Mieszkanka Sulęcina (imię i nazwisko do wiadomości redakcji) w zeszłym roku została dyscyplinarnie zwolniona z gminnej posady. Nie zgodziła się jednak z decyzją swoich przełożonych i złożyła w tej sprawie pozew w sądzie pracy.
Sędziowie nie uznali jednak racji mieszkanki Sulęcina, oddalając pozew. - Dlatego pod koniec października złożyłam apelację - dodaje kobieta.
Nikt nic nie wie
- Na początku grudnia dostałam pismo z sądu, z którego dowiedziałam się, że przydzielono mi obrońcę z urzędu, z Rady Adwokackiej. Niestety, więcej szczegółów nie było - opowiada sulęcinianka. Od tego czasu minął miesiąc, a kolejnych wiadomości nie było. - Zadzwoniłam więc do Rady i zapytałam, co się dzieje - wspomina.
- Odpowiedzieli mi, że mam już adwokata. Wymienili nawet nazwisko tego mężczyzny - dodaje. Mieszkanka Sulęcina zadzwoniła więc do wskazanego mecenasa. Usłyszała odpowiedź, że on nic nie wie, iż ma być jej obrońcą. - Skontaktowałam się więc znowu z Radą Adwokacką, gdzie stwierdzono, że to niemożliwe, żeby obrońca nic nie wiedział, bo wszystkie niezbędne dokumenty zostały już jemu przekazane - wyjaśnia kobieta, która denerwuje się, że pozew leży wciąż nietknięty w sądzie. A ten z kolei czeka, kiedy zgłosi się po niego adwokat. Według sulęcinianko to błędne koło.
Zaszła pomyłka
- Mogło tutaj zajść nieporozumienie - mówi Anna Markiewicz, kierownik biura Okręgowej Rady Adwokackiej w Zielonej Górze. Przyznaje, mieszkance Sulęcina został przydzielony adwokat, ale nie ten, z którym się kontaktowała. - Po pierwsze, nie był to mężczyzna, tylko kobieta. Chociaż o tych samych nazwiskach, stąd mogła wyniknąć pomyłka - dodaje A. Markiewicz.
- Dlatego adwokat, o którym ta pani wspomniała, nie mógł nic wiedzieć o sprawie - tłumaczy. Kierowniczka Rady Adwokackiej podkreśla też, że zawiadomienie o przydzieleniu adwokata dostała zarówno pani mecenas, jak mieszkance Sulęcina. - Dokument wysłaliśmy 7 stycznia - wyjaśnia A. Markiewicz.
Nie udało się nam skontaktować z panią adwokat, która była pełnomocnikiem mieszkanki Sulęcina. Jednak sprawę wyjaśnił nam jej mąż, słubicki adwokat Marek Kotyński. - Rzeczywiście, żona została przydzielona do bycia obrońcą tej pani. Była też z nią w stałym kontakcie - mówi adwokat. Dodaje jednak, że po jakimś czasie kobieta złożyła wniosek do Rady Adwokackiej w Zielonej Górze o zmianę prawnika.
- Swoją prośbę uzasadniła tym, że woli, by jej obrońcą był ktoś z Gorzowa. Bo tam miała odbyć się rozprawa - tłumaczy M. Kotyński.
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?