Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Spacerkiem do sztuki

HANNA CIEPIELA
Rówieśnicy Wiktora Czyżewskiego pewnie zimę spędzają w domu w kapciach, a wiosnę na działce. On ciągle maluje. Bo moją ,,działką i ciepłymi kapciami" jest pracownia - powtarza.

Prawie codziennie można go zobaczyć jak spacerkiem zmierza do pracowni plastycznej w Grodzkim Domu Kultury. Straszy siwy pan w jasnym płaszczu, marynarce i krawacie.
- Tylko we wtorki do pracowni nic chodzę, bo wtedy mam zajęcia na Uniwersytecie Trzeciego Wieku - wyjaśnia.- Uczę się niemieckiego. Prawdę mówiąc znam tylko kilka słów, ale na szczęście nauczyciel nie stawia ocen...
Poza wtorkami Wiktor Czyżewski zawsze jest więc w pracowni. I spędza tu kilka godzin. Rozmawia o sztuce, pije herbatę i maluje. - To dzięki niemu tu chodzę, on jest motorem moich działań - mówi wskazując na Zbigniewa Siwka, szefa pracowni.
- Z Wiktorem znamy się już dwadzieścia lat - mówi Z. Siwek.- A znać się będziemy jeszcze bardzo długo, bo Wiktor często powtarza, że ,,jak się zaprze, to do 120 lat będzie malować".
- Coś trzeba w życiu robić - tłumaczy siwy malarz, a Zbigniew Siwek opowiada: -Wiktor w swej twórczości przeszedł bardzo długą drogę. Najpierw było to malarstwo przedstawieniowe, potem impresja barwa, teraz skupia się na myśli, podtekście intelektualnym. On ciągle poszukuje. Jakiś czas temu jego prace pokazałem jednemu z profesorów łódzkiej ASP. I zapytałem, co o nich sądzi Odpowiedział, że mu się podobają i że pewnie ich autor jest młodym człowiekiem ,,koło trzydziestki".
Podkradziony ołówek
,,Autor koło trzydziestki" urodził się Wilnie. Dzieciństwo miał biedne. - Mieszkaliśmy obok piekarni - wspomina. - Kiedyś zobaczyłem jak syn piekarza nie dojadł kromki chleba i ten kawałek gdzieś rzucił. Nie mogłem się temu nadziwić.
Do Gorzowa trafił w 1945 roku. - Byłem repatriantem, wieźli nas przez trzy dni na odkrytej węglarce. Najbardziej chciałem zamieszkać w Lublinie, bo kiedyś tam przejeżdżałem i podobało mi się to miasta. Ale pociąg zatrzymał się w Gorzowie.
Przez wiele lat pracował jako stolarz. Zaczął malować w 1954 r. Był wtedy trochę chory, siedział w domu, bezczynność go męczyła, więc zrobił ramki i naciągnął płótno. Pierwsze jego obrazy i rysunki to były takie ,,pocztówkowe pejzaże".
- Pamiętam, że w tamtym czasie remontowano teatr - opowiada ze śmiechem. - Stały rusztowania, a na chodniku leżały jakieś ołówki, węgle. Jak tamtędy chodziłem, nie mogłem się powstrzymać, to ołówek podkradłem, to węgiel...
Coś trzeba robić
Przez rok Czyżewski był uczniem legendarnego gorzowskiego malarza Jana Korcza.- To był wspaniały chłop - mówi. - Ale bardzo wybuchowy, jak coś źle namalowaliśmy to od pastuchów i gnojów nas wyzywał. Pamiętam też jego słynną walizkę, bo on na lekcje z wielką walizką przychodził. A w środku miał dzbanki, butelki, czerstwy chleb. Wszystko, co trzeba do ustawienia martwej natury...
Od ponad dwudziestu lat Wiktor Czyżewski związany jest z Grodzkim Domu Kultury. Bierze udział w wystawach, przeglądach. Jest przyjacielem młodych adeptów plastyki.
- Coś trzeba w życiu robić - powtarza.- A mnie się ciągle jeszcze chce malować. Bo gdy idę drogę, to w takie piękne wzory mróz się układa. W lesie, w polu, wszędzie czuję bliskość ducha. Więc jak tego wszystkiego nie malować

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska