Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Co zrobić z psami które biegają samopas?

Krzysztof Koziołek
Nie ma nikogo, kto mógłby złapać bezpańskie zwierzę
Nie ma nikogo, kto mógłby złapać bezpańskie zwierzę
40 tys. zł kosztowałoby wynajęcie łapacza psów. Miesięcznie! Dlatego musimy szukać innego rozwiązania problemu bezdomnych czworonogów.

Nad sprawą debatowali w urzędzie miejskim prezydenci, urzędnicy, lekarz weterynarii oraz przedstawiciele straży miejskiej i policji.

W 2005 r. w mieście złapano 37 bezdomnych psów, w roku ubiegłym już 45, w tym (do października) - 35. Dużo, czy nie - jest problem, bo nie ma ich gdzie trzymać. Umowa z zielonogórskim schroniskiem przewiduje miejsce dla pięciu psów, gdy limit się wyczerpie przyjmowanie jest wstrzymane. Są jeszcze cztery kojce tymczasowe na wysypisku odpadów w Kiełczu i to tyle. Schronisku płacimy jakieś 15 tys. zł rocznie, drugie tyle idzie na całodobową opiekę weterynaryjną nad psami w Kiełczu oraz tymi, które zostaną potrącone na terenie miasta, i karmę.

Na całe szczęście dzięki akcji "Przygarnij psiaka" i apelom m.in. na miejskiej internetowej stronie kilkadziesiąt czworonogów rocznie znajduje nowego właściciela (w 2006 r. było to aż 37 psów na 45 złapanych).

Astronomiczna kwota

Jak się okazuje, częściej ludzi atakują i gryzą psy, które mają właściciela. - Przypadki pogryzienia przez psy bezpańskie są sporadyczne - zaznacza lekarz weterynarii Tomasz Mieluch. Największy problem jest z czworonogami potrąconymi przez auta. - Niemal zawsze są agresywne i nie pozwalają do siebie podejść. A co zrobić z psem rannym, już zaopatrzonym medycznie, który powinien trafić pod opiekę? - pytał Mieluch.

Z kolei policjant Robert Litoborski zwrócił uwagę na problem: co zrobić, gdy pogryziona osoba prosi o złapanie takiego psa, gdy w mieście nie ma służb, które by to robiły? Kiedyś zajmowała się tym firma na umowę zlecenie. Ale z tej formy współpracy zrezygnowała i zaproponowała stały dyżur pod telefonem i interwencje w razie potrzeby. Usługę wyceniła na... 40 tys. zł. Miesięcznie! A na to nas nie stać.

W pewnym momencie dyskusji przywołano przykład Żar. Tam przeprowadzono akcję wszczepiania psom elektronicznych chipów. - Odzew mieszkańców był duży, bo w razie zagubienia się psa, łatwiej go znaleźć. No i koszty pokryło miasto - powiedział Mieluch. Poparł go Marek Flieger ze straży miejskiej. - Ci, którzy "wykopują" psiaka za drzwi, numerek ściągają. Wtedy chip pomógłby zidentyfikować właściciela - zauważył Flieger.

Reporter "GL" sprawdził, jak chipy sprawdzają się w Żarach. - Skorzystaliśmy z usług firmy z Gdańska, która ma dostęp do systemu ogólnopolskiego, a nawet europejskiego. Dostęp do tego systemu mamy również my - informuje naczelnik wydziału infrastruktury technicznej żarskiego magistratu Ewaryst Stróżyna.

Wystarczy wprowadzić numer chipa do komputera i już wiemy, że znaleziony pies należy np. do mieszkańca niemieckiego Cottbus. Właściciele psów za chipy nie płacili, zrobił to urząd: roczny koszt to 40 tys. zł (za wszczepienie chipów tysiącowi psów). Efekt: o ile do tej pory rocznie za psa płaciło 250 właścicieli, w tym sezonie już 800. Bo dzięki systemowi można szybko sprawdzić, kto zwleka z opłatą. Zadowolony z efektów żarski magistrat już zdecydował się na przedłużenie umowy na kolejny rok.

Ryczałt od sztuki

Wróćmy do Nowej Soli. Po długiej dyskusji padła propozycja, żeby łapacza psów znaleźć przez ogłoszenie. Oczywiście nie za 40 tys. zł miesięcznie. Taki ktoś dostawałby ryczałt za każdego złapanego zwierzaka. - Tylko żeby nie było, że taka osoba ściągnie do nas psy z całego województwa, żeby dobrze zarobić - stwierdził Tyszkiewicz.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska