Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Siatkarz Olimpii Maciej Kordysz: - Życiem sportowca kieruje prosta zasada: grasz tam, gdzie jest ci dobrze. Jak mnie w Sulęcinie

Robert Gorbat
Robert Gorbat
Maciej Kordysz - przyjmujący i zarazem kapitan pierwszoligowej drużyny siatkarzy Olimpii Sulęcin wierzy, że jego drużyna utrzyma się na zapleczu ekstraklasy
Maciej Kordysz - przyjmujący i zarazem kapitan pierwszoligowej drużyny siatkarzy Olimpii Sulęcin wierzy, że jego drużyna utrzyma się na zapleczu ekstraklasy Robert Gorbat
- Siatkówka jest w Sulęcinie sprawą całego miasta. Wszystko dokładnie zaplanowane, obliczone na robienie postępów małymi krokami. W takim środowisku warto czasem cofnąć się sportowo jeden krok, by potem zrobić dwa do przodu - mówi Maciej Kordysz, 35-letni przyjmujący i zarazem kapitan Olimpii.

- Rozmawiamy tuż po przegranym przez Olimpię do zera, ligowym meczu z Krispolem Września. To już wasza szósta porażka w tym sezonie...
- Borykamy się z problemami od wielu tygodni. Nie mamy swojej gry, falujemy, nie możemy wrócić na normalny poziom. Przyjeżdżają do nas zespoły, które nie stawiają jakichś szczególnie wysokich warunków, a my i tak nie potrafimy im sprostać. Stąd takie, a nie inne wyniki.

- Początek sezonu był w waszym wykonaniu niezwykle obiecujący. Po dwóch wygranych po 3:0 z ZAKSA Strzelce Opolskie i AZS AGH Kraków wydawało się, że Olimpia będzie wreszcie patrzyła na górę, a nie na dół pierwszoligowej tabeli...
- Też tak myśleliśmy. Po optymistycznym początku sam uwierzyłem w naszą odmianę i stawiałem sobie indywidualnie wysokie cele. Ale życie brutalnie zweryfikowało te plany. Mamy, co mamy. Trzeba zapomnieć o tamtych meczach, wrócić i grać. Jak choćby nasi ostatni przeciwnicy z Wrześni. Źle zaczęli rozgrywki, ale obecnie prezentują bardzo dobrą siatkówkę i regularnie punktują. I to się najbardziej liczy. W lidze punkty są zawsze ważniejsze od stylu.

- Potrafi pan powiedzieć, co spowodowało załamanie waszej formy? Czy to kwestia zakażenia koronawirusem podczas meczu w Krakowie? Mieliście długą, przymusową przerwę na wyleczenie się z COVID-19...
- Nie sądzę. Praktycznie każdy zespół, z którym się do tej pory mierzyliśmy przechodził zakażenie koronawirusem. Także Krispol, i to całkiem niedawno. A mimo to chłopaki potrafili się pozbierać i wygrywają mecz za meczem. Myślę, że nasz problem siedzi w naszych głowach. Dopóki nie dojdziemy do ładu sami z sobą, dopóty nasza gra będzie wyglądała, jak obecnie.

- Kibice doceniają, że jest pan bardzo przywiązany do Olimpii. Nie odszedł pan z drużyny nawet po spadku do drugiej ligi...
- Bo podoba mi się praca tego klubu. Siatkówka jest w Sulęcinie sprawą całego miasta. Wszystko dokładnie zaplanowane, obliczone na robienie postępów małymi krokami. W takim środowisku warto czasem cofnąć się sportowo jeden krok, by potem zrobić dwa do przodu. Jako zawodnik chciałbym, byśmy naszymi wynikami dorównywali organizacyjnym osiągnięciom klubu.

- Czuje się pan sulęcinianinem?
- Sportowo na pewno tak. Gram tutaj już czwarty sezon i nie mam najmniejszego zamiaru zmieniać klubowych barw przed zakończeniem kariery. A życiowo? Pochodzę z Dolnego Śląska, z Oławy pod Wrocławiem, lecz czuję się gorzowianinem. Przyjechałem do Gorzowa 12 lat temu, poznałem w tym mieście żonę, zadomowiłem się.

- To odważna deklaracja wierności ze strony zawodnika, który w przeszłości niemal co sezon znajdował sobie nowego pracodawcę...
- Rzeczywiście, trochę tych klubów było. Na Ziemi Lubuskiej grałem w Gorzowie, Międzyrzeczu i Sulęcinie. Były także Szczecin i Lubin. W tym ostatnim mieście spędziłem trzy sezony. Zadomowiłem się tam podobnie, jak teraz w Sulęcinie. Życiem sportowca kieruje prosta zasada: grasz tam, gdzie jest ci dobrze.

- Ma pan 35 lat. To dobry wiek dla siatkarza?
- Uważam, że znakomity. Człowiek ma swoje doświadczenie, głowa jest spokojniejsza. A fizycznie na pewno nie czuję się gorszy od młodszych kolegów. Staram się udowadniać każdego dnia, że o klasie zawodnika nie decyduje jego metryka. To mnie nakręca, daje chęć do pracy.

- Pełni pan w Olimpii podwójną funkcję: przyjmującego i kapitana drużyny. Może pan powiedzieć z czystym sumieniem, że udanie łączy te obowiązki?
- Na dziś nie. Cały czas zadaję sobie pytanie, co z racji mojego doświadczenia mogę jeszcze podpowiedzieć chłopakom, jak im pomóc. Cały czas rozmawiam na ten temat z trenerem. Trzeba się rozwijać, ciągle szukać nowych, lepszych rozwiązań. Może gdyby były wyniki, podchodzilibyśmy do tego inaczej. Ale ich nie ma, więc bezustannie trwa burza mózgów. Nie możemy osiąść na laurach.

- W historii sulęcińskiej siatkówki tylko raz udało się Olimpii utrzymać w pierwszej lidze. Poza tym były same spadki...
- Spokojnie. Jestem pewien, że się utrzymamy. Mamy za sobą dopiero dziewięć spotkań, nie znajdujemy się w strefie spadkowej. Niedawno wygraliśmy na wyjeździe 3:2 z MCKiS Jaworzno, więc widzimy, że nie jesteśmy gorsi od zespołów z dolnej części tabeli. Wiemy, że w pewnym momencie straciliśmy nasz siatkarski rytm, ale klubowi działacze podchodzą do wszystkiego bardzo spokojnie. Nie ma z ich strony żadnych nacisków czy nerwowych ruchów. Do końca sezonu zostało jeszcze mnóstwo grania i mogę zapewnić kibiców, że po ostatnim spotkaniu Olimpii nie będzie wśród trzech drużyn, które pożegnają się z zapleczem ekstraklasy. Trzeba tylko ciężko pracować i sportowo wrócić na właściwy tor.

- Wspomniał pan już o tym, że siatkówka jest w Sulęcinie sprawą całego miasta. W normalnych czasach hala była wypełniona podczas każdego meczu gorąco dopingującymi was kibicami, macie wsparcie wśród lokalnych władz i grupy sponsorów. Niedobrze byłoby to wszystko stracić...
- Całkowicie zgadzam się z tą opinią. Patrząc na województwo lubuskie, to tylko Sulęcin utrzymuje siatkówkę na przyzwoitym poziomie. Jako gorzowianinowi jest mi wstyd, że moje miasto ma zaledwie drugoligową ekipę. Podobnie, jak sporo większy od Sulęcina Międzyrzecz. Czasem odnoszę wrażenie, że w tych ośrodkach chłopaki chcą sobie tylko trochę pograć, a na porządnym wyczynie i wyniku nikomu nie zależy. Skoro w Sulęcinie można współpracować na linii: klub - miasto - kibice - sponsorzy, to dlaczego nie udaje się to gdzie indziej?! Trudno mi to zrozumieć...

- Czy siatkarze Olimpii są zawodowymi sportowcami?
- Tak, bo na poziomie pierwszej ligi nie da się inaczej. Trenujemy po pięć, sześć godzin dziennie, wyjeżdżamy na mecze w piątki lub wtorki, więc na normalną pracę nie ma już czasu. Wszyscy jesteśmy związani z klubem profesjonalnymi kontraktami.

- Na zakończenie mam jeszcze jedno pytanie: przed nami mikołajki i święta Bożego Narodzenia. Jaki prezent, ze sportowego punktu widzenia, powinna dostać Olimpia, by częściej wygrywała i stała się solidnym pierwszoligowcem?
- Przede wszystkim przydałaby się nam wiara we własne siły, umiejętności i sens pracy, którą wykonujemy. Do dwóch pierwszych meczów w tym sezonie wyszliśmy z przekonaniem, że jesteśmy lepsi od rywali. Nie baliśmy się ich i w nagrodę wygraliśmy. Potem gdzieś tę postawę zgubiliśmy. I to musimy znaleźć w kolejnych spotkaniach oraz podczas treningów. Jeśli będziemy zespołem w pełnym tego słowa znaczeniu, z 12 mocnymi i przekonanymi o swojej wartości zawodnikami, to nie stanie się nam żadna krzywda.

Zobacz też: Nietypowa gwiazda siatkówki. Podbijanie piłki spodobało się... labradorowi. "Zacząłem trenować go z nudów, siedząc w domu podczas lockdownu"

emisja bez ograniczeń wiekowych
Wideo

Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!

Polecane oferty

Materiały promocyjne partnera
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska