Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

W tym zbiorniku znajduje się prawdziwa trucicielska mieszanka. Aż strach pomyśleć co by się stało, gdyby ten wał pękł

Grzegorz Żurawiński 68 324 88 05 [email protected]
Zbiornik Żelazny Most wygląda malowniczo. Ekolodzy alarmują, że jest prawdziwą ekologiczna bombą z opóźnionym zapłonem...
Zbiornik Żelazny Most wygląda malowniczo. Ekolodzy alarmują, że jest prawdziwą ekologiczna bombą z opóźnionym zapłonem... fot. Piotr Krzyżanowski, Gazeta Wrocławska
Po katastrofie na Węgrzech nie tylko ekolodzy zaczęli przyglądać się Żelaznemu Mostowi. W tym mającym 1,4 tys. ha jeziorze znajduje się prawdziwa trucicielska mieszanka. Gdyby mocniej zatrzęsła się ziemia...

Żelazny Most... Taką nazwę (pochodzącą od wsi leżącej w pobliżu) nadano największemu w Europie (drugiemu w świecie) składowisku odpadów poprodukcyjnych pochodzących z kopalni Zagłębia Miedziowego, które uruchomiono w 1977 roku. Każdego roku rurociągami trafia tutaj wraz z wodą ponad 25 milionów ton zmielonej drobno rudonośnej skały, z której w procesie przeróbki "wypłukano" miedź, srebro, złoto, platynę, pallad, ren - metale, które produkuje miedziowy koncern.

Zobacz też: Bomba ekologiczna w gryżyckim stawie

Jak piękne jezioro

Na mapach to miejsce leżące w trzech dolnośląskich gminach (Rudna, Polkowice, Grębocice) tuż przy granicy Lubuskiego, wygląda jak jezioro w kształcie nerki. Podobnie ukazują je zdjęcia z lotu ptaka publikowane w folderach KGHM Polska Miedź S.A. Błękitna tafla wody i otaczające ją szerokie piaszczyste plaże, pod którą już dawno zniknęły wsie: Kalinówka, Pielgrzymów i Barszów. Razem to 1,4 tys. hektarów. Sęk w tym, że otoczone wałem o długości ponad 14 km jeziorko leży na wysokości kilkudziesięciu metrów powyżej otaczających je miejscowości. Z każdym kolejnym rokiem eksploatacji to oczko wodne jest coraz wyżej, tak jak coraz wyższe są otaczające je wały.

Przerwanie obwałowań, które tworzone są i ciągle podwyższane z deponowanego w zbiorniku urobku (np. na skutek silnego wstrząsu tektonicznego, zamachu terrorystycznego lub długotrwałej ulewy), miałoby katastrofalne skutki dla okolicznych miejscowości. Setki milionów metrów sześciennych błota kilkumetrową falą zalałyby w kilkanaście minut Rudną i inne okoliczne miejscowości, znosząc po drodze wszystko, co stanęłoby na drodze tego żywiołu.

Zobacz też: Strzelce: Zamknięte wysypisko wciąż zagraża

To jedyne realne, choć tylko potencjalne, katastrofalne zagrożenie jakie stwarza to składowisko - uciążliwe (pylenie, nadmierne zasolenie nadmiaru wody zrzucanej do Odry), ale bezpieczne. Tak twierdzą eksperci, międzynarodowe grono naukowców z Włoch, Wielkiej Brytanii, USA, Norwegii i Polski, które nadzoruje rozbudowę składowiska. Bo docelowo pomieścić ma ono aż miliard metrów sześciennych kopalnianych odpadów i - jako jedyne w KGHM - stanowi o być, albo nie być produkcji miedzi i towarzyszących jej metali w najbliższych kilkudziesięciu latach.

Mądry Polak po szkodzie…

W KGHM wyciągnięto wnioski z katastrofy, jaka miała miejsce w Iwinach koło Bolesławca w nieczynnym już Starym Zagłębiu Miedziowym. 13 grudnia 1967 roku około 3 w nocy woda i odpady zgromadzone w zbiorniku poflotacyjnym miejscowej kopalni miedzi, wielokrotnie mniejszym od Żelaznego Mostu, przerwały otaczający go wał.

Przez głęboką na ponad 23 metry wyrwę, która osiągnęła szerokość ponad 130 metrów, na leżące poniżej miejscowości w dolinie rzeki Bobrzycy runęła sześciometrowa błotna lawina. Dotarła aż 19 km od zbiornika. Pod 1,5-2 metrową warstwą błota znalazły się wsie: Iwiny, Raciborowice Dolne, Lubków, Tomaszów Bolesławiecki, Kraśnik i Dąbrowa. Śmierć w tej błotnej topieli poniosło 18 osób, ponad 500 odniosło obrażenia. Na zalanym obszarze znalazło się 121 domów mieszkalnych, 407 budynków gospodarczych, drogi i tory kolejowe.

Główną przyczyną katastrofy były błędy w lokalizacji i sposobach eksploatacji zbiornika. Woda w nim zgromadzona sięgała obwałowań, podmywając je tworzyła niewidoczne przecieki, które systematycznie osłabiały wytrzymałość zapór. O szerokich plażach oddzielających lustro wody od wałów, tak jak ma to miejsce współcześnie na Żelaznym Moście, wówczas nie myślano. Bezpośrednio przed katastrofą odnotowano niewielki wstrząs tektoniczny (rzecz zwyczajna na obszarach kopalnianych), który mógł przyspieszyć destrukcję osłabionej piaskowej zapory.

TRZY WOJEWÓDZTWA ZALAŁ ŻRĄCY SZLAM

Zachodnie Węgry, okolice miasta Veszprem. Czerwona, żrąca fala zalewające pola, wsie, miasta... Oto katastrofalne skutki wycieku toksycznego odpadu powstającego przy produkcji, do którego doszło w poniedziałek. Tzw. czerwony szlam to niepożądana pozostałość po produkcji tlenku glinu. Czerwoną barwę tej błotnistej substancji nadaje utlenione żelazo.

Według ostrożnych szacunków ze zbiornika wyciekło milion metrów sześciennych czerwonego szlamu. Zginęły co najmniej cztery osoby: 34-letni mężczyzna, dwie kobiety, starsza i w średnim wieku, oraz 14-miesięczne dziecko. Sześć osób wciąż uważa się za zaginione. Obrażenia odniosło około 120 osób. Wstrząsające relacje mówią o cierpieniach ofiar żrącej fali. Przez cały tydzień trwała walka, aby czerwona fala nie dotarła do Dunaju.

Tymczasem już nazajutrz po zdarzeniu kierownictwo huty aluminium zapewniało, że nie jest odpowiedzialne za katastrofę. I dodało, że czerwony szlam nie jest w żadnym wypadku niebezpieczny dla człowieka. W środę firma chciała pokazać się z lepszej, litościwej strony zapewniając, że pokryje koszty pogrzebu i wypłaci równowartość 1,5 tys. zł doraźnej pomocy dotkniętym rodzinom.
Nie ma winnych? Zdaniem węgierskich ekspertów przyczyną tragedii jest albo wadliwa konstrukcja zbiornika, albo niefrasobliwość fabryki. Tymczasem ekologiczna organizacja Greenpeace twierdzi, że na zdjęciach satelitarnych wykonanych w przeddzień katastrofy było widać, że zbiornik, w którym znajdowały się niebezpieczne substancje nie wytrzymał. Ekolodzy uważają, że właściciele firmy w cyniczny sposób wprowadzają w błąd opinię publiczną, bo ich zakład jest odpowiedzialny za katastrofę. Jedna z węgierskich organizacji ochrony środowiska przed czterema laty alarmowała rząd wskazując, że zbiorniki z toksycznymi odpadami usytuowane w pobliżu rzek i źródeł wody pitnej to prawdziwa bomba ekologiczna. Wskazywała również zły stan techniczny zbiorników. Wówczas władze zlekceważyły ten alarm.

Węgierski sekretarz stanu ds. ochrony środowiska Zoltan Illes powiedział, że pojawiło się podejrzenie, iż w uszkodzonym zbiorniku przechowywano dużo więcej szlamu, niż było dozwolone. Według innego wariantu zbiornik nie był zabezpieczony w odpowiedni sposób. Tymczasem dwaj właściciele zbiornika Ajka Timfoldgyar to osoby z pierwszej setki najbogatszych Węgrów.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska