Impreza była wystrzałowa. Bilety po 60 zł za sztukę rozeszły się na tydzień przed spotkaniem. Ludzie pchali się drzwiami i oknami, ale miejsc starczyło "tylko" dla 120 osób. Wśród gości zielonogórskie VIPy, wśród nich wiceprezydent Dariusz Lesicki, prokurator Kazimierz Rubaszewski, dyrektor departamentu rolnictwa w urzędzie marszałkowskim Marek Żeromski. Wszyscy mieli okazję przekonać się jak smakują lubuskie wina. Było elegancko, po europejsku i na poziomie. Wiceprezydent Lesicki nie krył zachwytu. Kilka dni po imprezie powiedział "GL": " Pierwsza promocja naszego wina jest dla regionu i samego miasta bardzo ważna, zbliża nas do cywilizacji zachodnioeuropejskiej. Marka miasta ma być oparta na winie i miasto będzie tu mecenasem".
Umowa "na gębę"
Imprezę promującą lubuskie trunki wymyśliła w lutym Kinga Koziarska, właścicielka winnicy Kinga w Starej Wsi. Do udziału namówiła trzy inne winnice: Miłosza w Łazie, Cantine w Mozowie i Na Leśnej Polanie w Proczkach. Wszyscy mieli nieodpłatnie dostarczyć po dwa gatunki produkowanych przez siebie win.
- Pomyślałam, że najlepszym miejscem na promocję jest Palmiarnia. Poszłam do lokalu, zapytałam z kim mogę rozmawiać, zgłosił się pan Marcin Hansz z którym uzgodniłam wszystkie szczegóły, łącznie ze spisaniem umowy - wspomina K. Koziarska. - Ustaliliśmy, że za prowadzenie imprezy otrzymamy 2.400 zł brutto, reszta pieniędzy ze sprzedaży biletów przypadnie Palmiarni. I choć od imprezy minęły dwa miesiące, nie dostaliśmy grosza.
Koziarska twierdzi, że wielokrotnie wydzwaniała do lokalu, ale była zbywana. Osobiście rozmawiała z kierownikiem Palmiarni Sławomirem Plutą, który obiecał zająć się wszystkim. - Ale został zwolniony z pracy. A my zostaliśmy bez obiecanych pieniędzy - dodaje.
Zapłata u prawników
Mijały tygodnie, Palmiarnia nadal zwodziła winiarzy. Sprawą zajęła się "GL". W miniony piątek spotkaliśmy się w redakcji ze Zdzisławem Strachem, byłym p.o. prezesa Zakładu Usług Miejskich w skład którego wchodzi lokal i członkiem zarządu. Nie krył żalu, że winiarze zamiast do niego, ze swoim problemem przyszli do redakcji.
- Znam panią Kingę z widzenia, mogła przecież zadzwonić do mnie - ubolewa. - Zarząd nic nie wiedział o umowie między winiarzami a Palmiarnią, a tylko członkowie są upoważnieni do podpisywania takich dokumentów. Umowy nie można antydatować, bo to niezgodne z prawem.
- W Palmiarni rozmawiałam z osobami kompetentnymi, tak przynajmniej myślałam. Nie znam procedur. Zaufałam spółce miejskiej. Ich nie obowiązują żadne dżentelmeńskie umowy - denerwuje się Koziarska.
Sprawa o zapłatę trafiła w końcu do prawników. - Trzeba znaleźć takie rozwiązanie, które umożliwi nam wypłacenie tych pieniędzy - dodaje Strach. - Myślę, że w tym tygodniu wszystko załatwimy.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?