MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Własny biznes: Salon kosmetyczny

Rita Wojtczak 0 68 324 88 71 [email protected]
- Ta praca wymaga dużo skupienia - komentuje Dorota Nadriczna, która właśnie zakłada tipsy swojej klientce Renacie Ciechanowicz
- Ta praca wymaga dużo skupienia - komentuje Dorota Nadriczna, która właśnie zakłada tipsy swojej klientce Renacie Ciechanowicz fot. Marek Marcinkowski
Właścicielka Dorota Nadriczna z Lubska wcześniej obsługiwała urządzenia rentgenowskie. - Nawet to lubiłam- mówi.

- Ale rynek jest bezwzględny. Dlatego zostałam kosmetyczką. Przekwalifikowałam się i tak już zleciały trzy lata- komentuje.

Dlaczego salon? - To pierwsze, co przyszło mi do głowy. Szybko zaczęłam się uczyć. Już wtedy starałam się zadbać o odpowiednią promocję - informuje Nadriczna. - Świadczenie usług za darmo, gdzieś po sklepach. Taki był początek. Ludzie zaczęli mnie zapamiętywać - wspomina.

Potem przyszła kolej na otwarcie salonu. Właścicielka nie wspomina tego, jako czegoś bardzo skomplikowanego. Na pewno było łatwiej, bo posiadała już lokal. - Gdyby nie to, decyzja byłaby ciężka - przyznaje. - To miała być moja pierwsza działalność gospodarcza. Dostałam więc na jej założenie dotację z Urzędu Pracy - relacjonuje Nadriczna.

Samo staranie się o dofinansowanie nie było uciążliwe. Wszystkie formalności związane ze złożeniem i rozpatrzeniem wniosku, trwały jednak pół roku.

Wspólna kieszeń i stoicki spokój

Sama dotacja nie wystarczyła. Konieczne były też własne oszczędności. - Trochę kosztem wyrzeczeń - przyznaje, ale spodziewałam się, że na początku tak będzie. Dużo pomogła rodzina, głównie mama. Miałam na kogo liczyć.

Ponadto nie denerwowałam się zbytnio. Zdawałam sobie sprawę jak jest w urzędach. Że kolejki, że biurokracja. Może dlatego było łatwiej - zastanawia się pani Dorota.

- Dziś jestem osobą fizyczną, prowadzącą własną działalność i nie wyobrażam sobie, abym mogła robić coś innego - mówi z przekonaniem.

Papierkowa robota ciągnęła się trochę, ale Nadriczna dała sobie z nią radę. W ramach programu miała też w salonie odwiedziny komisji sprawdzającej wykorzystanie środków z dotacji. - To jeden z warunków jej uzyskania - tłumaczy.

- Przyszli, popatrzyli na zakupiony sprzęt, na to co robię. Jak rozdysponowałam fundusze, czy nie zrobiłam jakiegoś przekrętu - śmieje się. - Poszło pomyślnie- dodaje.

Małe miasto chodzi w pantoflach

Siedziba salonu znajduje się w malutkim miasteczku. Nieco ponad 15 tysięcy mieszkańców, do tego duże bezrobocie. To teoretycznie niewielu klientów. Właścicielka wbrew pozorom widzi w tym więcej plusów.

- Ludzie znają się nawzajem. Świetnie funkcjonuje tutaj poczta pantoflowa. Wystarczy, że komuś się u mnie spodoba, to zaraz przekazuje znajomym. Do tego, gdy zaczynałam, konkurencji niemal nie było - uśmiecha się. - Teraz już jest, ale zdążyłam zdobyć zaufanie klientów - mówi z dumą.

- Może gdybym nie miała pracy to bym narzekała, ale ludzie przychodzą. Jedynym minusem jest chyba to, że mają niewiele pieniędzy. Muszę więc dopasować ceny do ich możliwości. To sprawia, że aby wyjść na swoje, muszę dłużej pracować - śmieje się Nadriczna. - Bo na co dzień, gdy się nad tym nie zastanawiam, w pracy w Lubsku widzę same plusy. Może odrobinkę cierpi na tym moje życie osobiste, bo siedzę w zakładzie po 10 godzin. Nie ma więc za dużo czasu na życie towarzyskie, ale lubię to, co robię. I to daje satysfakcje - uśmiecha się.

- Poza tym teraz ze wszystkim jest prościej. Początkowo, gdy zaczynałam było trochę problemów z materiałami. A teraz nie dość, że poznałam dobre marki podczas szkoleń to i producenci walą drzwiami i oknami!

Twórczość z ludźmi

Nadriczna wykonuje różne zabiegi. Szczególnie jednak lubi pracować przy paznokciach. Tipsy, zdobienie. - To nie tylko kontakt z ludźmi, którego bardzo potrzebuję i który sprawia mi radość, ale też jakiś rodzaj "twórczości" - śmieje się.
Kto odwiedza zakład? W większości są to kobiety.

Najczęściej robią paznokcie, regulują brwi. Czasem decydują się na jakieś większe pielęgnacyjne zabiegi. Jeśli pojawiają się mężczyźni, to raczej zza zachodniej granicy, bo mają blisko. - Miejscowi chyba się wstydzą - uśmiecha się kosmetyczka. - Tylko młodzi chłopcy przychodzą czasem, najczęściej oczyścić twarz.

Co jest teraz celem pani Doroty? - Ciężko jest zdobyć zaufanie klienta. Dlatego na tym się skupiam. Ponadto staram się pracować nad sobą, aby nie popaść w rutynę. Wciąż wymyślam coś nowego, czy to wzór, czy technikę. Nie chcę powiedzieć sobie kiedyś "jesteś taka świetna, że i tak do ciebie przyjdą - śmieje się. - Bo największą radość sprawia zadowolenie klienta i niezmiennie dobra opinia.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska