Nasza Loteria SR - pasek na kartach artykułów

Winobranie patykiem pisane

Zdzisław Haczek 0 68 324 88 45 [email protected]
Bachusa i Bachantki już mamy. Teraz wina tutejszego nam dajcie!
Bachusa i Bachantki już mamy. Teraz wina tutejszego nam dajcie! fot. Paweł Janczaruk
Grzech główny Winobrania A.D. 2009? Brak lubuskiego wina i jego producentów - soli tej ziemi.

Dziś na tych łamach papieru jest za mało, by przypominać przyczyny, racje stron konfliktu: lubuscy winiarze vs. organizator Winobrania - poznańska firma Aspe. Najważniejszy jest skutek: w przygotowanych dla winiarzy domkach pod ratuszem króluje portugalskie wino z winobraniową etykietą i zakwas chlebowy z ruskim pierogiem na zagrychę.

Jeden z Czytelników "GL" skomentował konflikt krótko: winiarstwo to biznes jak każdy inny, a producenci wina są zbyt zachłanni. Owszem, każdy, kto zakłada winnicę nie tylko na domowe potrzeby, chce pewnie zrobić na niej interes. Ale winiarstwo dla Lubuskiego to akurat nie zakład produkcji nagrobków czy japońskich telewizorów LCD. To odradzająca się tradycja, której korzenie tkwią w tej ziemi od wieków.

Odradzająca się w niezłym tempie. Tu już nie chodzi o "bańkę dojrzewającą w kącie kuchni", ale o gałąź regionalnego przemysłu. Przemysłu, który nareszcie może nas wyróżnić czymś więcej niż tylko reklamowym sloganem czy kiścią winorośli w wieńcu Bachusa.
Nawołuję więc do szczególnej troski, jaka naszym winiarzom się należy. Daleki jestem jednak od propagandowej "opieki" z lat 70., kiedy to "za Gierka" górniczy stan zdawał się być najważniejszym zawodem pod PRL-owskim słońcem.

Korzeń musi być

Każda regionalna impreza potrzebuje swojego "korzenia". Rosnące z roku na rok w Siedlcu Święto Świni - z wyścigami do koryta i wciąganiem kiełbasy na czas - to przecież impreza ku chwale tamtejszego "wędliniarskiego zagłębia". Tudzież producentów trzody.
Nazwa Targów Jadła Regionalnego w Wielisławicach mówi sama za siebie.

Gmina Deszczno wymyśliła sobie Święto Pieczonego Kurczaka, gdzie sołtysi czy koła gospodyń wiejskich pieką udka według trzymanych w tajemnicy przepisów... A śpiewa im Maryla Rodowicz.

Po pierwsze - nie małpuj!

I tu dochodzimy do sedna, czyli marki. Według słownika, marka to "znak fabryczny, firmowy, wskazujący jakość, chroniący przed naśladownictwem lub podrabianiem".

Maryla Rodowicz była już gwiazdą nie tylko Święta Pieczonego Kurczaka, ale i Winobrania, Święta Świni... W tym roku na Winobraniu występują Myslovitz, Patrycja Markowska, Czerwone Gitary, czołówka hip-hopu, ale to przecież nie gwiazdy - choćby były marką same w sobie - nadają imprezie niepowtarzalną jakość.

Ty ponad stragan wylatuj!

Może więc Winobranie wyróżnia rozmach? No popatrzmy: dziewięć dni pomiędzy szaloną karuzelą lunaparku, "przenoszącymi tony" strongmenami, dwiema koncertowymi scenami, a ogródkami, gdzie wśród mieszanki oparów golonki, smażonego oscypka i chrupiącego pączka, leją... piwo do plastikowego kubka (bo szklane pokale nagle "nabrały ochoty na dalszy spacer").

Na targowisku kupisz wszystko: od płaszcza na zimę, przez fotel z masażem, cudowny pilnik do paznokci, po "łańcuszek antyalergiczny" czy "słonia portfelowego"... Czyli dla każdego coś miłego. No chyba że bursztynowe kolczyki czy koszulkę z napisem "Ojciec Dyrektor" ktoś już kupił w nadmorskim kurorcie, skąd niesprzedany towar przyjechał.

Czy zaspokojenie gustów wszystkich ma jednak znamiona oryginalności?
Niech sobie stragany puchną brazylijską tykwą, krówką-mordoklejką i zieloną watą cukrową. Ale "targowiskowemu folklorowi" trudno przybić stempel "Trade Mark".

Może jednak świerszcze...

Magda Umer ze swym "Koncertem na dwa świerszcze" przyciągnęła przed winobraniową scenę spory tłum głodnych poetyckiego słowa. W Lubuskim Teatrze brawami i salwami śmiechu nagradza się Laskowików, Machaliców - gwiazdy Winobraniowych Spotkań (sale pełne pomimo biletów kosztujących czasem 55-80 zł).

Zostańmy na deptaku - głównej scenie Winobrania. Wieczorowa pora. Co rusz wianuszek ludzi kogoś otacza... No właśnie. Tu podchmielony jegomość ruszył w pląsy. Ale dalej dają popis Apacze. To znów nasi tancerze break dance czy beatbokserzy, rodzimy teatr ognia... A gdzież się podziały teatry uliczne?! Gdzież kuglarze? Czy choć niektórzy uczestnicy zajeżdżającego do nas w lipcu (dzięki ZOK-Amfiteatr) Busker Busa nie mogli tu zostać teraz zaproszeni?

Swoją sztuką - uliczną przecież - mogliby przenieść winobraniowy tłum w wymiar nieco inny...

Niby bez siary

Oczywiście, że sprzedawane na deptaku w majestacie prawa wino raczej nie należy do tych "patykiem pisanych" (o zawartości "siary" niech wypowiedzą się fachowcy).
W poszukiwaniu winobraniowej marki dochodzę do smutnego wniosku. Tak jak portugalski trunek udaje coś swojskiego, tak jak czescy muzycy to podróbka The Beatles, tak Winobranie - bez naszych winiarzy, a z Bachusem jeno - jest jednym - wielkim, a jakże! - festiwalem wtórności. Nawet pomysłu na porządny, radosny korowód tu nie ma. Bo i z czego się cieszyć?
Do zobaczenia zatem (mam nadzieję, że tylko na razie) w ogródku... piwnym.

Dołącz do nas na Facebooku!

Publikujemy najciekawsze artykuły, wydarzenia i konkursy. Jesteśmy tam gdzie nasi czytelnicy!

Polub nas na Facebooku!

Kontakt z redakcją

Byłeś świadkiem ważnego zdarzenia? Widziałeś coś interesującego? Zrobiłeś ciekawe zdjęcie lub wideo?

Napisz do nas!
Wróć na gazetalubuska.pl Gazeta Lubuska