Zdzisław Wojciński ze Słubic swoją przygodę z wędkarstwem zaczął ponad pół wieku temu w miejscowości Barcin na Kujawach, gdzie się wychował. Do koła wędkarskiego zapisał się w wieku 15 lat. Pierwsze ryby łowił w Noteci i pobliskich jeziorach, gdzie ryb było wtedy pod dostatkiem. Podstawowymi przynętami były wtedy kobusy oraz gnojaczki. Zanęt wówczas nikt nie stosował.
Prawdziwego wędkarstwa nauczył się jednak dopiero w latach 70., kiedy to przeprowadził się do Słubic. Teraz najchętniej łowi na Odrze. Uwielbia polować na sandacza, metodą gruntową z ukleją lub płocią na haku.
Na swoim koncie ma już sazana o wadze 7,8 kg, oraz szczupaka 7,2 kg. - Nie raz miałem do czynienia z większymi rybami, lecz nie udało mi się ich wyholować - wyjaśnia wędkarz.
19 maja br wybrał się nad Odrę, 8 km od Słubic. Dzień wcześniej szukał tam nowych miejsc. - Moją uwagę przykuła jedna z główek na łuku rzeki. Po zanęceniu, o 13.00 rozpocząłem wędkowanie. Miałem kij robinson typu match, o długości 4,2 metra i ciężarze wyrzutu 5-12 gramów. Na kołowrotku była żyłka o wytrzymałości do pięciu kilogramów z przyponem 0,16. Łowiłem pod prąd, około 10 metrów od szczytu główki, na przegruntowany zestaw z leżącym spławikiem. Na haczyk założyłem dwa ziarna kukurydzy konserwowej - zdradza pan Zdzisław.
Po ok. 10 min. udało mu się wyciągnąć półtorakilogramowego leszcza, co dawało nadzieję na dobre w tym dniu wyniki.
- 15 minut później miałem kolejne energiczne branie. Po zacięciu zorientowałem się, że na haku "siedzi" coś grubszego. Ryba zaczęła uciekać w nurt. Wyciągnęła ze szpuli około 70 metrów żyłki i wpłynęła na drugą spokojniejszą stronę główki. To gwarantowało mi moc emocji - opowiada.
Hamulec kołowrotka był wyregulowany w taki sposób, że ryba raz po raz wyciągała po 40 metrów linki. - Dopiero po około 30 min., zanim udało mi się podholować ją do brzegu, zobaczyłem jak jest wielka. To był amur - mówi słubiczanin. - Ale jak się okazało, to jeszcze nie był koniec. Kolejne pół godziny mocowałem się z nim. Bolały mnie już ręce. Czubek wędki był wygięty do granic wytrzymałości, a żyłka aż trzeszczała. Musiałem być bardzo delikatny, ponieważ w każdej chwili zestaw mógł strzelić.
W pobliżu nie było jednak nikogo, kto mógł przyjść mu z pomocą. Przy pierwszej próbie wprowadzenia amura do podbieraka okazało się, że sprzęt on za mały. - Po którymś razie, w końcu udało się przyciągnąć zdobycz bardzo blisko brzegu. - Ustawiłem rybę między wyrwę w główce i zdecydowałem się podebrać ją rękoma. Odłożyłem wędkę, złapałem ją i energicznym ruchem wyśliznąłem z wody, bo o podniesieniu nie było nawet mowy. Po wszystkim, zmęczony usiadłem na foteliku i spojrzałem na zegarek. Była 15.12. A więc hol, wraz z niezapomnianymi emocjami, trwał ponad 70 minut - mówi pan Zdzisław.
Okaz został zważony w Słubicach w sklepie drobiarskim. Wskazówka pokazała 19,7 kg, przy długości 112 centymetrów. - Postanowiłem jednak zważyć go jeszcze raz na wadze elektronicznej. Tam wynik był dokładnie taki sam - zapewnia wędkarz.
Ten amur kwalifikuje się więc do złotego medalu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?