Wojewoda Helena Hatka kandyduje do Senatu. Do Izby Wyższej aspiruje też jej zastępca - Jan Świrepo. Kandydatami na posłów są też m.in. burmistrz Sulęcina Michał Deptuch, burmistrz Trzciela Maria Górna-Bobrowska, wicemarszałek Maciej Szykuła, przewodnicząca gorzowskiej Rady Miasta i urzędniczka z Witnicy Krystyna Sibińska, starosta gorzowski Józef Kruczkowski, starosta słubicki Andrzej Bycka, ministrowie Jolanta Fedak i Waldemar Sługocki oraz wielka rzesza radnych gminnych, miejskich, powiatowych i wojewódzkich - tak sytuacja przedstawia się jedynie w naszym okręgu.
- Sam fakt kandydowania do parlamentu przez osoby zajmujące funkcje publiczne nie jest niczym zdrożnym. Choć w tym przypadku można się zastanawiać, dlaczego po roku od wyborów samorządowych kandydat zmienia zdanie i zamiast realizować obietnice wyborcze, które z pewnością złożył mieszkańcom, chce zostać posłem - mówi Adam Sawicki z Fundacji Batorego, Program Przeciw Korupcji.
- Ale to właśnie moi wyborcy powiedzieli mi, że powinienem kandydować - przekonuje M. Deptuch, nr 5 na liście Ludowców. - PSL potrzebuje mandatu i chcę o niego powalczyć.
- Nie robię kampanii, bo wiem, że nie dostanę się do parlamentu z 14. miejsca na liście - mówi wprost M. Górna-Bobrowska. Dlaczego więc jest kandydatką PO? - To dobry sposób na zwrócenie uwagi elitom politycznym na problemy małych i biednych gmin.
Jednak kandydowanie samorządowców czy urzędników do parlamentu wywołuje mieszane uczucia. - Przyjeżdżają służbowymi autami z kierowcami. Jako urzędnicy czy kandydaci? Przecież to robienie kampanii za nasze pieniądze - komentuje wizyty znanych urzędników na rozmaitych imprezach jedna z osób, która ubiega się o mandat.
- Niestety, występują negatywne zjawiska wykorzystywania funkcji publicznej na potrzeby kampanii wyborczej. Można je podzielić na tzw. miękkie i bezpośrednie. Te miękkie to np. akcja promocyjna miasta, której głównym bohaterem jest burmistrz - kandydat. Lub sprawozdanie z wykonania jakiegoś ważnego projektu, które firmuje swą osobą samorządowiec - mówi "GL" ekspert z fundacji Batorego.
- Ale spotykamy się również z sytuacjami, kiedy kandydat wprost wykorzystuje swe możliwości jako osoby publicznej w kampanii. Na przykład okazuje się, że urzędnicy prowadzą jego biuro wyborcze czy kandydat jeździ na spotkania wyborcze służbowym samochodem, a te wyjazdy nie są odpowiednio rozliczane.
Fundacja Batorego od wielu lat proponuje, by osoby piastujące funkcje publiczne na dwa tygodnie przed wyborami wzięły urlop. - Dzięki temu unikną podejrzeń i sytuacji, które mogą budzić wątpliwości, czy nie wykorzystują swej funkcji na cele kampanii - tłumaczy A. Sawicki.
H. Hatka zapytana przez "GL", czy na okres kampanii wyborczej nie powinna wziąć urlopu, odpowiedziała: - To jest niemożliwe, bo jest zbyt wiele rzeczy w województwie, za które jestem odpowiedzialna. Wicewojewoda także kandyduje do Senatu. Planujemy krótkie urlopy, ale w takim czasie, by nie ucierpiały na tym sprawy naszego regionu.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?