wylewanych tu od lat nieczystości z fermy. - Świństwo to jest okropne. Sama zresztą pani zobaczy - uprzedza widok białej mazi, rozlanej po polach, która okropnie cuchnie. Smród nie przeszkadza tylko krukom wydziobującym resztki poubojowych szczątków zwierząt.
- Proszę spojrzeć, to fragment jelit - pokazuje Więckowski. Opowiada też, że jeszcze gorsze od odpadów poubojowych są fekalia norek, wylewane bezpośrednio do gleby. - Za tymi trawami jest rów melioracyjny, którym wszystkie te nieczystości z fermy najpierw płyną do Ownic, potem wpadają do rzeki Lenki, następnie przedostają się do Parku Narodowego Ujście Warty i w końcu do Odry i Warty - wskazuje to miejsce. Gdy podchodzimy bliżej, w wodzie widać białe kożuchy ścieków. Czuć je też w powietrzu. Obok są bagna, w których kilka lat temu o mały włos nie utopił się stażysta z koła łowieckiego. Nikt nie przypuszczał, że w taki sposób może się skończyć polowanie. Bo kiedyś było tu suchutko.
- Teraz ziemia jest tak nasiąknięta fekaliami, że zaczyna przypominać gąbkę - złości się Jamniuk. Łowczy Janusz Zator martwi się też o stan lasu. - Drzewa tu już usychają - stwierdza. Jest przekonany, że to przez skażenie gleby. Skarży się też na uciekające z fermy norki. - Stwarzają kolosalny problem dla ptaków. Są bezwzględnymi drapieżnikami, które zjadają pisklęta i jaja. Trudno ocenić straty, ale kiedyś były na tym terenie na przykład bażanty, których już nie widujemy - wspomina.
Z fermy jest jakieś dwa kilometry do Ownic. Gospodaruje tam między innymi Leszek Błauciak, przez którego ogród przebiega rów melioracyjny. Zanim zorientował się, że z wodą może być coś nie tak, wypasał tam krowy. Aż dwa lata temu jedna padła, a inne się pochorowały. Weterynarz zrobił sekcję i nie wykluczył, że krowa padła, bo piła skażoną wodę.
Błauciak opowiada też, że raz jego kolega po zejściu z pola umył ręce w rowie. Po łokcie mu sczerwieniały. Na norki narzeka również z innego powodu. - Na wiosnę zagryzły mi kurczaki. Cały worek zawiozłem na fermę, żeby pokazać kierowniczce, ale stwierdziła, że ich norki tego nie zrobiły.
W czwartek w Ownicach było zebranie wiejskie. - Coś musimy zrobić, bo smród od tych norek wdziera się nam do domów. Ale przede wszystkim boimy się skażenia środowiska - mówi Dorota Więckowska, mieszka niedaleko lasu, za którym jest ferma. - Oni muszą tam jakieś odpady wyrzucać, bo tak by nie cuchnęło.
Sołtys dodaje, że właściciele fermy na jakiś czas zamknęli ludziom usta, bo gdy rozpoczęli działalność, zafundowali nowy dach na byłym budynku szkoły i dali pieniądze na utwardzenie kilku dróg. Myśliwi od dawna jednak usiłowali zapobiegać wyrzucaniu odpadów i wylewaniu ścieków. - Swego czasu firma obiecała nam, że załatwi problem ścieków i zbuduje oczyszczalnię. Tak się jednak nie stało. Wysyłaliśmy pisma z prośbą o spotkania, ale je ignorowali - wspomina.
Jedziemy do zakładu. Ochroniarz mówi, że nie ma nikogo, z kim moglibyśmy porozmawiać. Następnego dnia dzwonimy do fermy, ale telefon milczy. Udaje się nam skontaktować z główną siedzibą Farm Equipment International, która jest w Karsku w powiecie myśliborskim. Tyle, że kobieta, która podnosi słuchawkę (nie chciała się przedstawić), informuje, że firma nie będzie w żaden sposób komentowała tej sprawy. - Niech ci, którzy się skarżą, zwrócą się bezpośrednio do nas - ucina.
Z podobną reakcją spotkaliśmy się dwa lata temu, gdy pisaliśmy o fatalnych warunkach, w jakich przyszło mieszkać Ukraińcom, którzy pracowali na fermie. Gdy chcieliśmy wejść na teren zakładu, usłyszeliśmy, że to niemożliwe, bo "norki są bardzo wrażliwe, jeżeli chodzi o zarażenie się różnymi chorobami".
- Nie rozumiem, gdzie w tym wszystkim są służby ochrony środowiska, dlaczego nie reaguje burmistrz Ośna, gdzie jest sanepid - komentuje obecną sytuację Jamniuk.
- Kilka dni temu dostaliśmy pismo od koła Dzik i skierowaliśmy wniosek o przeprowadzenie kontroli do wojewódzkiego inspektora ochrony środowiska w Gorzowie, bo tylko ta inspekcja kontroluje przestrzeganie przepisów w tym względzie - wyjaśnia nam Regina Waszkiewicz, która kieruje wydziałem ochrony środowiska w starostwie w Słubicach. - Nic jeszcze do nas nie przyszło - słyszymy od Marii Staroń, kierownik działu inspekcji w inspektoracie w Gorzowie. Pytamy też o wcześniejsze kontrole, ale okazuje się, że osoba, która ma na ten temat wiedzę, nie jest osiągalna i takich informacji póki co nie możemy dostać.
O norki zagadujemy też Stanisława Kozłowskiego, burmistrza Ośna. - Nie mieliśmy żadnych sygnałów, że ferma działa niezgodnie z wymogami - podkreśla. Dodaje, że gmina nie ma kompetencji, żeby zajmować się kontrolami związanymi z ochroną środowiska. To samo mówi nam Jadwiga Caban-Korbas, szefowa sanepidu w Słubicach. Zaznacza jednak od razu, że gdyby takie zawiadomienie dostała, sanepid przyjrzałby się sprawie i w razie potrzeby zawiadomił odpowiednie służy. - To my już zadbamy, żeby nagłośnić ten problem, bo mówimy o zagrożeniu zdrowia i życia ludzi - podkreśla Jamniuk.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?