MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Debiut na zlecenie

(hak)
- Na imię mam Grzegorz. Greg to zabieg marketingowy, żeby Szwajcarom było łatwiej wymawiać. Wystarczy im problem z nazwiskiem - śmieje się Zgliński, reżyser startującego w konkursie LLF-u filmu "Cała zima bez ognia".

Zgliński urodził się w Warszawie. Jako kilkulatek wyjechał do Szwajcarii. Tam został Gregiem i mieszkał 15 lat. Ale w 1992 r. zdał egzamin na reżyserię w łódzkiej Filmówce. I już został w Polsce. Ma podwójne obywatelstwo.

Debiut na zlecenie

Cztery lata temu Zgliński pokazał na festiwalu w Szwajcarii swój film dyplomowy. Zobaczył go tamtejszy producent i zapytał, czy Greg nie ma jakiegoś scenariusza do realizacji? Nie miał. Producent zaproponował scenariusz, nad którym pracował Pierre-Pascal Rossi. I zaczęło się. Po dwóch latach przeróbek 12. wersja scenariusza "Całej zimy bez ognia" dostała zielone światło.
Kosowianka z Warszawy
"Cała zima bez ognia" to tragedia rozpisana na trzy postacie: małżeństwo, które nie może się otrząsnąć po śmierci pięcioletniej córeczki, i imigrantkę z Kosowa. Gliński zaproponował do tej roli swoją żonę Gabrielę Muskałę (aktorka Teatru Dramatycznego w Warszawie). Producent nie chciał się zgodzić: bo za młoda, bo blondynka...
W końcu skapitulował. Pani Gabriela przedłużyła włosy, pofarbowała... Ale cóż tam wygląd?
- Ponieważ moja bohaterka mieszka we francuskojęzycznej części Szwajcarii, przez pół roku uczyłam się intensywnie francuskiego. Pewnie, że mogłam opanować kwestie tylko fonetycznie, ale tak się źle pracuje. Ja chciałam porozumiewać się z partnerem na planie - wspomina aktorka.

Gdy dopada flash back

Prawdziwe budowanie roli odbywało się gdzie indziej. Muskała najpierw pochłonęła wszelkie dostępne artykuły o tragedii Kosowian. Potem spotkała się z psychiatrą, który prowadzi terapię kosowskich emigrantów, którzy w Szwajcarii taką opiekę mają zapewnioną z urzędu. Dopiero jak nasłuchała się o makabrycznych szczegółach czystek etnicznych, o mordowaniu kobiet i dzieci, o wielokrotnych gwałtach... - Poznanie tych historii było rodzajem masochizmu, musiałam się tym obciążyć. Dzięki temu dowiedziałam się, jak objawia się flash back, gdy człowiek nagle, fizjologicznie, bez dystansu, wraca do danego przeżycia - mówi aktorka.

Pani pracuje w Prisztinie?

Wreszcie pani Gabriela była gotowa stanąć przed kamerą.
- Postać Labinoty można zagrać na wiele sposobów. Płaczem, krzykiem... Ja chciałam, żeby tragedia była głęboko w niej ukryta - mówi Muskała, która za swoją kreację dziewczyny z Kosowa dostała niezwykłą pochwałę. Oto na festiwalu w Wenecji, gdzie film zdobył nagrodę, słynny jugosłowiański reżyser Dusan Makavejev (jego filmy prezentowano w tym roku w Łagowie), zapytał: - A w którym teatrze w Prisztinie pani pracuje?

Najlepszy film Szwajcarii

"Cała zima bez ognia" została okrzyknięta najlepszym szwajcarskim filmem roku. A było już z czego wybierać, bo od kilku lat kręci się tam dziesięć filmów rocznie. Podczas gdy jeszcze 10 lat temu ten bogaty kraj mógł pochwalić się... jednym tytułem lub żadnym.
- Od kilku lat Szwajcarzy otwierają się na Europę. I na kulturę. Zauważyli, że bogactwo, banki i zegarki, to za mało - mówi Zgliński. Reżyser podkreśla, że Szwajcarzy są przychylnie nastawieni do Polaków, polskich twórców, m.in. dzięki Krzysztofowi Kieślowskiemu, którego słynne "Trzy kolory" miały szwajcarskiego producenta. Sam bardzo chciał, żeby w jego filmie (niektórzy mówią, że jest skonstruowany dramaturgicznie, jak szwajcarski zegarek) był jak największy udział Polaków. - Na wiele moich warunków się zgodzili - mówi Zgliński. - Ale film za szwajcarskie w większości pieniądze miał powstać w Szwajcarii i z udziałem tamtejszej ekipy. Kierowaliśmy ludźmi po francusku, ale w trakcie zdjęć oni zaczęli odpowiadać po polsku: "Kamera gotowa!".

Ze zdjęciami zielonogórzanina

Czasem mówi się o filmie, że "robią" go zdjęcia. Szwajcarski pejzaż, w sposób daleki od pocztówki, sfilmował w "Całej zimie bez ognia" Witold Płóciennik, który przed laty pierwsze kroki w dziedzinie fotografii stawiał w nieistniejącym już Młodzieżowym Laboratorium Fotograficznym na zielonogórskim osiedlu Morelowe.
- Współpraca z Witkiem zaczęła się przypadkowo. W szkole w Łodzi był rok wyżej. Miałem wtedy firmę i dostałem zlecenie na film o Łodzi. Akurat spotkałem Witka i zaproponowałem mu zrobienie zdjęć. Potem razem zrobiliśmy mój dyplom - Zgliński nie wahał się ani chwili z pomysłem, by jego debiut kinowy był jednocześnie dużym debiutem Płóciennika. - To taki sposób rozumienia się, że razem chodzimy po planie i jednocześnie wpadamy na to, gdzie postawić kamerę, jaki założyć obiektyw.

Witek czuje światło

Zgliński śmieje się, że na Zachodzie autor zdjęć pracuje na planie jako technik. Tak ma wpisane w umowie. Że tam autora zdjęć nie traktują jako współtwórcy filmu, tylko operatora, który włącza i wyłącza kamerę. A właśnie takiego współtworzenia filmu uczą w łódzkiej Filmówce!
- Witek ma znakomite wyczucie światła! - podkreśla Zgliński, deklarując, że następny film znów nakręci z Płóciennikiem przy kamerze.
Skąd pewność, że będzie następny projekt? - Mój producent już na festiwalu w Wenecji - na serwetce w restauracji - kazał mi podpisać umowę na dwa kolejne projekty - mówi polski reżyser. - I jeszcze zastrzegł, żebym nie myślał, że jak na serwetce, to umowa jest nieważna...
"Cała zima bez ognia" - jesienią w programie objazdowego festiwalu Filmostrada.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska