ie piękne skwery. Ludzie nie muszą nawet kiwnąć palcem. Na wsi, jak ludzie nie chwycą za szpadle, jak sami sobie nie zbudują, to nie będzie prawie nic - uważa Dorota, mieszkanka gminy Maszewo.
Owszem, trzeba zaznaczyć, że wiejskie urzędy gminy dają pieniądze z funduszów sołeckich, a gdy trzeba, pomogą coś zbudować. Ale tu, często inaczej niż w mieście, wszystko musi być w symbiozie z mieszkańcami. Podobnie rzecz się ma, gdy mowa o sprzątaniu po zimie...
Ostatnio w mediach gruchnęła wieść, że taki Poznań, czyste miasto, nie ma w tym roku pieniędzy na sprzątanie. Ale co tam Poznań. Na naszym podwórku, czyli choćby w Krośnie Odrz., w Gubinie, też mówi się, że z pieniędzmi krucho, że krucho z liczbą ludzi do sprzątania, wynajmowanych przez magistraty.
- Niestety, mamy liczbę pracowników taką, jaką mamy, sprzątamy według harmonogramu i pewnych rzeczy nie można przyspieszyć - tłumaczył nam w ubiegłym tygodniu Bogdan Matuszewski z krośnieńskiego urzędu miasta. Gdyby jednak skrzyknąć w mieście ludzi, gdyby zrobić tu czyn społeczny... Owszem, mieszkańcy jednego bloku przy Kopernik skrzyknęli się, posprzątali, ale czym jest jeden blok na całe Krosno? - Ludzie w większości tylko narzekają - uważa Henryk Alejum i nawołuje do akcji.
A na wsiach? Chociażby w takim Gronowie ludzie na narzekanie nie mają czasu. Zakasali rękawy, chwycili za worki i taczki. Urządzili sprzątanie świata, jedno z kilku, które we wsi zaplanowano na ten rok.
W Gronowie do zbierania śmieci ludzi skrzyknęła sołtyska Renata Stelmach. Oczywiście, że nie wszyscy wynurzyli się z domów. Sołtyska pretensji nie ma. - Wierzę, że ludzie widzieli nas przez okna i że następnym razem stawi się ich więcej - żywi nadzieję R. Stelmach, dźwigając wypchany wór.
Obok Marcin Picheta i Bartek Tokarski pchają taczkę wypełnioną odpadami. - Jak nie będziemy sprzątać, to pani Renata nam prąd odetnie - żartuje Bartek. A już tak na poważnie, podkreśla, że to jest symbioza. Młodzież w Gronowie sprząta, a sołtyska przy pomocy mieszkańców w podzięce organizuje latem festyn.
- Po akcji zbierania śmieci jest zawsze ognisko i pieczenie kiełbasek - dodaje Magda Bagińska, zwracają przy tym uwagę, że sprzątamy przecież sami po sobie. - Gdyby ludzie nie śmiecili, nie byłoby tego brudu - podkreśla Iwona Picheta.
- Może w mieście trudniej jest się zgrać, by wyjść razem i sprzątać. U nas, na wsi, o takie zgranie jest łatwiej, a taka akcja dodatkowo integruje ludzi - uważa Marta Janiszewska, która zwraca uwagę, że wieś, w przeciwieństwie do miasta, często ma osobę, która potrafi pociągnąć za sobą innych. - W Gronowie kimś takim jest pani Renata - dodaje Marta.
Gronów to wieś przelotowa, z drogą krajową. Tylu ludzi jeździ, wstyd by był, gdyby dokoła fruwały papiery i folie. Ale wioski, te położone na uboczu, również nie chcą się wstydzić. Lidia Wilencewicz, sołtyska Brzeźnicy, od lat organizuje wspólnie z mieszkańcami podobną akcję, jak Gronów. Ludzie wychodzą z workami, sprzątają każdy zakamarek. Później gmina załatwia samochód, śmieci trafiają na pakę i jadą na wysypisko. Tu ludzie nie czekają...
Z założonymi rękami nie czekają też wędkarze, którzy w czynie społecznym wysprzątali jezioro Moczydło pod Osiecznicą.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?