MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Człowiek od czarnej roboty

Eugeniusz Kurzawa
Na razie nie mam uczniów ani następców, ale kręci się po domu taki mały Hubercik, z którym wiążę pewne nadzieje - mówi śmiejąc się Wojciech Wittke, kominiarz z Dąbrówki Wlkp.
Na razie nie mam uczniów ani następców, ale kręci się po domu taki mały Hubercik, z którym wiążę pewne nadzieje - mówi śmiejąc się Wojciech Wittke, kominiarz z Dąbrówki Wlkp. fot. Marek Marcinkowski
Kominiarz musi mieć cylinder, ubiór zapinany na 13 guzików, w ręku linę z kulą, przepychacz, na ramieniu gracę, czyli "żelazo naramienne".

- Czy jestem kominiarzem z dziada pradziada? Z ojca, Floriana Wittke, który przez 65 lat był czynnym kominiarzem w Zbąszyniu - mówi Wojciech Wittke, mieszkaniec Dąbrówki Wlkp. - Ojciec uczył się w Lwówku Wlkp., a ja u niego.

Pan Wojciech znany jest w Regionie Kozła nie tyle jako kominiarz, co działacz społeczny, szef dąbrowieckiego zespołu pieśni i tańca, strażak, osoba czynna na wielu frontach. Teraz występuje w swej zawodowej roli. Rozmawiamy przed jego domem. Zastanawia się czy poszedł do zawodu z powołania. - Ojciec kazał i tyle - stwierdza w końcu. - Powiedział, będziesz chłopcze kuminiorzem.

Gdyby mógł wybierać jeszcze raz, czy poszedłby tą samą drogą? - Korzonki i kręgosłup to choroby tej profesji. U mnie jeszcze wdał się rak skóry. Od sadzy - odpowiada nie wprost.

Nauka dziś - jak kiedyś

PAMIĘTAJ, ŻEBY CZYŚCIĆ

Właściciel, zarządca lub użytkownik urządzeń grzewczych, zgodnie z prawem, jest zobowiązany do usuwania zanieczyszczeń z przewodów kominowych opalanych paliwem stałym co najmniej cztery razy w roku, natomiast opalanych gazem lub olejem - dwa razy w roku. Raz w roku trzeba sprawdzać przewody wentylacyjne.

W czasach, gdy młody Wittke przygotowywał się do wchodzenia na dachy (lata 1970-72 w Międzyrzeczu) nauka wyglądała podobnie jak dziś. Trzeba było pójść na dwa lata do szkoły zawodowej. W pierwszej klasie trzy dni trwała nauka, trzy dni praktyka w zakładzie lub u mistrza. W drugiej klasie praktyka rozciągała się na cztery dni.
- Została podpisana umowa między cechem rzemiosła w Międzyrzeczu a zakładem, czyli moim ojcem, w sprawie praktyki - przypomina ówczesny uczeń. W szkole zdobywał podstawy teoretyczne i ogólne, u mistrza uczył się fachu.

Dziś jest po 38 latach pracy. Zasiada w komisji Izby Rzemieślniczej egzaminującej młodych. Samodzielnie zaczął działać w zawodzie po powrocie z wojska, w 1977 r.

- Teraz jest inaczej niż wtedy, świat się zmienił, zatem praca kominiarza uległa zmianie, powiedziałbym nawet, diametralnie - relacjonuje pan Wojciech. - Kiedyś do czyszczenia były dziewięć razy w roku piece kaflowe, kuchenne, czasem centralne ogrzewanie. Teraz technika grzewcza poszła tak do przodu, że człowiek musiałby zrobić wyższe studia, żeby się na wszystkim znać.

Nowoczesność i tradycja

Dąbrowiecki kominiarz wymienia wśród nowoczesnego wyposażenia zawodowego kamery kominowe (kiedyś stosowało się lusterko), ciągomierze i inne cuda. Wszystko to, a także strój (zimowy i letni) i tradycyjny sprzęt, można kupić w sklepach specjalistycznych.

- Ja używam narzędzi tradycyjnych, jak graca, lina z kulą rocznik między I a II wojną, szczotka, przepychacz, czyli storcówkę, którą trzymam z czasów gdy startowałem w zawodzie, mam też swój wynalazek, skrobak zdzierający smołę w kominie - pokazuje Wittke. Kłania się zaś cylindrem z roku 1900, którego jednak nie nosi na co dzień. - Cylinder nosiło się kiedyś po to, żeby chodząc po strychu nie walić głową w belki. Jak spadał człowiekowi cylinder, to wiedział, że musi być ostrożny. Przy czym cylinder mogą nosić tylko mistrzowie, czeladnik ma tzw. kepik.

No i wiadomo, iż w tradycyjnym stroju kominiarskim musi być 13 guzików.

Na własnym rozrachunku

W. Wittke, działający na własnym rozrachunku, chcąc mieć pracę musi startować do przetargów ogłaszanych przez wspólnoty mieszkaniowe czy firmy. Zawiera potem umowy i... do roboty. Przy czym nie tylko czyści przewody kominowe, ale i kontroluje różne przyłącza wentylacyjne. Raz w roku, jak wynika z prawa budowlanego.

Ponieważ nie obowiązuje dziś rejonizacja, pracuje tam, gdzie go wezmą. Dojeżdża do Zbąszynia, Zbąszynka, Świebodzina, Sulechowa, Toporowa, Sieniawy, Staropola, Belęcina, Tuchorzy.

- Nie mam ucznia. Ludzie dziś nie garną się do tego zawodu, choć nie jest on tak uciążliwy jak kiedyś, ale za to wymaga ogromnej odpowiedzialności - sądzi kominiarz. Bo jeśli czegoś nie sprawdzi, a wybuchnie pożar...

Gdy zaczynał to w woj. zielonogórskim było 60 prywatnych kominiarzy plus fachowcy pracujący w spółdzielni. Ilu jest dziś? Nie wie.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska