- Plac przypomina teraz pustynię. Kto na to pozwolił? - pyta pani z ul. Rybackiej. Z okna własnego mieszkania wskazuje na pnie pozostałe po ściętych kilkunastu topolach. Z. Garzyński jest zbulwersowany tym, że zarząd jego wspólnoty nie zapytał go o zdanie. Podejrzewał, że to była dzika wycinka, próbował nawet powstrzymać drwali, ci jednak pokazali mu zezwolenia wydane przez magistrat.
Korzenie są groźne
- Gdyby te drzewa nie zagrażały naszemu budynkowi i biegnącej obok sieci kanalizacyjnej, nigdy byśmy nie zabiegali o zgodę na wycięcie. Ich system korzeniowy przebił się przez studzienki i jeśli się go nie usunie, niebawem całkowicie zapcha rury. Mało tego! Komisja, która oglądała drzewa, twierdzi, że jedna z wierzb narusza już konstrukcję całego bloku - tłumaczy Józef Kozłowski, przewodniczący Wspólnoty Mieszkaniowej przy ul. Rycerskiej 4. Popiera go większość mieszkańców bloku, którzy we wtorek sami zabrali się do roboty i wycięli dwie wierzby. Mimo sprzeciwów zamierzają wyciąć jeszcze trzy.
- Ten protest jest dla mnie śmieszny. Teren wokół bloku to nasza własność. Chcemy, żeby tu było bezpieczniej i ładniej. W miejsce każdego wycięte drzewa posadzimy po dwie magnolie i ozdobne wiśnie - zapewnia Jerzy Pilarski. Przerywa na chwilę pracę i pokazuje pęknięty murek przy piaskownicy. - To też robota korzeni - zapewnia.
Będą kolejne wyroki
Zastępca burmistrza Adam Andriaszkiewicz nie dziwi się, że do magistratu wpływa coraz więcej próśb o zgodę na wycinkę, bo coraz więcej starych drzew zaczyna usychać i zagrażać otoczeniu. Niedawno na ul. Wolności, tuż obok poczty, runął na jezdnię kilkudziesięcioletni wiąz. Wiceburmistrz zapewnia, że każdy wniosek jest traktowany indywidualnie, a decyzję wydaje się po wizji lokalnej specjalnej komisji.
- Podstawowym warunkiem wyrażenia zgody jest to, że w miejsce każdego wyciętego drzewa trzeba nasadzić dwie sadzonki. Przez kolejne trzy lata kontrolujemy, czy nowe drzewa rosną. Jeśli nie, to cofamy zgodę, a to jest równoznaczne z poniesieniem całkowitych kosztów wycięcia drzewa - tłumaczy Andriaszkiewicz. Na terenie należącym do gminy koszty nasadzeń ponosi magistrat, natomiast na terenach wspólnot koszty ponoszą mieszkańcy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?