Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Winobranie 2010: - Bachus rządzi, ja się martwię - mówi Janusz Kubicki, prezydent Zielonej Góry

Leszek Kalinowski 68 324 88 74 [email protected]
JANUSZ KUBICKI, 41 lat, znak zodiaku - koziorożec. Od 2006 r. prezydent Zielonej Góry, wcześniej dyrektor Polikliniki, absolwent zarządzania i marketingu w Wyższej Szkole Inżynierskiej (obecnie Uniwersytet Zielonogórski). Żonaty, ma dwóch synów.
JANUSZ KUBICKI, 41 lat, znak zodiaku - koziorożec. Od 2006 r. prezydent Zielonej Góry, wcześniej dyrektor Polikliniki, absolwent zarządzania i marketingu w Wyższej Szkole Inżynierskiej (obecnie Uniwersytet Zielonogórski). Żonaty, ma dwóch synów. fot. Paweł Janczaruk
- My na te wszystkie imprezy wydajemy mniej niż Warszawa na jeden koncert sylwestrowy - mówi prezydent Janusz Kubicki.

- Winobranie dla pana to zabawa czy organizacyjny stres?
- Dla mnie zawsze to stres, niezależnie od tego, kto Winobranie organizuje. Przecież i tak pretensje są pod adresem prezydenta. Teraz wracamy do tego, co było kiedyś, a co nie przynosi zysku, ale ludziom się podoba. Weźmy np. korowód. Jest drogi, a nie przynosi dochodów. Na debacie, która odbyła się w ,,Gazecie Lubuskiej", organizator imprez, pan Owsiany, powiedział, że na dobry korowód potrzeba by 500 tys. zł. A my na całe Winobranie tyle przeznaczamy.

- Ale oczekiwania mieszkańców są chyba coraz większe?
- Impreza przestała już być marką województwa lubuskiego, jest marką ogólnopolską. Przyjeżdżają tysiące ludzi…

- I podglądają, jak się bawimy?
- Też. Rok temu był np. prezydent Poznania, by zobaczyć nasz korowód. Bardzo mu się podobał. Choć mieszkańcom nie do końca.

- Jak pan myśli: dlaczego?
- Dla prezydenta Poznania to była nowość. Zielonogórzanie korowód oglądali co najmniej kilkakrotnie i oczekują czegoś oryginalnego. Nie chcą co roku widzieć tych samych występów na platformach. Trudno jednak to wszystko zorganizować. Wiemy, że powinny być miejsca z trybunami, nagłośnienie i prowadzący, który relacjonowałby przebieg przemarszu tak, by informacje były aktualne, niezależnie od tego, w jakim miejscu wśród publiczności stoimy. Nie stać nas w tej chwili na tego typu inwestycje dla dwugodzinnej imprezy.

- Skoro mówimy o pieniądzach... Zdaniem opozycji za dużo wydajemy na Winobranie, Festiwal Piosenki Rosyjskiej, koncerty emitowane w telewizji.
- My na te wszystkie imprezy wydajemy mniej niż Warszawa na jeden koncert sylwestrowy. Przez ostatnie lata mówiło się, że za mało nas w telewizji. A jak wreszcie się to udało, już nie chcemy tej promocji. Gdybyśmy zamówili telewizyjne reklamówki, zapłacilibyśmy jeszcze więcej. Będąc współorganizatorem tych imprez, ponosimy tylko część kosztów. I to nam się opłaca.

- Czy to zaowocuje np. nowymi inwestorami w powstającej strefie w Nowym Kisielinie?
- W świadomości wielu Polaków przestajemy być miastem powiatowym, które z niczym się nie kojarzy. Niejednokrotnie przekonaliśmy się, że zupełnie inaczej się rozmawia, także w sprawach gospodarczych z kimś, komu miasto nie jest obce. Musimy się promować, by być rozpoznawalnym. Nikt nie ma wątpliwości, że promocja jest dziś czymś nieodzownym w rozwoju miasta. Chcemy być metropolią, porównujemy się do Wrocławia, Poznania. Musimy więc nie tylko Winobranie organizować na coraz wyższym poziomie.
- I ciągle więcej wydawać?
- Wierzę, że imprezy, które stają się już markami, same się będą z czasem finansować. Od trzech lat zabiegaliśmy, by Festiwal Piosenki Rosyjskiej był w telewizji. I był. Teraz z TVP przyszło pismo, że chcą podpisać umowę na przyszły rok. Impreza tak się im spodobała. Podobnie będzie z Winobraniem. Sponsorzy sami będą się zgłaszać. Pamiętajmy, że to jedyne takie wydarzenia w Polsce.

- Nie boi się pan, że miasto jako organizator Winobrania dostanie od mieszkańców złe oceny?
- Robimy wszystko, by tak nie było. Staramy się zaspokoić różne gusta, stąd też koncerty, imprezy, które nie wiążą się z winną latoroślą, np. koncerty rockowe. Wiemy, że muszą być, bo gromadzą tysiące słuchaczy. Zdajemy sobie jednak sprawę, że wszystkich zadowolić się nie da. Przecież krytykowano już na przykład to, że na jarmarku obok rękodzieła i sadzonek winogron sprzedawano majtki. Gdy dokonaliśmy podziału i sprzedawców odzieży przenieśliśmy w inne miejsce, odezwały się głosy krytyki. Bo jarmark zrobił się mało atrakcyjny.

- Jakie wnioski wyciągnęło miasto z lat poprzednich?
- Wiele, na przykład nie organizujemy koncertów w amfiteatrze, bo nie cieszyły się popularnością. Podobnie z meczami na stadionie przy ul. Sulechowskiej. Mimo że przyjechali znani aktorzy, ludzie nie przyszli kibicować, jak grali. Imprezy więc muszą odbywać się w centrum miasta. Stąd dwie sceny, jedna przy ratuszu, druga - główna - przy filharmonii. Poza tym wiemy, że widowisko winobraniowe nie może być jakimś wydarzeniem artystycznym, skierowanym do wąskiego grona odbiorców. Musi być charakter zabawowy. Sztuka przez duże S niech będzie w teatrze czy BWA.

- A ubiegłoroczne nieporozumienia z winiarzami?
- Nie ma tego złego co by na dobre nie wyszło. W tym roku będziemy mieli winobusy, które zawiozą chętnych na winnice. W mieście takich z prawdziwego zdarzenia nie mamy, więc warto zajrzeć na jedną z lubuskich winnic i poczuć klimat prawdziwego Winobrania.

- Winobranie to długa impreza, we wszystkich wydarzeniach weźmie pan udział?
- Nigdzie się nie spotkałem, by inne miasta organizowały tak długie święto i nagromadziły w tak krótkim czasie tyle gwiazd, wydarzeń kulturalnych, sportowych, rozrywkowych. Dla mnie jednak to czas wytężonej pracy, choć przecież abdykuję na rzecz Bachusa. Nie we wszystkim będą mógł wziąć udział. Będę w tym czasie m.in. przyjmował delegacje 12 zaprzyjaźnionych z Zieloną Górą miast.
- Co zapamięta pan z tego roku?
- Na pewno wydarzeniem dla mnie będzie uroczystość nadania miastu imienia św. Urbana I. Od pierwszej niedzieli winobraniowej będziemy mieli swojego patrona. Ale też cieszy mnie fakt odsłonięcia pomnika Bachusa. To dobrze, że zawiązała się grupa, która chce upiększać nasze miasto. I co roku wzbogacać je o jakiś charakterystyczny element.

- Na co szczególnie zwraca pan uwagę podczas organizacji Winobrania?
- Na bezpieczeństwo. To dlatego przerywamy remont deptaka. Wywozimy z niego palety z kostkami, by zapobiec jakimś dziwnym pomysłom bawiących się osób. Deptak musi być posprzątany.

- Czego się pan jeszcze obawia?
- Najbardziej może nam narozrabiać w planach pogoda. Ostatnio była dla nas łaskawa. Mamy nadzieję, że teraz też nie będzie lało od rana do wieczora. Tego jednak niestety nie możemy zagwarantować.

- Ładna pogoda przyciągnie do nas turystów?
- Oczywiście, mamy tego dowody. A więcej gości to więcej klientów naszych hoteli, restauracji, sklepów. Nasi handlowcy też się wystawiają na jarmarku i dobra pogoda dla nich także oznacza większy zysk. Z myślą o gościach otwieramy nowe Centrum Informacji Turystycznej. Pokazując tym samym, jak bardzo nam na nich zależy. To, co było na ul. Kupieckiej z filią w ratuszu, niezbyt dobrze o nas świadczyło.

- Trudno w tych dniach świętowania nie wypić toastu ,,na zdrowie". Jakie pan lubi wino?
- Przyznam, że bardzo smakuje mi riesling z winnicy państwa Krojcigów. Zresztą nie tylko mi. Kiedy podarowaliśmy go ambasadorowi Rosji, za kilka dni zadzwonił do nas z pytaniem, gdzie można to wino kupić…

- Dziękuję.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska