STILON GORZÓW WLKP. – ŚLĄSK II WROCŁAW 1:1 (0:1)
- Bramki: Drozdowicz (54) – Jezierski (41).
- Stilon: Czajor – Kaniewski, Demianenko, Mączyński, Fediuk – Łuszkiewicz – Milewski (od 90 min J. Kaczor), Wiśniewski, Matuszewski, M. Kaczor (od 76 min Kopeć) – Drozdowicz (od 81 min Kurlapski).
- Śląsk II: Głogowski – Muszyński, Stawny, Maruszak (od 79 min Rozum) – Lewkot – Lizakowski, Jezierski (od 71 min Wojtczak), Wołczek, Szarabura (od 60 min Matuszewski) – Lisowski (od 79 min Bednarczyk), Lutostański (od 60 min Zaborski).
- Żółte kartki: M. Kaczor, Łuszkiewicz – Lutostański, Jezierski.
- Sędziował: Paweł Maćkowiak z Barlinka.
- Widzów: 300.
Pamiętali o święcie
Zaczęło się uroczyście – od odśpiewania wszystkich czterech zwrotek „Mazurka Dąbrowskiego” z okazji 105. rocznicy odzyskania niepodległości. Zaraz potem gorzowscy kibice zaczęli się zastanawiać, jakie szanse ma ich zespół na osiągnięcie korzystnego wyniku. Obaw nie brakowało, bo klub z Wrocławia przeżywa w ostatnich tygodniach bardzo dobre chwile. Pierwsza drużyna jest liderem PKO BP Ekstraklasy, zaś rezerwy – po spadku z II ligi – wiceliderują na „trzecim froncie”.
Pierwsza połowa dla wrocławian
Początek spotkania potwierdził, iż przybysze ze stolicy Dolnego Śląska zasługują na sportowy szacunek. Młody, rosły i bardzo szybko biegający zespół trenera Michała Hetela dominował na boisku przez pierwsze dwa kwadranse. Wrocławianie byli bliscy uzyskania prowadzenia już w 7 min, lecz Szymon Czajor zdołała sparować bombę Jehora Szarabury zza linii pola karnego, zaś po dobitce Jakuba Jezierskiego piłka trafiła… w jego kolegę z drużyny. Zepchnięci do defensywy stilonowcy odzyskali rezon dopiero po pół godzinie gry. Próbowali szczęścia w strzałach z dystansu, ale Mateusz Mączyński i Mateusz Kaczor mocno rozminęli się z celem, natomiast po efektownym uderzeniu z powietrza Michała Milewskiego w 34 min futbolówka poszybowała tuż obok dalszego słupka „świątyni” Bartosza Głogowskiego.
Cztery minuty przed zakończeniem pierwszej połowy goście otworzyli wynik. Po dośrodkowaniu Mateusza Lisowskiego z prawego skrzydła błąd popełnił golkiper gospodarzy. Zamiast łapać wolno lecącą piłkę, wypiąstkował ją przed siebie, wprost pod nogi Jezierskiego. Pomocnik Śląska podjął natychmiastową decyzję, huknął z woleja i zmieścił futbolówkę w dalszym, górnym rogu gorzowskiej bramki. Gol, że palce lizać! Stadiony świata! Chwilę później, w 43 min, celnym strzałem zza linii pola karnego popisał się Aleksander Wołczek, ale na przerwę zespoły zeszły przy prowadzeniu wrocławian 1:0.
Wyrównali... na spółkę
Przyjezdni mogli je podwyższyć 5 minut po wznowieniu gry, lecz tym razem Czajor spisał się bez zarzutu, efektownie broniąc silny strzał Szarabury z lewej strony pola karnego. W 54 min było już 1:1. Po wzorowo wyprowadzonym kontrataku Mateusz Kaczor dobiegł z piłką prawym skrzydłem do końcowej linii boiska i płasko zagrał ją w pole bramkowe rywali. Tam w pierwszej próbie skiksował Emil Drozdowicz, lecz ułamek sekundy później wspólnie z Nikodemem Matuszewskim wpakował futbolówkę pod poprzeczkę bramki Śląska. Kto był strzelcem gola?
– Stilon – zażartował później w drodze do szatni napastnik niebiesko-białych. – Nikodem uderzył w moją piętę, a ja w piłkę. Można więc powiedzieć, ze wspólnie doprowadziliśmy do wyrównania.
Śląsk był groźny do końca
Przez następnych 30 minut kibice oglądali bardzo szybki i zacięty mecz, pozbawiony jednak dogodnych pozycji strzeleckich dla którejkolwiek z drużyn. Największymi atutami zdecydowanie szybciej i odważniej grających w drugiej połowie stilonowców byli Mateusz Kaczor i Matuszewski, często inicjujący groźne rajdy prawym skrzydłem. Po ich centrach kilka razy zagotowało się na przedpolu Głogowskiego, ale żadnej z tych akcji gospodarzom nie udało się zakończyć celnym uderzeniem. Wyjątkiem był strzał Mateusza Kaczora w 76 min, oddany ze sporego kąta. Celny, lecz nie na tyle groźny, by zmusić golkipera Śląska do kapitulacji.
W końcówce gorzowianie najwyraźniej pogodzili się już z remisem, trochę zwolnili tempo swoich akcji i omal nie stracili jednego punktu. W 89 min kapitan gości Hubert Muszyński sprawił wiele problemów Czajorowi strzałem głową, zaś po kolejnej „główce” – tym razem znajdującego się na jeszcze lepszej pozycji Kacpra Zaborskiego w doliczonym czasie gry – futbolówka dosłownie musnęła obramowanie bramki Stilonu. Podział punktów obydwie drużyny przyjęły z lekkim niesmakiem, ale też poczuciem sportowej sprawiedliwości.
Szanują podział punktów
– Cieszymy się, że tym razem to nie my straciliśmy prowadzenie, tylko sami potrafiliśmy doprowadzić do remisu – usłyszeliśmy po ostatnim gwizdku sędziego od Drozdowicza. – Szanujemy ten punkt, bo zdobyliśmy go w pojedynku z naprawdę dobrym zespołem. Byliśmy super przygotowani taktycznie do tego meczu. Potrafiliśmy zamykać rywalom granie środkiem, skąd zwykle kreują wiele okazji strzeleckich. W listopadzie czekają nas jeszcze dwa mecze. Trzeba w nich zapunktować, by mieć w miarę spokojną zimę i złapać trochę tlenu po nieudanym początku rozgrywek.
Czytaj również:
Samorządowe pieniądze dla lubuskich, piłkarskich trzecioligowców
Wywiad z prezesem Jagiellonii Białystok Wojciechem Pertkiewiczem
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?