MKTG SR - pasek na kartach artykułów

Padają ostatnie wierzby

Tadeusz Krawiec
We wtorek mieszkańcy bloku przy ul. Rycerskiej sami wycięli wierzby
We wtorek mieszkańcy bloku przy ul. Rycerskiej sami wycięli wierzby fot. Tadeusz Krawiec
- Te drzewa rosły przez wiele lat. Ich wycinanie to największa głupota! - mówił nam zdenerwowany Zbigniew Garzyński z ul. Rycerskiej.

- Plac przypomina teraz pustynię. Kto na to pozwolił? - pyta pani z ul. Rybackiej. Z okna własnego mieszkania wskazuje na pnie pozostałe po ściętych kilkunastu topolach. Z. Garzyński jest zbulwersowany tym, że zarząd jego wspólnoty nie zapytał go o zdanie. Podejrzewał, że to była dzika wycinka, próbował nawet powstrzymać drwali, ci jednak pokazali mu zezwolenia wydane przez magistrat.

Korzenie są groźne

- Gdyby te drzewa nie zagrażały naszemu budynkowi i biegnącej obok sieci kanalizacyjnej, nigdy byśmy nie zabiegali o zgodę na wycięcie. Ich system korzeniowy przebił się przez studzienki i jeśli się go nie usunie, niebawem całkowicie zapcha rury. Mało tego! Komisja, która oglądała drzewa, twierdzi, że jedna z wierzb narusza już konstrukcję całego bloku - tłumaczy Józef Kozłowski, przewodniczący Wspólnoty Mieszkaniowej przy ul. Rycerskiej 4. Popiera go większość mieszkańców bloku, którzy we wtorek sami zabrali się do roboty i wycięli dwie wierzby. Mimo sprzeciwów zamierzają wyciąć jeszcze trzy.

- Ten protest jest dla mnie śmieszny. Teren wokół bloku to nasza własność. Chcemy, żeby tu było bezpieczniej i ładniej. W miejsce każdego wycięte drzewa posadzimy po dwie magnolie i ozdobne wiśnie - zapewnia Jerzy Pilarski. Przerywa na chwilę pracę i pokazuje pęknięty murek przy piaskownicy. - To też robota korzeni - zapewnia.

Będą kolejne wyroki

Zastępca burmistrza Adam Andriaszkiewicz nie dziwi się, że do magistratu wpływa coraz więcej próśb o zgodę na wycinkę, bo coraz więcej starych drzew zaczyna usychać i zagrażać otoczeniu. Niedawno na ul. Wolności, tuż obok poczty, runął na jezdnię kilkudziesięcioletni wiąz. Wiceburmistrz zapewnia, że każdy wniosek jest traktowany indywidualnie, a decyzję wydaje się po wizji lokalnej specjalnej komisji.

- Podstawowym warunkiem wyrażenia zgody jest to, że w miejsce każdego wyciętego drzewa trzeba nasadzić dwie sadzonki. Przez kolejne trzy lata kontrolujemy, czy nowe drzewa rosną. Jeśli nie, to cofamy zgodę, a to jest równoznaczne z poniesieniem całkowitych kosztów wycięcia drzewa - tłumaczy Andriaszkiewicz. Na terenie należącym do gminy koszty nasadzeń ponosi magistrat, natomiast na terenach wspólnot koszty ponoszą mieszkańcy.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska