Joanna Grabarska, nauczyciel kontraktowany języka polskiego z SP nr 2 w Kostrzynie nad Odrą: - Praca z dziećmi jest męcząca psychicznie i fizycznie, dlatego trzeba ją lubić. Dla mnie zawsze była marzeniem, ale z pensji strasznie trudno się utrzymać. Zarabiam niecały 1 tys. zł na rękę. Gdyby nie zarobki męża, nie bylibyśmy się w stanie utrzymać. Aby pracować w szkole, studiowałam pięć lat, a mąż, który jest robotnikiem, zarabia dużo więcej ode mnie. Ministerstwo proponuje kosmetyczne zmiany, które nie poprawią sytuacji nauczycieli.
- To zamach na reformę edukacji. Stracą uczniowie, bo będą uczeni przez słabszych nauczycieli - mówili nam w piątek pedagodzy.
Do końca tego roku ministerstwo chce znowelizować ustawę o systemie oświaty: zwiększyć pensum (czyli liczbę godzin pracy dydaktycznej przy tablicy) z 18 na 22 i podwyższyć nauczycielom pensje. Stażyści mają zarabiać do końca przyszłego roku średnio o 580 zł więcej, a dyplomowani o 380 zł.
- W ten sposób zatrze się różnica między płacami doświadczonego pedagoga a tego rozpoczynające pracę. Starsi nauczyciele znów pożałują, bo po co było się męczyć tyle lat, żeby zdobyć tak wysoki stopień awansu zawodowego? A młodzi się przestraszą, że czeka ich to samo - mówi Franciszek Szymczyszyn, nauczyciel informatyki i techniki w Zespole Szkół nr 13 w Gorzowie.
Po co piąć się w górę?
Joanna Nowak-Wojewódzka, nauczycielka mianowana historii i WOS-u w Gimnazjum nr 6 w Zielonej Górze: - Jestem zdecydowanie przeciwna tym zmianom. Jeśli do pensum doda się nam cztery godziny, to na pewno nie zmniejszy się liczba tych godzin, które wypracowujemy poza pensum. W sumie pracuję przynajmniej 40 godzin w tygodniu i zarabiam nieco ponad 2 tys. zł brutto. Te zmiany sprawią, że czasu będziemy mieli mniej, a pewnie chętnych do zawodu nauczyciela też będzie mniej.
CO TO JEST PENSUM?
Nauczyciel na pełnym etacie pracuje 40 godzin tygodniowo. Z tego 18 godzin to praca dydaktyczna przy tablicy. Pozostałe to czas poświęcany na rady pedagogiczne, przygotowywanie zajęć, sprawdzanie klasówek i zeszytów.
Podobnie wypowiadają się inni pedagodzy. - Spłaszczanie różnicy w pensjach spowoduje, że nauczycielom nie będzie chciało się dokształcać, zdobywać nowych kwalifikacji - mówią. Ich zdaniem młodzi pedagodzy powinni zarabiać więcej niż teraz.
- Nie może być tak, że nauczyciel po studiach dostaje mniej niż niewykwalifikowany robotnik - tłumaczy Izabela Szczepińska, nauczycielka dyplomowana ze Szkoły Podstawowej nr 10 w Gorzowie.
Przejście wszystkich etapów awansu zawodowego to długa droga. Po około sześciu latach pracy w szkole nauczyciel może zostać mianowanym i dopiero wtedy zacząć starania o awans na dyplomowanego. Przygotowuje plan rozwoju zawodowego na prawie trzy lata, a po jego zrealizowaniu przedstawia efekty w kuratorium. - Robimy to kosztem rodzin, zdrowia - opowiada Waldemar Szymczak, polonista z II Liceum Ogólnokształcącego w Gorzowie.
Nauczyciele dyplomowani podkreślają, że to zamach na jedną z podstaw ostatniej reformy edukacji. Awans zawodowy miał się opłacać wszystkim: nauczycielom (awans daje wyższe zarobki) i uczniom (aby dostać awans, nauczyciele muszą coraz lepiej z nimi pracować). Teraz dyplomowani mają dostać po kieszeni. Na dodatek już teraz tracą finansowo: dyrektorzy niechętnie przyznają im nadgodziny, bo muszą za nie płacić dwa razy więcej niż np. stażyście.
- To dlatego szkoły chętniej zatrudniają stażystów - mówi F. Szymczyszyn. Zastanawia się też, młodym będzie chciało się inwestować w siebie.
Więcej pracy
Waldemar Szymczak, nauczyciel dyplomowany języka polskiego z II LO w Gorzowie: - Proponowane zmiany to idiotyzm i pokazują bezradność państwa. Cieszy, że młodzi nauczyciele będą zarabiać trochę więcej. Tylko w imię czego mają starać się o awans zawodowy, skoro później i tak nie przełoży się on na zarobki? Przybędzie pracy, a przy braku motywacji finansowej może się to przełożyć na jakość nauczania. Starzy nauczyciele pewnie zostaną w szkołach, ale młodzi przy takich perspektywach nie będą się do niej garnąć.
Krytykowany jest pomysł zwiększenia godzin "przy tablicy" z 18 na 22 tygodniowo. - Ten, kto to wymyślił, chyba nigdy nie uczył w szkole - mówi I. Szczepińska. I nie chodzi tylko o to, że przez takie zmiany pracę straci co piąty nauczyciel, a na nadgodziny, którymi dorabiają do pensji, nie będzie już żadnych szans.
- Cztery godziny to dużo więcej sprawdzianów i zeszytów do sprawdzania w domu oraz dłuższe przygotowania do lekcji. A już teraz pracujemy dużo więcej niż 40 godzin w tygodniu przypisanych do etatu - tłumaczą belfrowie.
Projekt nowelizacji ustawy rząd chce wprowadzić w życie jeszcze w tym roku. 18 sierpnia ma być kolejna tura rozmów między oświatowymi związkami zawodowymi a ministerstwem edukacji. - Jeśli nie wycofają się z tych pomysłów, pewnie dojdzie do kolejnego strajku - mówi Barabra Zajbert, szefowa gorzowskiego oddziału Związku Nauczycielstwa Polskiego.
Przez to dzieci po wakacjach mogą przywitać strajkujący nauczyciele.
Tyle zarabiają
(płace brutto)
Dołącz do nas na Facebooku!
Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!
Kontakt z redakcją
Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?