Tu wszystko dzieje się w grupach, solo całkiem odpada. Grupy jak najbardziej się mieszają: ci spod drzewa spotkali się z nowymi rozbitymi za lasem, pierwsi z lasku na wprost sceny z kilkoma nowymi. Spontany są najlepsze. Tak w sobotę po południu zebrali się fani Dżemu. Pograli i pośpiewali. Jeszcze była gitara, bo później wraz z właścicielem opuściła przystankowe pole. Pojechali nad morze, żeby zarobić na... kolejne dni pobytu na Woodstocku. A wieczorem...
Dyskusje do nocy
- Woodstock! Zapraszam - rzuca Romek w naszą stronę. Jest późny sobotni wieczór. Grupka znów siedzi na asfalcie i krawężniku (to ślepa odnoga od drogi). Z rąk do rąk krąży butelka z pepsi, na pewno nie samą. W którymś momencie dochodzi do gorącej dyskusji między Romkiem a Tomkiem z Dębna. Romek się burzy.
- Fajnie grałeś, ale słabo śpiewałeś - mówi Tomek, nawiązując do popołudniowego grania z Dżemem.
- Spoko, tu nie ma zadym - włącza się Grzegorz spod Wrocławia.
- Jaka zadyma?! Wymieniliśmy zdania i koniec - stwierdza Romek. Po czym rozmowa przechodzi na kapelę Sham. Bo po co Jurek ich zaprosił. - Oni w głowie mają tylko agresję - powód niezadowolenia wyjaśnia Mały Pyton, punk z Kostrzyna. I przewiduje, że oburzonych będzie więcej.
Obok Grzegorza opakowanie jajek. - Przed sklepem poprosiliśmy o drobne na wino. Jakiś gość odmówił, więc poprosiliśmy na jedzenie. Kupił nam jajka - śmieje się Grzegorz. Jedno wypił na surowo. - Punka nic nie zabije! - myślą dzieli się Mały Pyton, zupełnie nie a propos jajek pitych na surowo.
Ja tobie, ktoś inny mnie
Za lasem kilkanaście osób raczy się piwem. Na stojąco, bo ziemia strasznie zimna. Humory rewelacyjne. - Siedzimy bez muzyki i świetnie się bawimy. Bo na Woodstocku najważniejsza jest atmosfera - stwierdza Rafał vel Zwierzak. Karolina z Łodzi potakuje. Była właśnie na innym festiwalu, na Wybrzeżu, i może porównać. - Wysiadłam na dworcu w Kostrzynie, od razu usłyszałam: część i zobaczyłam przyjaźnie nastawionych ludzi - dopowiada.
Rafał przekonuje Dominika z Łodzi, żeby z grupą podzielił się jedzeniem. Dominik już prawie po nie sięga. Jak to jest z jedzeniem na Woodstocku, tłumaczy Karolina. - Przyjechałam z 13 kanapkami, mama zrobiła tyle, żebym podzieliła się z innymi. Jedli Zwierzak, Sasza..., Kanapek nie mam, ale wiem, że o śniadanie nie muszę się martwić - opowiada.
Jest przed 22.00. Obok zaczęła się rozbijać kolejna trójka woodstockowiczów. Moi rozmówcy zauważają ze śmiechem: - Każdy, kto się rozpakowuje, ma jedzenie.
Przejeżdżamy obok asfaltu. Dyskusja trwa.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?