MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Impreza w Boryszynie była super, ale wyjazd fatalny

Piotr Jędzura
Żeby obejrzeć paradę takich pojazdów trzeba było odstać swoje najpierw w upale, a potem przy wyjeździe w gigantycznym korku
Żeby obejrzeć paradę takich pojazdów trzeba było odstać swoje najpierw w upale, a potem przy wyjeździe w gigantycznym korku fot. Tomasz Gawałkiewicz
Jedynym sposobem na wydostanie się z sobotniego Zlotu Miłośników Fortyfikacji w Boryszynie było odstanie swojego w gigantycznym korku!

Redakcyjny samochód też ugrzązł na dobre. Z pola koło bunkrów do Boryszyna, czyli niemal kilometrowy odcinek jechaliśmy godzinę i 26 minut. To co działo się na drodze, przypominało cyrk.

Część kierowców zbagatelizowała oczekiwanie na swoją kolej i zaczęła pchać się pod prąd. Z parkingu samochody wyjeżdżały wszystkimi możliwymi stronami. Kierowcom puściły nerwy i zaczął się horror.

Na środku drogi stanął mężczyzna, który zablokował wyjazd kierowcom jadącym od strony bunkrów. W ten sposób zaczął puszczać wozy wyjeżdżające z parkingu. Przy drugim wyjeździe inny mężczyzna zrobił to samo. Przy następnym było podobnie. W dodatku auta jechały w dwóch kierunkach. A poboczami szli piesi.

Doszło do szarpaniny między kierowcami. Były kłótnie. - A co robi policja - denerwowali się ludzie. - Gdzie są parkingowi, płaciłem za postój 5 zł, to niech zajmą się upłynnieniem ruchu - krzyczeli.

Sytuację zaogniły dwa tiry, które próbowały przebić się do miejsca imprezy. Jeden z nich wiózł pojazd opancerzony. Wtedy droga została na dobre zablokowana. Policjanci kierujący ruchem nie mieli nawet możliwości odkorkowania przejazdu. - To było piekło - przyznają.

- Podjęto decyzję o wstrzymaniu aut jadących od strony Lubrzy - informuje szef świebodzińskiej policji podinsp. Sebastian Banaszak.

Niestety, kierowcy wyjeżdżający z imprezy nadal bagatelizowali wskazania funkcjonariuszy. - To nic innego jak niezdyscyplinowanie ludzi - mówi sierż. Piotr Domański, który przez cały czas był na miejscu.

Sytuacja stawała się coraz trudniejsza. - Niemal jednocześnie ruszyły prawie trzy tysiące aut, a mamy tam tylko jedną wąską drogę - dodaje podinsp. Banaszak.

Kierowcy zapomnieli o rozsądku i przepisach. Policjanci nie wlepiali mandatów, bo nie chcieli jeszcze bardziej utrudniać i tak fatalnej już sytuacji.

Korek zaczął się lekko rozładowywać dopiero po 19.00. - To dla nas kolejny sygnał, że sprawę dojazdu trzeba jakoś rozwiązać - przyznają policjanci.

A gdzie się podziali parkingowi, o których pytali zdenerwowani kierowcy? Po skasowaniu biletów znikli. Zostali tylko policjanci i wojsko. - Bo nie było potrzeby obecności parkingowych podczas wyjazdu kierowców - mówi wójt Eugeniusz Chamarczuk.

I dodaje, że jeszcze w lutym gmina chciała porozumieć się z właścicielem pobliskiego pola, po którym biegnie umowna droga. - Ale nie doszliśmy do porozumienia - stwierdza Chamarczuk. - W przyszłym roku sytuacja musi być rozwiązana, może przejmiemy torowisko od PKP, może tamtędy poprowadzimy część aut.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska