Zielona Góra. Morsowanie to lepsze zdrowie i… nowa rodzina. Dołącz do niej i wejdź do wody na Dzikiej Ochli także w nocy!

Lucasa Kmiećkowiaka namawiała żona. On? Żartował, że może morsować z nią w lipcu. Bo z natury jestem zmarzluchem. Na samą myśl o zimnej wodzie dostaje gęsiej skórki.

- Na dodatek miałem problemy zdrowotne z kręgosłupem, palcami. Nieobca mi była rwa kulszowa. Starałem się dbać o zdrowie, biegałem, ćwiczyłem. Myślałem, że morsowaniem mogę sobie tylko zaszkodzić, stąd moje obawy – opowiada młodszy aspirant Lucas Kmiećkowiak, którego na co dzień można spotkać w Państwowej Straży Pożarnej w Zielonej Górze. – Ale w końcu rok temu zdecydowałem, że spróbuję. Poszedłem na rozpoczęcie sezonu. Okazało się, że to nie takie straszne. Zacząłem więc morsować. Na początku z akcesoriami. Teraz tylko w kąpielówkach. I… nie choruję. Czuję się coraz lepiej.

Małgorzata Torenc morsuje od 2019 roku. Namówiła ją koleżanka. Nie od razu się zgodziła. Bo przecież zawsze się obawiała, że jak wejdzie do zimnej wody, to zachoruję. To dlatego nie wchodziła do morza. A tak bardzo kocha Bałtyk i lubuskie jeziora.

- W końcu dałam się przekonać. Przyszłam na Dziką Ochlę. Ale od razu zaznaczyłam, że tylko wchodzę i od razu wychodzę z wody – opowiada Małgorzata Torenc. – Teraz to ja jeżdżę nad morze przez cały rok. I niezależnie od pory roku się kąpię. To mi sprawia ogromną frajdę, nie mówić już o korzyściach zdrowotnych.

Jacek Moszyński, prezes EKM Lubuskie Morsy, wszedł do zimnej wody na Dzikiej Ochli dziesięć lat temu. Za sprawą kolegi, który mu opowiadał, że kilka osób spotyka się w tym miejscu, by morsować.

- No to dołączyłem do nich. Wtedy zrobiłem to bez żadnej wiedzy – przyznaje Jacek Moszyński. – Po prostu było to wejście do zimnej wody i tyle. Nie wiedziałem nic na ten temat. Przez te 10 lat zdobyłem ogromną wiedzę w zakresie dbałości o zdrowie poprzez morsowanie. Miałem okazję szkolić się m.in. u Wima Hofa czy Valerjana Romanowskiego, którzy są uznawani za guru w świecie pracy z zimnem. Teraz sam dzielę się tą wiedzą z innymi.

Z czasem grupa morsujących osób powiększała się i z nieformalnej stała się formalnym klubem.
- Morsują z nami dzieci i osoby w wieku 60 plus. Wszyscy czujemy się ze sobą bardzo dobrze. Bo nasze bycie razem nie kończy się wraz z wyjściem z wody – mówi prezes EKM Lubuskie Morsy. – Nasze niedzielne morsowania kończą się tradycyjnym, wspólnym śniadaniem.

A jak na rozpoczęcie sezonu przystało, nie zabrakło ciasta, kiszonych ogórków czy szampana bezalkoholowego Picolo. To już także tradycja… Tak jak i sprzątania Dzikiej Ochli. Co roku morsy zakasują rękawy i biorą się do roboty. Dbają o miejsce, które daje im tyle radości i satysfakcji.

Pierwsza akcja sprzątania oznaczała tony śmieci. I wydawała się nie mieć końca. Z czasem trwała coraz krócej. To cieszy, że ludzie coraz mniej wyrzucają butelek i kartonów. Morsy chętnie też biorą udział w akcjach charytatywnych, bo lubią pomagać. Doceniają zawarte na Dzikiej Ochli przyjaźnie i wspólne działanie.

- Promuje zdrowy styl życia. Nie tylko zapraszamy na morsowanie, ale też namawiamy na bieganie, rajdy rowerowe, pływanie, surfowanie… - wyliczają morsy. – Nie ma nic ważniejsze niż zdrowie, także to psychiczne, dlatego należy dbać o to, by czuć się ze sobą dobrze. Otaczać się ludźmi, którzy dają nam pozytywną energię.

Ewelina Różycka przyszła na Dziką Ochlę… popatrzeć. Może się przekona i następnym razem sama wejdzie do wody.
- Słyszałam, że morsowanie ma duży wpływ na odporność organizmu. A ja ciągle się przeziębiam – mówi.
Jacek Moszyński przyznaje, że jest szereg aspektów, na które morsowanie dobrze wpływa. Nie tylko chodzi o odporność organizmu. Układ krwionośny lepiej działa, mienia się nasza skóra, staje się bardziej jędrna. No i co ważne dla wielu osób, morsowanie ma też wpływ na utratę tkanki tłuszczowej. Nie bez znaczenia jest też fakt, że po morsowaniu poprawia się nam nastrój, jest duży wystrzał endorfin…

Czy każdy może morsować? Przeszkodą są choroby serca, krążeniowe. Takie osoby muszą więc skonsultować się z lekarzem. Samo nadciśnienie jeszcze nie wyklucza z morsowania. Wśród lubuskich morsów nie brakuje tych, którzy regularnie biorą tabletki na nadciśnienie. Lekarz nie widział problemu. A zainteresowani mówią dziś, że wejścia do zimnej wody im nie szkodzą. Przeciwnie, czują się lepiej.

Jak morsować? Zdaniem Jacka Kucia, który na co dzień pracuje w Regionalnym Centrum Krwiodawstwa i Krwiolecznictwa w Zielonej Górze i także jest lubuskim morsem, należy pamiętać o kilku rzeczach.
- Ważna jest lekka rozgrzewka. Nie można z nią przesadzać. Dlatego że jak jest bardzo rozgrzane ciało, jest duża różnica temperatur, zwłaszcza jak na dworze są temperatury są ujemne – podkreśla. – Dlatego zawsze robimy delikatną rozgrzewkę typu pajacyki, skłony, żeby rozgrzać przed wejściem do wody mięśnie.

Przede wszystkim jak wchodzimy to wody, to robimy to spokojnie. Nie wskakujemy do niej, nie wbiegamy na hurra… Moczymy najpierw stopy zabezpieczone gumowym obuwiem, potem powoli wchodzimy głębiej, pamiętając o spokojnym oddechu. Relaksujemy się. Nie panikujemy. Stoimy i nie robimy gwałtownych ruchów. I nigdy nie wchodzimy do wody sami.

- Nawet doświadczony mors nie powinien sam wchodzić, bo organizm może różnie zareagować. Zawsze jak jest ktoś obok, to w razie czego pomoże. Nie można też przesadzać z czasem w wodzie – mówi Jacek Kucia. - Mieliśmy już taką sytuację, że przyszła na Dziką Ochlę bardzo pewna siebie dziewczyna. Mówiła, że jest zdrowa, wysportowana i zimna woda jej niestraszna. Opowiadała, że była już w kriokomorze i wszystko było OK. Weszła do wody bez treningu, bez delikatnego rozgrzania. Niby wszystko było dobrze, ale jak wyszła i zaczęła się przebierać, to nagle się pochyliła i straciła przytomność.

Morsy są zawsze przygotowani: mają ciepłą odzież, gorącą herbatkę. Żeby po szoku termicznym się rozgrzać. Żeby narządy, związane z krążeniem normalnie funkcjonowały. Żeby to ciepło rozeszło się po całym organizmie.

Jak dodaje Jacek Kucia – nigdy nie wchodzimy do wody pod wpływem alkoholu. Ani latem, kiedy ciało jest rozgrzane. Ani jesienią czy zimą. Po alkoholu najpierw jest ciepło, a potem naczynia się obkurczają. Dodatkowo szok termiczny związany z zimną wodą powoduje, że one jeszcze bardziej się zamykają i może dojść do zasłabnięcia.

Członkowie Ekskluzywnego Klubu Morświna Lubuskie Morsy dobrze to wiedzą i przestrzegają wszystkich zasad prawidłowego morsowania. I wzajemnie o siebie dbają. Jak to w rodzinie, którą się czują.

- Nie sądziliśmy, że morsowanie tak wciąga. Ma tak pozytywną moc na nasze życie. Ktoś, kto patrzy na to z boku, myśli sobie, co to takiego. Wejdą do zimnej wody, wyjdą i już. Ale tego, czym naprawdę dla nas jest morsowanie, nie da się opisać – mówią lubuskie morsy. – Zyski są ogromne. Zdrowotne, psychologiczne, życiowe. Nic więc dziwnego, że wszyscy z niecierpliwością czekaliśmy na rozpoczęcie kolejnego jesienno-zimowego sezonu. Znów jesteśmy razem. I to jest wspaniałe! Zapraszamy do nas wszystkich, w niedziele albo też na nocne morsowanie. Pierwsze spotkanie – 15 listopada o godzinie 20.00. Warto do nas dołączyć!